Muzyka wzruszająca do łez - młodzi soliści grają Koncerty W. A. Mozarta.

 


Choć ostatnio moje myśli zaprzątała kameralistyka, dawno tu niewidziana, to jednak nie przestaję obcować z symfoniką w najlepszym wydaniu, a z taką mamy do czynienia w przypadku albumu wytwórni Alpha z wybranymi Koncertami Wolfganga Amadeusza Mozarta. Nie ma co ukrywać, tegoroczne Boże Narodzenia upłynęło u mnie pod znakiem genialnej muzyki autora Wesela Figara, czego akurat nie żałuję, bo nagranie goszczące często w moim odtwarzaczu sprawiło mi tyle radości, że nie mogłem się nim nacieszyć. Można tu mówić zresztą o ucieleśnieniu porzekadła „połączyć przyjemne z pożytecznym”, jako że nie tylko dostajemy możliwość obcowania przez ponad godzinę z arcydziełami muzyki instrumentalnej, a na dodatek wspieramy przy okazji młodych artystów, wybranych przez francuskiego wydawcę i szwajcarską fundację Orpheum do nagrania dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta z udziałem znanych orkiestr i dyrygentów, sprawujących niejako pieczę nad całością. Tak jest i tutaj: drugi wolumin cyklu z udziałem międzynarodowego grona wirtuozów oraz doskonale znanej formacji Mozarteum z Salzburga pod batutą Howarda Griffithsa, kapelmistrza znającego na wylot repertuar muzyki okresu klasycyzmu i z racji doświadczeń doskonale odnajdującego się w roli mentora młodych solistów.

Album rozpoczyna piękny i popularny III Koncert skrzypcowy G-dur K. 216. Znany z wielu wybitnych fonograficznych rejestracji, tutaj również przybiera bardzo interesującą i przekonującą dźwiękową postać. Chiński skrzypek, Ziyu He, rocznik 1999, zamieszkały zresztą w Salzburgu, obcuje z dziełem od dawna, odkąd podjął naukę gry na instrumencie, nic zatem dziwnego, że jego gra odznacza się pełną swobodą i naturalnością, łączącą dojrzałość i naiwność, swobodę i dyscyplinę, radość i refleksję. Część pierwsza (Allegro) umiejętnie wprowadza w radosną i pogodną atmosferę utworu, zaś dość długa kadencja, autorstwa nie samego kompozytora, lecz Sama Franka, jest nieodzownym elementem konstrukcji formalnej, jak też sprawdzianem muzykalności i biegłości technicznej solisty. Środkowe natchnione Adagio stanowi cudowną, liryczną przerwę między dwoma szybszymi ogniwami. Pięknie wszystko „płynie” w sposób tak naturalny i uroczy, że trudno sobie wyobrazić lepsze wykonanie owego fragmentu. Również żywe, roztańczone i pełne humoru Rondo ujmuje werwą i śpiewnością melodii, z których na szczególną uwagę zwraca temat w tonacji moll, wprowadzający odpowiedni kontrast do ogólnie pogodnej atmosfery całości, jak również środkowy epizod ze zmianą metrum. Wrażenie odniesione podczas słuchania III Koncertu są jak najbardziej pozytywne, chiński artysta umiejętnie przekształcił swoją wieloletnią znajomość dzieła na kreację utrzymaną na wysokim poziomie, której słucha się z przyjemnością.

To samo, a nawet więcej da się też powiedzieć o wybornym wykonaniu Koncertu fagotowego B-dur K. 191. Sam instrument, niezastąpiony w każdej orkiestrze, pozostaje w cieniu popularniejszych kuzynów, również i tych zamieszczonych na niniejszym albumie, ale kiedy sięga po niego geniusz Wolfganga Amadeusza Mozarta, można być pewnym wzruszeń i obcowania z pięknem w najczystszej postaci. O jego niewątpliwej wartości przekonany jest też młody niemiecki artysta, Theo Plath (ur. 1994), wyznający, że dzieło „porusza go głęboko w sercu swymi radosnymi dźwiękami, emanującymi optymizmem i klarownością”. Z pewnością potwierdzi to każdy słuchacz niniejszego nagrania, zachwycony doskonałością formalną, wspaniałym wykorzystaniem możliwości instrumentu, jego pięknym i eleganckim brzmieniem, znakomitą dyspozycją solisty, grającego z wielką pasją i czułością dla ukochanego przez siebie utworu. Czystość i prawdziwość intencji wykonawcy, w połączeniu ze wspaniałym towarzyszeniem orkiestry pod czułą i precyzyjną batutą Howarda Griffithsa, wywierają niezapomniane wrażenie. A to wszystko w zaledwie 16 minutach czasu trwania! A jaką prześliczną stylizację menueta mamy w finałowym Rondzie! Jeśli w niebie jest specjalnie wydzielony Mozartowski raj, to z pewnością częścią rozbrzmiewa w nim Koncert fagotowy B-dur, czego przedsmak daje nam Theo Plath i towarzyszący mu członkowie salzburskiej formacji.

Nie byłoby płyty z Koncertami Wolfganga Amadeusza Mozarta bez fortepianu, nie mogło go zatem zabraknąć na niniejszym albumie. I jest to ważna pozycja, choć opatrzona piątym numerem porządkowym w dorobku autora, to będącą tak naprawdę pierwszą, jaką kompozytor rozpoczął długą i wspaniałą drogę na polu koncertu fortepianowego. Napisany, podobnie jak poprzednik w roku 1773, Koncert D-dur K. 175 zaskakuje największą spośród wszystkich zaprezentowanych na nagraniu dzieł obsadą orkiestry, obejmującej oprócz smyczków oraz pary rogów i obojów, również kotły i dwie trąbki, brzmiących w czasach swojego powstania najlepiej właśnie w tej tonacji. Mimo że jest to debiut, siedemnastolatek poczyna sobie tutaj wyjątkowo śmiało, o czym świadczy nie tylko poszerzenie składu orkiestry, co nadaje jej wyjątkowy splendor, ale także inne fenomenalne pomysły, jak sam znaczny udział całego zespołu w strukturę całości, a to sprawia, że młodzieńczy utwór jawi się, paradoksalnie, jako dojrzały i zdecydowanie indywidualny. „Wiązanką młodości i energii” nazywa go solistka, wykonująca zresztą własne kadencje, co wpisuje się oczywiście w praktykę czasów kompozytora, urodzona w roku 1994 Mélodie Zhao. Cechy te są wyraźnie słyszalne w przebiegu dzieła, dowodząc talentu wykonawczyni do gry błyskotliwej i wyrazistej, ale nie brak w nim także głębszych akcentów, zwłaszcza w powolnym i zadumanym Andante ma un poco adagio. Piękne dialogi fortepianu z pozostałymi instrumentami nie pozostawiają nikogo obojętnym za sprawą „czystości i jej emocjonalnej esencji, sprawiającej, że muzyka wzrusza do łez”. Owszem, to ładunek emocjonalny zachwyca, podobnie jak bezprzykładna maestria Mozarta, obecna chociażby w samej czysto orkiestrowej, efektownej introdukcji do finałowego Allegra, w której młody kompozytor odważnie posługuje się kilkoma tematami, aktywnie je następnie przetwarzając razem z fortepianem. Można się zdumieć, ile nowego, a zarazem własnego tkwi w V Koncercie i przyznać rację autorowi, twierdzącemu, że wczesne utwory „są bardzo błyskotliwe, przyjemne dla ucha, naturalnie nie popadając w banał, tu i tam mogą sprawić satysfakcję znawcom, jednakże i laicy mogą być zadowoleni, nie wiedząc nawet dlaczego”.

Umiejętne połączenie młodego wieku solistów, pokazujących się tu z najlepszej strony, oraz życiowej, artystycznej, a także metrykalnej dojrzałości dyrygenta przynosi w efekcie kreację zdecydowanie przekonującą i wartą zapamiętania. Orkiestra Mozarteum z Salzburgu stanowi doskonałe uzupełnienie kreacji wirtuozów, prowadzona jest z wyczuciem, troską o szczegóły i zgranie z adeptami sztuki interpretacji dzieł swojego patrona. Bardzo dobra jakość dźwięku sprawia, że nagrania słucha się z przyjemnością, tym większą, że powstawało w niełatwym okresie pandemii covidu, kiedy życie koncertowe zamarło. Jaką radością i przyjemną odmianą od smutnej rzeczywistości musiało być dla wszystkich uczestniczących w przedsięwzięciu oderwanie się od przejmujących realiów i skierowanie się w stronę dobrej i pięknej muzyki wiedeńskiego klasyka! Ten zachwyt emanuje również dzisiaj na słuchacza, doceniającego wysoki poziom artystyczny i szczerość zamieszczonych na albumie wytwórni Alpha wykonań. Cieszę się, że w jej barwach powstaje tak interesująca i wartościowa seria.


Płytomaniak


New Generation Mozart Soloists vol. 2

Wolfgang Amadeusz Mozart

Koncert skrzypcowy nr 3 G-dur K.216; Koncert fagotowy B-dur K.191; Koncert fortepianowy nr 5 D-dur K. 175

Ziyu He, skrzypce; Theo Plat, fagot; Mélodie Zhao, fortepian Mozarteumorchester Salzburg Howard Griffiths, dyrygent

Alpha 795 w. 2022, n. 2021 (CD), 61'40” ●●●●●

Nagranie w wersji elektronicznej plików dźwiękowych zostało udostępnione autorowi przez zagranicznego dystrybutora wytwórni Alpha Classics. Jej polski dystrybutor, niezainteresowany współpracą z Płytomaniakiem, nie przyczynił się w żadnym stopniu do uzyskania materiału do recenzji.

Komentarze

Popularne posty