Roberto Alagna jako Enrico Caruso - nowość z Sony Classical.
Jeden
z najwybitniejszych współczesnych tenorów składa hołd jednemu z
najwybitniejszych tenorów początku XX wieku (o ile nie w ogóle
najwybitniejszemu zarejestrowanemu na płytach tenorowi, czy nawet
najwybitniejszemu tenorowi wszechczasów). Taki hołd nie byłby
jednak czymś niezwykłym, gdyby nie sposób, w jaki artysta go
wyraził. Wszak nie jest precedensem, że wielcy śpiewacy swoimi
płytami w symboliczny sposób pragną uczcić swoich starszych
kolegów – mistrzów. Często prowadzi to do wybitnych rezultatów,
by wspomnieć dokonania Cecilii Bartoli (w hołdzie Marii Malibran),
Angeli Gheorghiu (w hołdzie Marii Callas), czy Piotra Beczały (w
hołdzie Richardowi Tauberowi).
Roberto
Alagna jest jednak dużo bardziej skrupulatny w najlepszym tego słowa
znaczeniu, co dowodzi jego szczerej i żarliwej fascynacji postacią
Enrica Carusa (1873-1921). Ze stosunkowo bogatej (biorąc pod uwagę
czasy, w których żył Caruso) dyskografii „króla tenorów”
Alagna wybrał 19 nagrań. Dokładnie je przeanalizował, a następnie
zaśpiewał w sposób najbardziej zbliżony do interpretacji Carusa.
W tym celu Alagna przeszedł „szkołę Carusa”, przyjmując jego
sposób śpiewania, emisji głosu, frazowania, oddechu, dostosował
się do tempa wybranego przez Carusa (niekiedy dyktowanego
maksymalną, 4½-minutową pojemnością ówczesnych płyt),
długości trzymanych przez niego wysokich dźwięków; gdy zaś
trzeba było, wzorem wielkiego poprzednika dokonał transpozycji
utworu do innej tonacji, starając się przy tym aktywować tessiturę
Carusa, przyjął też język preferowany przez legendarnego tenora
(stąd np. arie z Poławiaczy pereł Bizeta, czy Manon
Masseneta, śpiewane są po włosku). Przy tym jednak Alagna nie
starał się imitować barwy głosu Carusa, w tym względzie pozostał
sobą, w myśl zasady, że hołd nie sprowadza się jedynie do
odtwórczego naśladownictwa.
Dodatkowo,
w nagraniach wykorzystano możliwie zbliżony akompaniament
instrumentalny do tego, jaki pojawiał się w nagraniach Carusa.
Niekiedy wiązało się to z koniecznością dokonania aranżacji
(wszak w dawnych nagraniach, z przyczyn technicznych, orkiestrę
symfoniczną niekiedy zastępował mniejszy zespół, a dokonane
wówczas opracowania instrumentalne często tworzone były jedynie na
użytek konkretnej rejestracji i nie zachowały się do dzisiejszych
czasów). W przypadku ostatniego z zarejestrowanych utworów
(odpowiadającego najwcześniejszemu z wybranych nagrań Carusa)
posłużono się też techniką rejestracji typową dla czasów
Carusa.
Przed
przystąpieniem do obcowania z muzyczną zawartością omawianej
płyty, bezwzględnie należy zatem zapoznać się z bogatym w cenne
informacje komentarzem Alagni zamieszczonym w książeczce.
W
tym miejscu pozwolę sobie na drobne uzupełnienie. Jednym z
zamieszczonych na płycie utworów jest aria basowa Vecchia
zimarra z Cyganerii Pucciniego. Jest to kompozycja, która
została zarejestrowana przez Carusa (ale, zapewnie inspirowany
genialnym Neapolitańczykiem, zaśpiewał ją też np. Luciano
Pavarotti) i, jak pisze Alagna, „legenda głosi, że Caruso
zaśpiewał ją na scenie, stając za kolegą, który stracił swój
głos i nikt z słuchających nie zwęszył tego podstępu”. W
istocie, tak było. Pełną relację tego niezwykłego zdarzenia daje
nam znakomity nowozelandzki sopran, Frances Alda, która była jego
bezpośrednim świadkiem. Jej historii możemy posłuchać na 11.
woluminie wydanej przez wytwórnię Bayer Dacapo serii płyt ze
wszystkimi nagraniami Enrica Caruso. Przedstawmy w skrócie, jak Alda
zapamiętała tamto wydarzenie: „My: Caruso, Scotti, De Segurola i
ja, mieliśmy w Filadelfii przedstawienie Cyganerii. (…) W
trakcie ostatniego aktu, jak wiecie, Mimi, sopran, leży na łożu
śmierci; Rudolf, tenor, stoi przy niej. Colline tuż przed
zaśpiewaniem swojej słynnej arii z płaszczem zwrócił się do nas
i bardzo ochrypłym głosem wyszeptał: <Straciłem mój głos,
nie mogę śpiewać>. <Nie martw się>- odpowiedział Caruso
- <Tylko siedź cicho i poruszaj ustami, a ja zaśpiewam to za
ciebie>. I tak też zrobił. Doskonale! Zwrócony plecami do
publiczności (…) która zupełnie nie zorientowała się, że to
śpiewał Caruso”. W dalszej części wspomnienia Alda mówi, że
niedługo po pamiętnym przedstawieniu Caruso zarejestrował w studio
ową arię basową. A zatem owym nieszczęśnikiem, któremu
przydarzyła się niedyspozycja był Andrés De Segurola, również
wybitny śpiewak minionej epoki.
W
przypadku Roberta Alagni, jego partnerami na omawianej płycie są
Aleksandra Kurzak i Rafał Siwek w Tercecie z Lombardczyków
Verdiego (Caruso utrwalił ten utwór z Frances Aldą i Marcelem
Journetem), we wszystkich utworach tenorowi towarzyszy zaś Yvan
Cassar – grając na fortepianie, prowadząc orkiestrę bądź
stworzony z jej członków zespół, a także, co najważniejsze,
tworząc stylowe aranżacje.
Repertuar
został dobrany w taki sposób, by w możliwie najbardziej
wszechstronny sposób ukazać sztukę Enrica Carusa, są tutaj
utwory, które neapolitański tenor zarejestrował na różnych
etapach swojej artystycznej kariery, poczynając od 1920 roku, kiedy
to dokonał ostatnich nagrań, kończąc na pierwszych latach XX
wieku. Obcując z omawianą płytę, zagłębiamy się zatem coraz
bardziej w przeszłość…
Ciekawostkę
stanowi pierwszy z wybranych utworów – to piosenka Caruso
skomponowana przez Lucia Dallę (1943-2012). Oczywistym jest, że
Caruso nie mógł znać tego utworu. Gdyby jednak piosenka powstała
w jego czasach, jak mogłaby brzmieć, i jak on mógłby ją
zaśpiewać? Wydaje się, że tę kwestię trafnie rozstrzyga Roberto
Alagna i zaprezentowana na płycie kreacja. Wykonanie jest wyważone,
pełne autorytetu, „operowe”, nieco nostalgiczne, zupełnie różne
(także pod względem instrumentacji: tutaj klasycznie symfonicznej)
od wersji Pavarottiego – zdecydowanie bardziej utrzymanej w
konwencji rozrywkowej, z pieśniarską ekspresyjnością.
Tak
można opisać omawianą płytę. Ale jak ją zrecenzować? Chyba
najtrafniejsze byłoby w tym miejscu zdanie: artysta znakomicie
zrealizował założone cele. Pojawiają się jednak inne pytania, w
tym chyba najtrudniejsze: jak należy traktować omawianą płytę?
Czy jest ona artystycznym eksperymentem? Tak, choć z pewnością jej
wartość artystyczna daleko wykracza poza wartość eksperymentu.
Czy jest hołdem? Dotykamy kwestii podjętej na początku tekstu,
jest to hołd niezwykły, pełny. Czy mówi nam coś nowego o
Carusie? Z pewnością, ukazując w nowym świetle jego „szkołę”,
estetykę, technikę, artyzm. Czy zatem tak śpiewałby Caruso, gdyby
przyszło mu żyć w czasach dzisiejszych? Pytanie bez odpowiedzi.
Niemniej, możemy stwierdzić, że tak potrafi śpiewać Roberto
Alagna, który zasłużył sobie na miano ucznia Carusa – zapewne
najzdolniejszego i najgorliwszego. Doskonale umie on czerpać z
lekcji Mistrza, ukazując przy tym również indywidualne rysy, o
czym jeszcze dobitniej możemy się przekonać obcując z innymi jego
nagraniami.
Łukasz
Kaczmarek
Roberto
Alagna
Caruso
1873
Georges Bizet, Francesco Cilea,Teodoro Cottrau, Ernesto de Curtis, Lucio Dalla, Antonio Carlos Gomes,
Georg Philipp Händel, Guy d’Hardelot, Ruggiero Leoncavallo, Jules Massnet, Abraham Luois Niedermeyer, Emanuele Nutile, Giovanni
Battista Pergolesi, Giacomo Puccini, Gioacchino Rossini, Antoni Rubinstein, Piotr Czajkowski
Roberto
Alagna, tenor • Orchestre National d’Île-de-France • Yvan
Cassar, dyrygent
Sony
Classical 19075950482 • w. 2019, n. 2019 • CD, ca. 73’ ●●●●●○
Autor
bloga dziękuje firmie Sony Music Entertainment Poland i panu Adamowi Zarzyckiemu za nadesłanie
albumu do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz