"Rewelacyjny wykonawca" - Finghin Collins gra Chopina.

 


Miło powrócić, po długich latach, do nagrań artysty, którego debiut fonograficzny wywarł na mnie duże wrażenie, a było to w roku 2007, kiedy to na łamach nieistniejącego już miesięcznika Muzyka21 z satysfakcją odnotowałem pojawienie się na rynku albumu młodego irlandzkiego pianisty, Finghina Collinsa. Doskonale rozumiał stylistykę, formę i zawartość dzieł Roberta Schumanna, i choć nie dokonał kompletu rejestracji jego kompozycji fortepianowych (po vol. 1 nastąpił jedynie vol. 2 w barwach tej samej wytwórni Claves), to fakt ów w niczym nie umniejszył wartości wykonania, jak też znaczenia ukazania się na rynku owego przedsięwzięcia, docenionego wtedy przez krytykę. Czas poszedł do przodu, wszyscy posunęliśmy się w latach, ale jak i wtedy, tak i teraz artysta doskonale czuje się w romantycznym repertuarze, z tą różnicą, że przedmiotem jego zainteresowania jest twórczość Fryderyka Chopina. Przy tej okazji cieszę się, że niniejszy tekst nie tylko oznacza przypomnienie osoby i dokonań pianisty, zwiastuje również dłuższą współpracę Płytomaniaka ze szwajcarskim wydawcą, którego nowości będą się tu regularnie ukazywać.

Przedstawiam recital Finghina Collinsa, który miał swoją premierę w roku 2017, nie jest to zatem jakaś gorąca nowość, nie zauważyłem też jakieś specjalnej promocji tytułu w mediach, ale znając realia i wiedząc, jak polscy dystrybutorzy „promują” (nie)sprzedawane przez siebie wydawnictwa, nie zdziwiło mnie to w ogóle. U Płytomaniaka każde interesujące nagranie, niezależnie od daty swojej rynkowej premiery i braku zainteresowania współpracą ze strony firm handlujących nagraniami muzyki klasycznej, znajdzie swoje miejsce, tym bardziej, że omawiane wydawnictwo zasługuje na rekomendację i zainteresowanie wielbicieli wielkiej pianistyki.

Sam album to dość skromny objętościowo tzw. digipack, z niewielką, ale treściwą książeczką, zawierającą zwięzły komentarz repertuaru, a także biogram i zdjęcia artysty oraz dane dotyczące nagrania, utrzymany w nierzucającej się w oczy kolorystyce, z szarością w roli głównej. Cóż z tego? Istotniejsza jest zawartość oraz wykonanie, a oba czynniki zdecydowanie są atutami prezentowanego wydawnictwa. Program obejmuje wybrane kompozycje Fryderyka Chopina, ułożone wg kolejności powstawania dzieł, co bardzo doceniam, widać, że jest to starannie przemyślana decyzja i nie ma mowy o przypadkowości. Pozwala to śledzić rozwój stylu kompozytora począwszy od Mazurków op. 17, przez Nokturny op. 32 i op. 48, przedzielone samotnym, pięknym Preludium cis-moll z op. 45, aż po dojrzałe arcydzieła: IV Balladę f-moll i Poloneza-Fantazję op. 61, dając również wykonawcy okazję do zmierzenia się z wyzwaniami interpretacyjnymi tkwiącymi nie tylko w samej muzyce, ale również gatunkach.

Z owej niełatwej próby irlandzki pianista wyszedł zwycięsko, udowadniając, że jest artystą wartym śledzenia i docenienia, a muzyce Chopina ma sporo do powiedzenia, co zresztą mnie nie dziwi, ponieważ w repertuarze romantycznym czuje się wyśmienicie – zapowiadał to już zresztą ww. album z dziełami Schumanna sprzed kilkunastu lat. Prezentowane wydawnictwo otwierają Mazurki z op. 17. Dla wszystkich zagranicznych pianistów stanowią one dodatkowe wyzwanie, wymagają pokazania w nich „polskości”, cokolwiek muzycznie miałoby to znaczyć, nic dziwnego zatem, że jednym z ważniejszych wyróżnień na każdym Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim jest właśnie nagroda za najlepsze wykonanie tych tańców. W interpretacji Irlandczyka słyszymy je zagrane z wielką kulturą i elegancją, w wyważonych, lecz trafnych tempach, dzięki czemu cztery miniatury składające się na ten piękny cykl zachowują swój własny charakter, lecz całość op. 17 jest muzycznie spójna i przekonująca. Artysta gra ze swobodą i naturalnością, ale dba o przestrzeganie intencji kompozytora, wyrażonych bezpośrednio lub nie w nutowym zapisie, ładnie frazuje, posługuje się też pięknym i zróżnicowanym dźwiękiem. Zwraca uwagę zarówno na dominację rytmu w żywym Mazurku B-dur, ale również na prymat melodii w jego następującym po nim, utrzymanym w tonacji e-moll i przypominającym kujawiaka. Słuchając szerzej zakrojonej trzeciej pozycji, w As-dur, odniosłem wręcz wrażenie, że mam do czynienia aż z dwoma niezależnymi tańcami, takim bogactwem wyrazu i formy odznacza się owa miniatura. A co powiedzieć o ostatniej z nich, przepięknym Mazurku a-moll, będącym prawdziwym dźwiękowym poematem, w którym są oczywiście słyszalne inspiracje folklorem, ale nie brak w nim typowo romantycznego świata uczuć z liryzmem i dojmującym smutkiem na czele.

Gdzie jak gdzie, ale owe emocje, wzruszenia i czyste piękno są obecne przede wszystkim w Nokturnach. Mamy na krążku dwa z op. 32 i dwa z op. 48. Doceniam głównie fakt zamieszczenia tych wcześniejszych, albowiem wydaje mi się, że pozostają nieco w cieniu tych popularniejszych i lepiej znanych, a są przecież równie piękne i interesujące. Pod palcami grającego je Finghina Collinsa słuchać wyjątkową wrażliwość, bogactwo nastrojów, szczerość i głębię uczuć, bez których owa muzyka nocy nie ma przecież racji bytu. Przy tym artysta ma swoje własne pomysły interpretacyjne: warto np. zwrócić uwagę na zakończenie Nokturnu H-dur op. 32 nr 1: słychać tam niespokojny mollowy recytatyw, ale nie jest tutaj jakoś szczególnie dobitny czy dramatyczny, raczej smutny. Co było w nim jedynie wzmianką, ale istotną, bo rzutującą na inne zakończenie, niż pogodny i śpiewny przebieg całości, silniej dochodzi do głosu w całej środkowej części następnego dzieła (As-dur, op. 32 nr 2), nie mówiąc już o op. 48, słusznie nazwanym przez autora komentarza w książeczce, Pata O”Kelly’ego, „balladą w miniaturze”. Szczególnie wyrazistym przykładem jest piękny, popularny Nokturn c-moll z piękną linią melodyczną prawej ręki i miarowymi akordami basu w wolnym tempie (świetne rozumiane przez Collinsa Lento), brzmiącymi złowrogo, nieuchronnie, wręcz tragicznie. Początek środkowej części pozornie przynosi uspokojenie, lecz nie na długo: partia lewej ręki coraz bardziej się ożywia, doprowadzając nie tylko do potężnych kulminacji, ale zmieniając również wyraz poprzedniego, śpiewnego ogniwa poprzez nerwowy i dynamiczny akompaniament w mniejszych wartościach rytmicznych, przez co Nokturn nabiera wyjątkowo dramatycznego charakteru. Również następująca po nim „miniatura" w fis-moll, nie jest całkowita oazą spokoju i niewinności, jak można by się spodziewać po natchnionej, ożywionej melodii w szeroko rozpiętej między wysokimi i niższymi dźwiękami melodii i jej modulacjami do trybu dur. Centralny ustęp dzieła przynosi zaskakujące i niepokojące pytania i odpowiedzi w formie recytatywów i wyrazistych akordów, wzbudzających wręcz pozamuzyczne domysły. Choć cały recital jest absolutnie przekonujący interpretacyjnie, to właśnie w Nokturnach Finghin Collins wyczarowuje niezwykłe dźwiękowe światy, głęboko identyfikując się z ich stylistyką i pięknem – chciałoby się posłuchać całego kompletu tych dzieł w jego wersji. Sądzę, że nie tylko ja jestem odosobniony w zadowoleniu, jakie odczuwam przy obcowaniu z kreacjami irlandzkiego pianisty, a za przykład niech posłuży opinia pewnego internauty, komentującego kreację Nokturnu Es-dur op. 9 nr 2 w następujący sposób: ”Jeśli będziecie mieć okazję posłuchania Finghina Collinsa na żywo grającego to lub cokolwiek innego, idźcie go posłuchać. Będzie to doświadczenie, którego nie można przegapić”. „Rewelacyjny wykonawca” – dodaje drugi – i nie sposób się z nimi nie zgodzić.

Banałem byłaby pochwała dla pianisty za interesujący dobór repertuaru, jak gdyby muzyka Chopina nie była wystarczająco ciekawa sama w sobie. Pomimo tego warto docenić zamieszczenie na krążku pozycji dość rzadko nagrywanej i stosunkowo mało znanej – Preludium cis-moll op. 45, „dojrzałego i pięknego, za którym nie stoi zadziwienie współczesnych, ani legenda potomnych czy zainteresowanie interpretatorów dnia dzisiejszego” (Mieczysław Tomaszewski – Chopin). Trzeba przyznać rację profesorowi, wybitnemu autorytetowi w dziedzinie życia i twórczości kompozytora – ów „kawałek niedługi”, wciśnięty między tytanów – wielkiego Poloneza fis-moll op. 44 i koncertowe Allegro op. 46, w wykonaniu irlandzkiego pianisty nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do swej rangi utworu głębokiego, dojrzałego, mądrego i przejmującego. Może nieprzypadkowo Preludium zajmuje centralną część układu płyty? Nie dziwiło by to, ponieważ interpretacja Finghina Collinsa jest niezwykle muzykalna i wnikliwa, intryguje odbiorcę na tyle, że gdy ten podczas słuchania przyzwyczaja się stopniowo do wspaniałości kompozycji, to po niecałych pięciu minutach dzieło się kończy, pozostawiając odbiorcę z pewnym niedosytem wrażeń, ale i zachwytem nad pięknem op. 45 i jakością kreacji pianisty.

Ta zasługuje na pochwały również w ostatnich, ale największych rozmiarami oraz artystyczną rangą pozycjach albumu. W IV Balladzie oraz Polonezie-Fantazji głównym wyzwaniem jest zrozumienie formy oraz logiczne poprowadzenie narracji, wymagającej płynnego przechodzenia do poszczególnych epizodów, składających się na całość kompozycji, epizodów różniących się w zakresie tempa, ekspresji czy dynamiki; istotny jest w tym kontekście również fakt trwania obu arcydzieł (11-13 minut). Uwzględniając powyższe, można stwierdzić, że pianista poradził sobie znakomicie z trudnościami interpretacyjnymi, a jego kreacja wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie. O ile w Balladzie podkreślił jej dynamiczny i dramatyczny charakter, mogąc przy tym pochwalić się szerokim spektrum brzmienia i temperamentu w kulminacjach, o tyle Polonez pod palcami irlandzkiego wirtuoza oszołomił mnie smutnym pięknem, głębią, rezygnacją, zatrzymaniem się nad myślami kompozytora w jednym z jego najwybitniejszych dzieł, niełatwych i dla wykonawców, i dla słuchaczy.

Całego recitalu Chopinowskiego wysłuchałem z prawdziwą przyjemnością, wzruszeniem i satysfakcją z powodu doskonale ułożonego, wykonanego oraz zarejestrowanego programu (bardzo dobra jakość dźwięku, pełne, czyste brzmienie fortepianu, idealna akustyka). Tak, jak przed laty, jak i teraz, mogę stwierdzić, że rozmiłowałem się w interpretacjach Finghina Collinsa i jestem pewien, że będę do nich stale wracać. W pełni przekonał mnie swoją wizją, która ma w sobie coś, obok czego nie sposób przejść obojętnie. Poddaję to pod rozwagę nie tylko koneserom wielkiej pianistyki, ale wszystkim wrażliwym odbiorcom słuchającym również sercem.


Paweł Chmielowski



Chopin Recital

Fryderyk Chopin

Mazurki op.17; Nokturny op. 32 i op. 48; Preludium cis-moll op. 45, Ballada f-moll op. 52; Polonez-Fantazja As-dur op. 61

Finghin Collins, fortepian

Claves 50-1719 • w. 2017, n. 2017 • CD, 68’17” ●●●●●●

Komentarze

Popularne posty