Piękno i perfekcja - Klangkollektiv z Wiednia i Symfonie F. Schuberta.

 


Obiecałem więcej muzyki Franciszka Schuberta na blogu – i proszę bardzo, w oczekiwaniu nagrań muzyki wokalnej (Podróż zimowa, Piękna młynarka) czy kameralnej (kwartety smyczkowe, tria fortepianowe) Płytomaniak sięga po popularna symfonikę. Nagranie, które zwróciło moją uwagę, pochodzi z Wiednia, a więc miasta związanego z kompozytorem, zaś bohaterem przedsięwzięcia jest chyba mało znany większości melomanów, bo stosunkowo niedawno utworzony zespół, noszący wdzięczną nazwę Klangkollektiv Wien. Tworzą go artyści realizujący się na co dzień w innych grupach, nawet tych najsłynniejszych, jak na przykład w tamtejszych Filharmonikach, ale kierowani pasją do muzyki i chęcią zdobywania nowych doświadczeń, zdecydowali się założyć nową, niezależną formację, by nieobciążeni rutyną i codziennymi obowiązkami, mogli swobodnie grać i wykonywać muzykę zgodnie z najlepszą wiedzą i umiejętnościami, zaś cel, jaki im przyświeca, jest dążenie do piękna oraz perfekcji.

Bardzo szczytne założenia, ale na szczęście ich praktyczna realizacja jest w pełni świadoma i nie są to słowa rzucane na wiatr. Klangkollektiv Wien jest formacją stosunkowo niewielką pod względem obsady, choć posługuje się współczesnymi instrumentami, ma również na uwadze zdobycze nurtu wykonawstwa historycznego, stąd też pierwsze nagrania i koncerty zespołu oscylują wokół repertuaru klasycyzmu oraz wczesnego romantyzmu. Z mojego punktu widzenia istotny jest fakt współpracy austriackich muzyków z francuskim dyrygentem, Rémy Ballotem, który dla wytwórni Gramola z różnymi orkiestrami intensywnie nagrywa nie byle co, bo Symfonie Antona Brucknera. Jeśli są równie interesujące jak płyta, którą mam przyjemność przedstawić, to szykuje się dla mnie nie lada gratka – dla Czytelników bloga, wielbicieli wielkiej symfoniki również. Nie ukrywam, że zachęcony niniejszym nagraniem, sięgnę nie tylko po nie, ale również po drugie wspólnie zrealizowane, poświęcone tym razem arcydziełom Ludwika van Beethovena – Eroice oraz Egmontowi.

Przed nami dwie pozycje z atrakcyjnego i cieszącego się dużą popularnością, zarówno wśród wykonawców, jak i odbiorców, orkiestrowego dorobku Franciszka Schuberta. Jego I Symfonia D-dur jest autorstwa zaledwie 16-letniego ucznia wiedeńskiego konwiktu i choć pod względem głębi wyrazu i mistrzostwa formy nie w pełni się może mierzyć z drugą zarejestrowaną pozycją, to jej słuchanie sprawić może wiele radości. Słychać, że utalentowany młodzieniec zapatrzony był w wielkich mistrzów gatunku: przede wszystkim Józefa Haydna, Wolfganga Amadeusza Mozarta i żyjącego przecież wtedy nadal Ludwika van Beethovena, konstruując klasyczną, czteroczęściową, modelową wręcz postać klasycznej symfonii z częścią wolną, menuetem jako trzecim ogniwie, finałowym rondem oraz pierwszą, utrzymaną w formie allegra sonatowego, poprzedzoną niedługim, spokojnym wstępem. Choć największy sentyment żywię do dosyć wiekowego już z dzisiejszej perspektywy wykonania Wiedeńskich Filharmoników pod batutą wspaniałego Istvána Kertésza (Decca, 1971), mogącego się mierzyć z powodzeniem i z dzisiejszymi rejestracjami pod względem jakości dźwięku, a co dopiero mówić o poziomie wykonania, to wersja austriackich muzyków w pełni mnie przekonuje. Rémy Ballot dobiera trafne, ale raczej umiarkowane tempa, za sprawą których nie ma się wrażenia ani pośpiechu, ani rozwlekłości, są po prostu naturalne, płynne i pozwalają pięknej, lirycznej i uroczej muzyce Schuberta śpiewać i błyszczeć, a przy tym nie pomijają szczegółów. Niewielka obsada, przede wszystkim smyczków, sprawia, że dość wyeksponowana jest grupa drewna oraz blachy, tej ostatniej mającej pole do popisu tylko z kotłami w kulminacjach, ale i tak brzmiącej efektownie i z pełnią siły.

Istotne wzmocnienie w postaci trzech puzonów znalazła ona w późniejszej Symfonii h-moll, powstałej w dziewięć lat później i oznaczającej zdecydowany postęp w rozwoju stylu i języka kompozytora, otwierającego już zupełnie nową epokę – romantyzm. Przepełniona niesamowitym dramatyzmem, a nawet tragizmem i rezygnacją, złożona tylko z dwóch części Ósma wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Przyznam się, że jest to jeden z moich ulubionych utworów, który słucham nie dla rozrywki czy przyjemności, ale traktuję go jako nośnik określonych, wyrazistych emocji, często łącząc kompozycję Schuberta z wybranymi dziełami Antona Brucknera (na przykład z jego Dziewiątą, również „niedokończoną”). Z tego względu cenie wykonania staranne, nieśpieszne, oddające istotę owego arcydzieła i utrzymane na naprawdę wysokiej temperaturze. Kreacja Klangkollektiv Wien mnie usatysfakcjonowała: dobrze dobrane tempa, bogactwo dynamiki, umiejętne posługiwanie się przez dyrygenta ekspresją i grupami instrumentów (ze wspomnianymi puzonami na czele), ładne frazowanie i brzmienie, czytelna artykulacja pozwoliły mi spędzić ponad dwadzieścia minut wzruszeń, ale również refleksji. Nie przeszkodziły mi w tym opuszczenia znaków repetycji w części pierwszej (to samo miało miejsce w Symfonii D-dur), za to tchnąca z wykonana swoista świeżość i autentyczność oraz pasja sprawiły, że uznaje prezentowane nagranie za naprawdę przekonujące i wartościowe.

Propozycja wytwórni Gramola, którą miałem okazję recenzować w wersji elektronicznej, pokazuje w pełni potencjał muzyków oraz dyrygenta i zachęca do zapoznania się z kolejnymi produkcjami fonograficznymi z udziałem bohaterów niniejszego nagrania. Jego zaletą jest również dobra realizacja techniczna, co powinni docenić głównie posiadacze sprzętu do odtwarzania dźwięku wielokanałowego, ale i na „zwykłych” odtwarzaczach hybrydowe nośniki fizyczne powinny brzmieć naprawdę przyzwoicie. Czego więcej może sobie życzyć miłośnik muzyki symfonicznej?


Paweł Chmielowski


Franz Schubert

Symfonie: nr 1 D-dur D. 82 , nr 8 h-moll D. 759 „Niedokończona”

Klangkollektiv Wien • Rémy Ballot, dyrygent

Gramola 99180 • w. 2018, n. 2018 • (SACD), 53’26” ●●●●●○

Komentarze

Popularne posty