Guillame Vincent gra Preludia S. Rachmaninowa - fenomenalnie.
Kolejny album z niedalekiej przeszłości, sprzed prawie dekady, który, co prawda, nie jest już nowością, ale pomimo tego przyciągnął uwagę Płytomaniaka na tyle mocno, że ten z radością go przesłuchał i niniejszym opisuje swoje pozytywne wrażenia. Nie mogło być inaczej w przypadku jednego z moich ulubionych kompozytorów, czyli Sergiusza Rachmaninowa. Jeden z tekstów opublikowanych w tym tygodniu na blogu jest już co prawda poświęcony jego twórczości, ale dobrej muzyki nigdy za wiele, toteż bez najmniejszych wahań sięgam nagranie kompletu fortepianowych Preludiów, które w roku 2012 dla francuskiej wytwórni Naïve zarejestrował 21-letni wówczas Guillame Vincent. Zrobił to tak efektownie, że powstały wtedy album osobiście uznaję nie tylko jako jeden z najlepszych z tym repertuarem, ale również jako jedno z najpiękniejszych nagrań muzyki instrumentalnej w przeciągu ostatnich dziesięciu lat.
Czym sobie zasłużył młody pianista na takie komplementy? Doskonałych nagrań twórczości Rachmaninowa przecież nie brakuje, zarówno tych będących już od dekad klasycznymi pozycjami w dyskografii (V. Ashkenazy, A. Weissenberg), czy nowszych, pokazujących zainteresowanie wirtuozów młodszych generacji tym repertuarem (N. Lugański, B. Giltburg). Konkurencja jest spora i ryzykowne jest traktowanie każdej kolejnej wersji płytowej Preludiów jako tej jedynej i niepowtarzalnej. Mimo powyższych zastrzeżeń, po wielokrotnym słuchaniu wszystkich pozycji, zarówno pojedynczo, jak i cyklami (op. 23 i op. 32), jestem przekonany, że kreacja młodego w chwili rejestracji materiału Francuza z pewnością sprawdzi się na przestrzeni kolejnych dekad a jemu samemu przyniesie opinie doskonałego interpretatora twórczości Rachmaninowa, ale również wytrawnego, wrażliwego i błyskotliwego pianisty.
Już sam początek nagrania, druga część zbioru Morceaux de fantasie op. 3, znana jako Preludium c-moll, wystawia jak najlepsze świadectwo umiejętności warsztatowych i sztuki odczytania nutowego zapisu przez francuskiego pianistę. Jak w soczewce skupiają się w nim charakterystyczne cechy wykonania całości: idealnie wręcz dobrane tempa, rytmiczna precyzja, świetnie brzmiące basy, porywająca ekspresja: naturalna, szczerze i autentycznie przeżyta, bez oznak fałszu czy chęci zwykłego popisu, odbijająca intencje autora przefiltrowane przez wrażliwość i intelekt Guillame’a Vincenta.
Inna sprawa, że pozostałe cykle swoim wyrazowym, fakturalnym i emocjonalnym zróżnicowaniem dają pianistom spore pole do popisu zarówno technicznego, jak i interpretacyjnego, z czego bohater mojego omówienia skwapliwie skorzystał. Rozpoczynające op. 10 I Preludium fis-moll cechuje się śpiewnością, melancholią, typowym dla kompozytora nastrojem, zaś wykonawca bardzo dobrze radzi sobie z koniecznością gry w dynamice piano i jego odcieniach przez większość przebiegu. Zmienia się to diametralnie w następnym, B-dur, będącym wraz z Piątym, najbardziej efektownym i wirtuozowskim Preludium tego zbioru. Potężne kaskady dźwięku i błyskotliwa figuracja w jednym oraz fenomenalna rytmika w drugim sprawiają, że słuchanie obu pozycji jest zawsze wielkim przeżyciem dla publiczności, zaś same dzieła wybierane są często przez wirtuozów na bis. Pożądany kontrast wyrazowy wprowadzają umieszczone między nimi Trzecie – „w tempie menueta”,w którym pianista poświęca dużo uwagi zróżnicowanej artykulacji i cieniowaniu dynamiki oraz Czwarte, będące natchnionym nokturnem. Liryzm i śpiewność linii melodycznej w prawej ręce na tle subtelnego akompaniamentu lewej znajdują w nim najpełniejszy wyraz. Podobny typ faktury można odnaleźć w kilku następnych pozycjach cyklu, z tą różnicą, że o ile w Szóstym jest bardzo romantyczne i namiętne, o tyle w Siódmym panuje już znaczne ożywienie za sprawą szybkich figuracji, większej żywiołowości, zaś tryb zmienia się na moll. Uważni słuchacze mogą się w nim doszukiwać podobieństw do muzyki F. Chopina, podobnie jak w następnych: Ósmym, które również przypomina typowe dla naszego mistrza gatunki: etiudę lub właśnie preludium, a także Dziewiątym (es-moll) z charakterystycznym prowadzeniem melodii w tercjach i sekstach. Pięknym zwieńczeniem cyklu jest ostatnie, X Preludium Ges-dur, śpiewne, szeroko zakrojone, pełne oddechu i głębi, o wybitnie emocjonalnym i romantycznym charakterze.
Słuchając kolejnego cyklu, op. 32, zastanawiałem się początkowo nad losami dzieł składających się z dwóch cykli nazwanych identycznie, by wspomnieć o Das wohlemperierte Klavier, obu zestawach Etiud F. Chopina, Impromptus F. Schuberta czy przede wszystkim Preludiach lub Obrazach C. Debussy’ego. Popularność lub artystyczna ranga ich poprzedników mogły niekiedy robić wrażenie, że kontynuacja z zbioru w postaci drugiego zeszytu czy części nie cieszyła się zawsze równie wielką popularnością, uważana była w jakimś stopniu za „gorszą” czy inną. Nie wiem też do końca, czy miłośnicy twórczości S. Rachmaninowa są równie podzieleni, jeśli chodzi o wybór między oboma zestawami Etiud-Obrazów czy właśnie Preludiów, których drugi tom, powstały o dekadę później niż pierwszy, zawiera tym razem więcej (13) pozycji. Osobiście, cenię sobie równie wysoko oba komplety i dotyczy to również przywołanych powyżej dzieł innych kompozytorów.
Również w op. 32 Guillame Vincent przykuwa uwagę w każdym z poszczególnych utworów. Są z reguły niedługich rozmiarów i pogrupowane na zasadzie kontrastu agogicznego lub wyrazowego. W pierwszym z nich, najkrótszym ze wszystkich, wykonawca intryguje dynamizmem początku i rozwinięcia utworu oraz stonowanym, lapidarnym zakończeniem kilku spokojnych akordów (rozwiązanie często stosowane przez Rachmaninowa). W drugim słyszymy zmianę metrum, przypominającą włoską sicilianę – pojawi się ona jeszcze w X Preludium -tworzącą klamrę dla burzliwej, rozedrganej, niespokojnej części środkowej. Nastrój rozjaśnia się częściowo w trzecim, rozpoczętym potężnymi akordami, ruchliwym i żywiołowym, będącym pozycją bardzo efektowną z punktu widzenia odbiorcy, który na pewno dostrzeże w osobie francuskiego pianisty niewątpliwie zacięcie wirtuozowskie. IV Preludium e-moll intryguje z początku specyficzną rytmiką i fakturą akordową oraz spokojną i natchnioną melodyką. W miarę przebiegu utworu narasta dramatyzm, co słuchać w doskonale poprowadzonej przez pianistę narracji, a sam utwór, trwający aż sześć minut odznacza się wyjątkową kompozytorską pomysłowością, sytuując go w gronie jednych z najwybitniejszych osiągnięć tego gatunku. Cudowne trzy minuty uspokojenia, oddechu i poczucia obcowania z pięknej w najczystszej postaci przynosi V Preludium G-dur, bardzo „francuskie” w swojej subtelności i elegancji – może fakt, że wykonuje je właśnie Guillame Vincent sprawia, że brzmi tak niesamowicie?
„Groźne” jest energiczne i utrzymane w dynamice forte/fortissimo lapidarne (niecałe półtora minuty) Szóste, zaś bardzo się od niego różni pogodne Siódme, z kapryśną i „zabawną” strukturą rytmiczną głównej myśli. Jeszcze większe ożywienie słychać w Ósmym, mającym też błyskotliwy charakter, stanowiącym dla wykonawców wyzwanie w zakresie biegłości technicznej. IX Preludium A-dur przynosi pożądane uspokojenie; jest to piękne dzieło z wyrazistą, nasyconą ekspresją i nieskrępowaną fantazją, oddaną w fenomenalny sposób przez młodego pianistę. Wspomniane już wcześniej Dziesiąte jest dla mnie kolejnym fenomenem. Niezwykle smutne i przejmujące, rozpoczyna się spokojnie w rytmie siciliany z charakterystycznym motywem, ale już wkrótce zarówno metrum, jak i tonacja (h-moll), a także melodyka i faktura ujawniają swój prawdziwy charakter oraz dramatyczny potencjał: narracja rozwija się i prowadzi przez narastające crescendo i potężne akordy do pełnej wyrazu kulminacji, po której następuje przypomnienie głównej, melancholijnej i utrzymanej w ciemnych barwach myśli. Tym większy jest szok po jego wybrzmieniu za sprawą niedługiego, lirycznego pogodnego, „ciepłego” Preludium H-dur, będącym swoistym intermezzem z następującym po nim ekspresyjnym, tajemniczym i utrzymanym w moll oraz bardzo typowej dla muzyki kompozytora stylistyce Dwunastym. Całość imponująco wieńczy wybitne i poruszające XIII Preludium Des-dur, rozpoczęte wyrazistymi, patetycznymi akordami przypominającymi chorał. To prawdziwy dźwiękowy poemat o bogatej fakturze pianistycznej i szerokiej dynamice, który w konsekwentnie rozwijającej się narracji prowadzi do wspaniałej i potężnej kulminacji. Trudno sobie wyobrazić bardziej przekonujące i imponujące zakończenie cyklu, dzięki któremu Sergiusz Rachmaninow zapisał się po raz kolejny złotymi głoskami w historii muzyki fortepianowej. A ostatnie, pełne siły i potęgi brzmienia akordy – czyż nie brzmią jak doskonale znanego z jego późniejszego arcydzieła dzwony?
Propozycja wytwórni Naïve, o której nie było u nas specjalnie głośno w momencie jej rynkowej premiery, natychmiast podbiła moje serce za sprawą doboru repertuaru, wspaniałego wykonania, mistrzostwa gry młodego wirtuoza, a także doskonałej jakości dźwięku, przyczyniającej się również do sukcesu tego nagrania. Miłośnicy muzyki Sergiusza Rachmaninowa i wielkiej pianistyki (nie waham się użyć tego określenia) powinni się nią koniecznie zainteresować – lepiej późno, niż wcale. Warto.
Paweł Chmielowski
Sergiusz Rachmaninow
Preludia
Preludium c-moll op. 3 nr 2; 10 Preludiów op. 23; 13 Preludiów op. 32
Guillame Vincent, fortepian
Naïve V 5296 • w. 2012, n. 2012 • (2 CD), 86’22” ●●●●●●
Komentarze
Prześlij komentarz