Arcydzieła kameralistyki w doskonałym wykonaniu. Gra Kwartet Modigliani.

 


Kolejny dźwiękowy skarb z moją ulubioną o tej porze roku kameralistyką, tytuł, którego omówienie dość długo czekało na swoją kolej, ale ów moment ciągle odkładałem na przyszłość z jednego prostego powodu: nie mogłem się z tym nagraniem rozstać, delektując się każdą chwilą spędzoną z dyskiem francuskiej wytwórni Mirare, a tych było sporo. Kolejne sesje odsłuchowe utwierdzały mnie w przekonaniu o bardzo wysokiej wartości interpretacji wielkiego repertuaru- wybranych kompozycji wielkich mistrzów kwartetu smyczkowego: Józefa Haydna, Wolfganga Amadeusza Mozarta oraz Béli Bartóka. Mamy z jednej strony epokę klasycyzmu, w której dwaj pierwsi mistrzowie odcisnęli na twórczości kameralnej z udziałem instrumentów smyczkowych niezatarte piętno, rozwijając i udoskonalając gatunek do najpiękniejszej postaci, z drugiej zaś wiek XX, rozsadzający zastane ramy formalne i stylistyczne, poszukujący nowych środków wyrazu i traktujący z większą swobodą kwestię budowy i charakterystyki formy cyklicznej z jego największym chyba innowatorem w tym zakresie. Dla wszystkich twórców piszących na dwoje skrzypiec, altówkę i wiolonczelę ów skład był na tyle wdzięczny, a zarazem uniwersalny do wyrażenia swoich pomysłów, że kwartet smyczkowy przez prawie 300 lat swojego rozwoju stawał się bardzo często polem do poszerzania muzycznych horyzontów, przesuwania granic, prowadzenia eksperymentów w zakresie stylu, formy, treści, instrumentacji, stawiając jednocześnie bardzo wysokie wymagania śmiałkom z młodych i początkujących w sztuce komponowania pokoleń.

Nie trzeba dodawać, że dzieła zamieszczone na krążku nie należą absolutnie do niedoświadczonych debiutantów, ale wręcz przeciwnie – w przypadku klasyków wiedeńskich mamy do czynienia z wielkimi utworami pochodzącymi z dojrzałej fazy twórczości, stanowiącymi wielkie osiągnięcie obu mistrzów i będącymi epokowymi pozycjami w dziejach gatunku. Również kompozycja autora Zamku Sinobrodego, trzecia w kolejności z sześciu, została przez niego napisana na fali wielkiej twórczej energii w okresie wypełnionym premierami swoich dzieł i licznymi podróżami koncertowymi po świecie, utwierdzającymi renomę Węgra, wówczas 46-letniego, jako wyjątkowej muzycznej osobowości, łączącej w fascynujący sposób awangardę z rodzimym folklorem.

III Kwartet smyczkowy cis-moll Béli Bartóka z roku 1927 wpisuje się w powyższą charakterystykę. Pierwszy element słyszalny jest w postaci bezkompromisowo i odważnie potraktowanej harmonii, znacznie wykraczającej już poza zastany system funkcyjny dur-moll, szeroki wachlarz efektów artykulacyjnych, związany z doskonałą znajomością techniki i właściwości instrumentów smyczkowych, co budzi uznanie u znakomitego przecież pianisty, niezwykle oryginalną kolorystyką i bogactwem brzmienia. Drugi element z kolei nie ulega wątpliwości w przypadku uważnego wsłuchania się w rytmiczną strukturę utworu, a ta jest fascynująca i za każdym razem bardzo charakterystyczna dla poszczególnych dzieł Bartóka. Mimo, że III Kwartet ma już 95 lat, nadal fascynuje świeżością, energią, swoistą dzikością, zwartością formy i wyrazistością, które z pewnością musiały wywrzeć niesamowite wrażenie podczas pierwszych wykonań dzieła na ówczesnej publiczności. Cechuje się nie tylko mistrzostwem formy i oryginalnością treści, która być może nawet dzisiaj nie przypadnie każdemu do gustu, choć wielkość dzieła i jego twórcy nie ulega już od dawna najmniejszych wątpliwości. Słychać tu cechy prawdziwego i szczerego kompozytorskiego geniuszu: bezkompromisowość oraz odwagę autora, mierzącego się z gatunkiem kwartetu smyczkowego i wyprowadzającego na nowe tory muzyki XX wieku – a przecież to dopiero połowa owej drogi, wypełnionej jeszcze trzema pozycjami tego rodzaju. Wpisuje się oczywiście we wspomnianą wyżej ideę eksperymentowania i eksplorowania możliwości formalnych, wyrazowych i instrumentacyjnych, dając pole do popisu wykonawcom. Uwzględniając powyższe trzeba stwierdzić, że zmierzenie się z tak interesującym, ale jednocześnie niełatwym utworem jest prawdziwym wyzwaniem, ale francuscy muzycy w pełni mu sprostali. III Kwartet Béli Bartóka , umieszczony na krążku między pozostałymi punktami programu należącymi do zupełnie innej epoki, wprowadza odpowiedni kontrast stylistyczny i emocjonalny, wg mnie bardzo zresztą pożądany, choć absolutnie nie miałbym nic przeciwko temu, by całość projektu obejmowała jedynie utwory wiedeńskich klasyków, jako że spokojnie dałoby się pomieścić którąś z kompozycji Ludwiga van Beethovena. Nie szkodzi, mam nadzieję, że w przyszłości francuscy muzycy sięgną po skarby jego twórczości. Tymczasem w utworze Węgra pokazują się z bardzo dobrej strony, udowadniając wszechstronność, doskonałą znajomość repertuaru, imponujące przygotowanie tekstowe, zaś ich występ odznacza się wysoką temperaturą emocjonalną i pełną konsekwencją w oddaniu zamysłów autora ze wszelkimi konsekwencjami oryginalności i awangardowości utworu. Precyzja, doskonała intonacja, częste operowanie grą akordami i wyrafinowaną artykulacją, bogactwo dynamiki – to wszystko sprawia, że słuchanie zamieszczonej na dysku wytwórni Mirare jest naprawdę cennym doświadczeniem dla słuchacza.

Nie inaczej jest w przypadku arcydzieł klasycznej kameralistyki, autorstwa Józefa Haydna i Wolfganga Amadeusza Mozarta, których łączyły więzy szacunku i przyjaźni mimo sporej różnicy wieku. Krążek otwiera Kwartet d-moll op. 76 nr 2 pierwszego z nich, powstały u schyłku osiemnastego stulecia (całość sześciu dzieł została wydana w 1799 roku, dwa lata po skomponowaniu), kiedy autor Stworzenia świata, już jako niezależny artysta, a nie pozostający w służbie magnaterii człowiek od tworzenia muzyki na rozkaz, odnosił spektakularne sukcesy w Wielkiej Brytanii, gdzie jego twórczość cieszyła się należytym uznaniem i popularnością. Z pewnością uskrzydliło to jego fantazję twórczą, a jednym z najpiękniejszych owoców tejże jest z pewnością op. 76. Józef Haydn udowadnia w nim swoje mistrzostwo jako jeden z ojców gatunku kwartetu smyczkowego, na polu którego odkrycia, rozwinięcia i doprowadzenia do najwspanialszej postaci miał zasługi wręcz nieocenione. Nie słyszymy tutaj eksperymentowania samego w sobie, to miało miejsce na przestrzeni kilkudziesięciu lat wstecz, kiedy imponująca pomysłowość kompozytora znajdowała ujście w kolejnych dziełach, zarówno łączonych w cykle, jak i nie. Jesteśmy raczej świadkami wykorzystania nagromadzonych doświadczeń, podsumowania wiedzy o możliwościach, jakie wiążą się z użyciem dwojga skrzypiec, altówki i wiolonczeli, świadczących o nieustannym rozwoju kompozytora, któremu pisanie muzyki instrumentalnej sprawiało ogromną satysfakcję. To wszystko słychać w Kwartecie d-moll. Pomimo charakterystycznej tonacji i utrzymującego się przez znaczną część trwania poważnego tonu, nie jest utworem tragicznym, słychać w nim typowe dla muzyki Haydna zdecydowanie, pasję i powagę, ale również ciepło i melancholię, a pod względem czysto warsztatowym – kompozytorski geniusz. Podtytuł, Kwintowy, wynika ze struktury czterech nut głównego tematu pierwszej części, przewijających się w jej przebiegu, nadających dziełu spójność przy wykorzystaniu minimum środków do stworzenia klasycznego allegra sonatowego. Następujące po nim Andante o più tosto allegretto opiera się na bardzo prostym, krótkim, wdzięcznym temacie, poddawanym wariacyjnym przekształceniom w sposób mistrzowski. Również trzecie ogniwo, mające formę zwyczajowego wówczas tańca dworskiego w metrum na trzy czwarte z triem, ma swój, skądinąd ciekawy, a nawet zaskakujący przydomek: Menuet czarownic. Jego sens jest jednak dla współczesnego słuchacza niezbyt jasny, aczkolwiek nie sposób odmówić owemu fragmentowi wyrazistości i stanowczości poprzez powrót do głównej tonacji d-moll. Mimo niewielkich rozmiarów, cechuje się też wyrafinowanym prowadzeniem głosów. Żywy, energiczny finał zapowiada się smutno i przejmująco, słychać w nim nawet rys dramatyczny, ale pod koniec nastrój wypogadza się za sprawą zmiany trybu na dur. Uważni wielbiciele muzyki kompozytora z pewnością rozpoznają w jednej z fraz niewielki, ale charakterystyczny fragment z równie porywającej ostatniej części popularnej Symfonii G-dur „Oksfordzkiej”.

Wielkim osiągnięciem twórczym autora jest również XIX Kwartet smyczkowy C-dur Wolfganga Amadeusza Mozarta, ceniącego i podziwiającego Józefa Haydna, czego najpiękniejszym i najbardziej znaczącym dla dziejów muzyki wyrazem było zadedykowanie mu przez młodszego z nich aż sześciu dzieł tego gatunku, opublikowanych jako op. 10. Wspomniane dzieło jest ostatnim wchodzącym w skład owego zbioru, ukończone zostało w styczniu roku 1785. Mimo iż później autor Wesela Figara stworzył jeszcze cztery kwartety, to nie będzie żadnej przesady w uznaniu Dysonansowego za jego największe dokonanie w zakresie kompozycji dzieł na dwoje skrzypiec, altówkę i wiolonczelę. Tchnie z niego mistrzowskie opanowanie formy, nasycenie klasycznej, czteroczęściowej struktury fenomenalną zawartością, ogromna dojrzałość i mądrość autora, mającego w chwili ukończenia Kwartetu zaledwie 29 lat. Wielkość i oryginalność dzieła słuchać już na samym początku, słynnym, choć krótkim, bo trwającym zaledwie dwie minuty, Adagio, w którym niezwykle odważna i bogata harmonia znacząca wyprzedza swoją epokę i sięga chyba ostatnich utworów Ludwiga van Beethovena, na czele z op. 130 i wchodzącą początkowo w jego skład niesamowitą Wielką Fugą (funkcjonującą niezależnie jako op. 133). Niedoświadczeni melomani nie powinni jednak z tego wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ponieważ owo ciekawe zjawisko ma miejsce tylko na początku całego utworu, a jego pozostałe fragmenty wpisują się już nurt bardziej typowych rozwiązań harmonicznych, dalekich od śmiałości i bezkompromisowości wstępu, co absolutnie nie oznacza, ze banalnych i stereotypowych. Na to pozwala przecież „pojemna” tonacja C-dur właściwa dla całości, a w jej zakresie Mozart i tak poczyna sobie bardzo swobodnie – i z właściwym sobie wyczuciem niuansów i bogactwem współbrzmień. Utwór zachwyca swoją doskonałością formalną, sporymi rozmiarami, aczkolwiek te są tutaj ograniczone z powodu pominięcia znaków powtórzeń w częściach skrajnych, co skraca znacznie całość, ale nie czynię z tego zarzutu wykonawcom, następnie mistrzostwem języka, pomysłowym kontrapunktem, znakomitą konstrukcją, a każda z czterech części czymś intryguje. Pierwsza z nich jest kolejną perfekcyjną realizacją formy sonatowego allegra, które wykorzystane już wcześniej w twórczości Mozarta na tyle sposobów, za każdym razem zachwyca i nie nudzi. Spokój, śpiewność i zastanawiającą powagę odnaleźć można w pięknym, zamyślonym Andante cantabile. Daleki od dźwiękowej i formalnej rutyny jest ciekawy pod względem rytmicznym i melodycznym przykuwający uwagę słuchacza, wyrazisty Menuet. Zachwyca także wesoły, roztańczony, energiczny finał w tempie Allegro, z plastycznymi, zapadającymi w pamięć tematami i efektowną rytmiką.

W klasycznej stylistyce francuscy muzycy czują się wyśmienicie, nadając obu dziełom właściwy im charakter, podkreślony elegancją i ogromną kulturą wykonawczą. Z wyczuciem posługują się wibracją, pamiętając o stylistycznych właściwościach osiemnastowiecznego repertuaru, dobierają świetne, pasujące do poszczególnych części tempa, dzięki czemu narracja jest bardzo przekonująca i wciągająca odbiorcę. Słucha się ich z prawdziwą przyjemnością, radością i zainteresowaniem, co nie dziwi, bo Kwartet Modigliani jest formacją skupiającą starannie wykształconych i doświadczonych w swoim fachu specjalistów, znających od podszewki tajniki wspólnej gry i wszystkie istotne komponenty kreacji na najwyższej poziomie. Z pewnością o takiej można mówić w przypadku prezentowanej przeze mnie płyty wytwórni Mirare – zawierającej arcydzieła muzyki kameralnej w doskonałym wykonaniu i bardzo dobrze zarejestrowanej technicznie. Całości słuchałem się z poczuciem zachwytu i pełnej satysfakcji – czego życzę innym miłośnikom gatunku.


Płytomaniak


Józef Haydn – Kwartet smyczkowy d-moll op. 76 nr 2 Hob.III.76, „Kwintowy” Béla Bartók - Kwartet smyczkowy nr 3 cis-moll Sz. 85 Wolfgang Amadeusz Mozart – Kwartet smyczkowy nr 19 C-dur K. 465, „Dysonansowy”

Quatuor Modigliani – Amaury Coeytaux, Loïc Rio (skrzypce); Laurent Margaing (altówka); François Kieffer (wiolonczela)

Mirare MIR506 w. 2020, n. 2019 CD, 71’11” ●●●●●●


Nagranie w wersji CD audio zostało nadesłane do autora przez wydawcę, wytwórnię Mirare. Jej polski dystrybutor tradycyjnie w żaden sposób nie przyczynił się w zdobyciu materiału do recenzji.

Komentarze

Popularne posty