Osmo Vänskä i Symfonie Gustawa Mahlera (1) - Zmartwychwstanie.
Uważni
melomani, zwłaszcza ci rozmiłowani w nagraniach muzyki
orkiestrowej, wiedzą o efektach współpracy Osmo Vänskä
ze szwedzką wytwórnią BIS. Przed
ćwierćwieczem zrealizował głośny cykl Symfonii rodaka –
Jeana Sibeliusa, potem, z biegiem lat pojawiały się komplety utworów Carla
Nielsena, Ludwiga van Beethovena czy ponownie autora Finlandii
– tym razem z udziałem Orkiestry z Minnesoty, którą kieruje od
roku 2003. Ostatnio zaś publikowane są albumy – części składowe
projektu poświęconego muzyce Gustava Mahlera. Jednym z nich, ale
nie ostatnim w kolejności ukazywania się na rynku, jest nagranie II
Symfonii c-moll.
Jest
to bez wątpienia interesująca propozycja i miłośnicy kompozytora
z nie przejdą obok niej obojętnie, zwłaszcza w przypadku tak cenionego
i lubionego przez nich arcydzieła. Zmartwychwstanie stawia
bardzo duże wymagania techniczne i interpretacyjne, a także
obsadowe, ponieważ obejmuje nie tylko orkiestrę symfoniczną o
potężnym składzie, ale również dwa głosy solowe oraz chór.
Dyrygent musi zatem bardzo skutecznie przeprowadzić swoją wizję we
współpracy z tak licznym aparatem wykonawczym, zadbać o
ukształtowanie formy, precyzję, pokazanie detali instrumentacji,
poprowadzenie narracji od początku do końca w sposób przekonujący
i utrzymujący uwagę słuchacza, co nie jest łatwe już z racji
samego trwania dzieła (tutaj Druga liczy 84 minuty).
Artysta
o tak bogatym doświadczeniu i znajomości wielkiego repertuaru, a
jest nim niewątpliwie fiński maestro, sprostał owym wyzwaniom.
Podoba mi się jego stosunek do temp: część pierwsza jest szeroko
rozbudowana i trwa nieco dłużej niż zazwyczaj (23’), ale nie
jest to jakoś specjalnie rażące, wręcz przeciwnie, moim zdaniem
przysługuje się to muzyce – jej bogatej instrumentacji i i
melodyce. Początkowe wejście wiolonczel i kontrabasów wykonane
jest energicznie, ostro, ale po wybrzmieniu obszernej grupy
pierwszego tematu dyrygent wyraźnie zwalnia, chcąc wyeksponować
liryczny, spokojny, nieśpieszny charakter kolejnego z wątków.
Operuje niewątliwie szerokimi gestami i płaszczyznami, dając
muzyce czas na wybrzmienie. Imponuje wypracowana dynamika – różne
warianty piana i pianissima w smyczkach oraz sekcji dętej. Nie
oznacza to jednak, że cały przebieg tego ogniwa cechuje się takim
podejściem. Dramatycznemu przetworzeniu i repryzie nie brak
dynamizmu i pasji, dzięki artyzmowi kapelmistrza i podążaniu przez
niego tropem partytury i jej zapisów, otrzymujemy wykonanie warte
uwagi i odznaczające się starannością oraz zróżnicowaniem w
zakresie temp oraz ekspresji. Być możne znajdą się słuchaczy i
krytycy oczekujący czegoś więcej, lecz ja takich zastrzeżeń nie
wysuwam. Osobiście, zbyt wolne granie jest dla mnie zdecydowanie
bardziej do przyjęcia niż gonitwa, gnanie za każdą cenę do
przodu czy powierzchowność interpretacji, choć brzmiąca na pewno
dobrze i efektownie.
Nie
słyszę również niczego, co miałoby mi się nie podobać w
dalszym przebiegu Symfonii. Następne w kolejności Andante
moderato toczy się nieśpiesznie, ale płynnie i konsekwentnie.
Można się w nim delektować urokiem tematów i instrumentacji,
odzywkami drewna i harf, cichutkich pasaży i figuracji smyczków,
ładnym, nasyconym dźwiękiem wiolonczel prezentujących główny
temat, nie brak też oczywiście odpowiednio zrealizowanego kontrastu
wyrazowego w postaci dynamicznej, wzburzonej części środkowej, w
której do głosu dochodzi również sekcja blachy i perkusji. Osmo
Vänskä
nie ulega pokusie „podkręcenia”
tempa i ekspresji, prowadzi narrację ze skupieniem i dużą kulturą.
Podobnie rzecz się ma z trzecim
ogniwem Symfonii,
w którym dyrygent wręcz idealnie oddaje wymagany przez kompozytora
spokojny, lecz płynny (In ruhig fließender Bewegung) jednostajny,
utrzymany w metrum na trzy, ruch i puls, przeplatany niekiedy
energicznymi epizodami perkusji i blachy. Wiele solowych wejść
instrumentów dętych dowodzi kunsztu muzyków Orkiestry z Minnesoty
– są czyste, ładnie brzmią i frazują. Słychać tu, podobnie
jak w poprzednich częściach, szczegóły faktury dzieła, nie
zawsze wyeksponowane w innych, bardzo przecież licznych,
rejestracjach. Za przykład niech posłuży ostatni dźwięk Scherza
– wyraźnie wybrzmiewający dźwięk tam-tamu.
Element
wokalny wprowadza natchniona, wyrazista partia niskiego głosu
kobiecego, rozpoczynającego frazą O
Röschen rot czwarte ogniwo,
krótki, lecz zapadający zawsze w pamięć Urlicht.
To jedna z najpiękniejszych kart muzyki Gustava
Mahlera, wzruszająca swoim liryzmem i urokiem. Bardzo dobrze
odnajduje się w nim śpiewająca wyrównanym, pozbawionym wibracji,
ładnym w barwie mezzosopranem Sasha Cooke. Również tutaj tempo jest
niezbyt szybkie, co pozwala dłużej sycić się walorami kompozycji,
ale też skłania odbiorcę do
większej refleksji podczas słuchania.
Szeroko
zakrojony, imponujący finał za każdym razem wywiera na mnie wrażenie nie
tylko jako całość i genialne zwieńczenie Zmartwychwstania,
ale też samym gwałtownym początkiem, potężnymi akordami całej
orkiestry w fortissimo, które po wybrzmieniu przechodzą w liczne,
fenomenalnie brzmiące, nastrojowe i niezwykle efektowne poszczególne
epizody, prowadzące od jednego do drugiego przez 2o minut czysto
instrumentalnego udziału aparatu wykonawczego. To jest niewątpliwe
wyzwanie, ale również pole do popisu dla orkiestry i dyrygenta.
Muszę przyznać, że gra sprawia mi naprawdę dużo satysfakcji,
jako że jest utrzymana na naprawdę wysokim poziomie. Poszczególne
plany brzmieniowe i akustyczne są bardzo wyraźne, sekcje sprawują
się bez zarzutu, ba, doskonale pod względem intonacji, precyzji gry
oraz artykulacji. Pierwsze wejście
chóru Aufersteh’n, ja
aufersteh’n wirst du jest
tajemnicze, piękne, a za chwilę dołącza do niego drugi głos
solowy – bardzo ładny,
przyjemny w odbiorze sopran Ruby
Hughes. Ten fragment, oparty na śpiewie w pianissimo, wystawia
bardzo dobre świadectwo formacji Minnesota Corale, przygotowanej
przez Kathy Saltzman Romey. Choć pojawia się dopiero w ostatnich
kilkunastu minutach dzieła, to jej
udział zapewnia dziełu ową
największą siłę, pasję i splendor w ostatnim, najbardziej
porywającym ustępie finału, wykonywanym wspólnie z solistkami.
Chórzyści i śpiewaczki wykonują
swoje partie z dużym zaangażowaniem i emocjami, niezbędnymi
przecież w muzyce o takiej ekspresji, czego przykładem jest poniższy króciutki urywek video:
Nie
byłbym uczciwy, gdybym na zakończenie nie wspomniał o niewątpliwym
atucie omawianego nagrania – jakości technicznej. Dźwięk jest
znakomity, czysty, wyraźny, skala dynamiki jest ogromna, sekcje
instrumentalne są właściwie zbalansowane, podobnie jak proporcje
między śpiewaczkami, chórem i orkiestrą. To przykład pracy
realizatorów na najwyższym poziomie i przykład jednej z najlepiej
zarejestrowanych wersji II Symfonii Gustava Mahlera. Nie można
narzekać na niedostatek dyskografii tego utworu i każdy z
miłośników muzyki kompozytora z pewnością ma nie tylko kilka lub
kilkanaście pozycji na półce z płytami, ale również na swoich
faworytów wśród mistrzów batuty prowadzących owo niezwykle
dzieło. Opublikowane przez BIS nagranie może stanowić wartościowe
i interesujące wzbogacenie dotychczasowej kolekcji, zasługując na
uwagę melomanów ceniących z jednej strony doskonałość technicznego wymiaru
wydawnictwa, a z drugiej wysoki poziom artystyczny wykonania. Warto się o
tym przekonać samemu, podzielając – lub nie – moje wrażenia. Jestem też ciekaw kolejnych kreacji Osmo Vänskä w tym repertuarze, być może będzie jeszcze okazja do zaprezentowania następnych dzieł kompozytora w ramach projektu szwedzkiego wydawcy.
To nie koniec omawiana nagrań Symfonii Gustava Mahlera na stronach bloga. Już niedługo przyjdzie pora na prezentację innej płytowej wersji Zmartwychwstania. Mam już teraz wrażenie, że będzie co najmniej równie dobra:
Paweł
Chmielowski
Gustav
Mahler
Symfonia
nr 2 c-moll „Zmartwychwstanie”
Ruby
Hughes, sopran; Sasha Cooke, mezzosopran • Minnesota Chorale •
Minnesota Orchestra • Osmo Vänskä, dyrygent
BIS-2296
• w . 2018, n. 2017 • SACD, 84’08” ●●●●●○
Autor
bloga dziękuje wytwórni BIS, portalowi Eclassical.com oraz panu
Robertowi
von
Bahrowi
za
nadesłanie albumu w formie elektronicznej do recenzji. Polski
dystrybutor tego wydawcy, który nie jest w ogóle zainteresowany
współpracą z Płytomaniakiem i promowaniem swoich tytułów na
blogu, nie przyczynił się w żaden sposób do ukazania się
omówienia powyższego nagrania na stronie.
Płytomaniak.blogspot
would like to thank Mr. Robert von Bahr and BIS Records for sending
the album as digital files and making this review possible.
Komentarze
Prześlij komentarz