Symfonie Roberta Schumanna na urodziny Christiana Thielemanna. Prosto z Tokio.




Czas biegnie nieubłaganie szybko i zdziwić może fakt, że ukazanie się omawianego albumu na rynku związane było, przynajmniej ze względu na datę, z 60. rocznicą urodzin Christiana Thielemanna, przypadającą na 1. kwietnia 2019.  Można tego mistrza batuty cenić lub lubić albo nie, ale nie zmienia to faktu, że jest jednym z czołowych współczesnych kapelmistrzów o międzynarodowej renomie, z ugruntowaną pozycją zwłaszcza wśród orkiestr Niemiec oraz Austrii. Regularnie gości u Berlińskich i Wiedeńskich Filharmoników, przez pewien czas stał na czele Monachijskich, zaś jego ośmioletnie szefowanie w niezwykle zasłużonej dla niemieckiego życia muzycznego Staaskapelle Dresden ma się bardzo dobrze. Dowodzą tego liczne koncerty oraz nagrania w formie video oraz audio, powstające dla znanych wytwórni, takich jak Deutsche Grammophon czy Sony Classical. Pod szyldem tej ostatniej w ubiegłym roku ukazał się album zawierający Symfonie Roberta Schumanna, zarejestrowane podczas japońskiego tournée jesienią 2018 roku.

Uważni czytelnicy wiedzą, że Thielmann ma już na koncie rejestrację owych dzieł, zrealizowaną ponad dwadzieścia lat temu dla wspomnianego wyżej potentata „z żółtą plakietką”. Niestety nie znam tamtych nagrań, nie wiem, czy i w jaki sposób zmieniła się interpretacja na korzyść lub niekorzyść najnowszej. Sądzę jednak, że ta będąca przedmiotem zainteresowania mojego, jak i zagranicznej krytyki od prawie roku, może się wyróżniać z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, sprzyjającą okolicznością jest fakt zarejestrowania występów w słynącej z doskonałej akustyki Suntory Hall w Tokio, co niewątpliwie podnosi znacznie wartość albumu wytwórni Sony. Istotnie: dźwięk jest doskonały, czysty, wyraźny, usunięto najmniejsze nawet ślady obecności publiczności (nie ma tutaj odgłosów kaszlu, stukania czy aplauzu – a szkoda, ponieważ oklaski słuchaczy musiały być gorące z powodu bardzo wysokiej jakości artystycznej przedsięwzięcia). Poznawanie Symfonii Schumanna jest pod tym kątem prawdziwą dla ucha, zwłaszcza jeśli użyjemy dobrych słuchawek. Wielość szczegółów, dowodząca niezwykle starannej pracy nad realizacją zapisów partytury, równowaga poszczególnych sekcji instrumentalnych oraz akustyczna przestrzeń, jaką daje tokijska sala koncertowa, przyczyniają się w walny sposób do mojej bardzo pozytywnej oceny tego aspektu albumu. Jest on przecież kwestią pierwszorzędną w przypadku projektu z udziałem najsłynniejszych artystów w żelaznym repertuarze, który chciałoby się mieć w najlepszej wersji nie tylko technicznej, ale również interpretacyjnej.

W ten sposób przechodzę do drugiego punktu rozważań o porównaniu poprzedniej rejestracji arcydzieł romantyczniej niemieckiej symfoniki z obecną. Wtedy Thielemann gościnnie nagrywał z Orkiestrą Philharmonia, teraz zaś ma do dyspozycji „swój” zespół, niezwykle renomowaną drezdeńską Staatskapelle, na czele której stoi już osiem lat. Długa współpraca z pewnością pogłębiła wzajemne zrozumienie i zaufanie, jakimi się darzą członkowie formacji oraz dyrygent, a to zapewne pozwoliło mu realizować swoje zamysły interpretacyjne w stopniu trudno osiągalny w przypadku jednorazowych lub ograniczonych czasowo występów. Fakt wykonania wszystkich Symfonii Roberta Schumanna przed wymagającą japońską publicznością, ceniącą przecież bardzo wielki repertuar, w słynnej sali koncertowej z pewnością miał niewątpliwe znaczenie prestiżowe dla orkiestry i dyrygenta, a końcowy rezultat, zarejestrowany w wersji audio oraz video (dysk Blu-ray opublikowany przez wytwórnię C Major i uhonorowany nagrodą Diapason d’Or) jest wg mnie bardzo przekonujący pod każdym względem.

Miłośnicy HIP-owych pseudointerpretacji lub wzorowanych na nich wg obecnej mody, nie za bardzo mają tu czego szukać: dyrygent i orkiestra od dawna są znakami rozpoznawczymi tradycyjnych, utrzymanych w starszym stylu interpretacji. Nie nastąpiło zmniejszenie składu obsady do wymiarów kameralnych, przeciwnie, słychać pełnię i nasycenie brzmienia, ma się wrażenie obcowania z solidnym aparatem wykonawczym. Osobiście, nie mam nic przeciwko temu, zwłaszcza w sytuacji, kiedy Staatskapelle Dreseden gra na tak wysokim poziomie. Brzmienie ujmuje gęstością, szlachetnością wyrazu, elegancją frazowania, śpiewnością, wspaniałymi odzywkami solówek, jakich jest w dziełach Schumanna pełno. Wszystkie sekcje prezentują się fenomenalnie: smyczki, drzewo, a zwłaszcza blacha, wyróżniana trochę przez dyrygenta, za co należy mu się chwała, bo można się rozkoszować wspaniałym dźwiękiem rogów, trąbek i puzonów (już ich fanfarowe wejście w Pierwszej daje tego przedsmak). Thielemann prowadzi utwory z wyczuciem dynamiki oraz temp, a te są płynne, lecz raczej umiarkowane (choć akurat zaskakuje mnie, przyznam, dość szybka narracja w czwartej części Reńskiej, mającej przecież wyjątkowy uroczysty charakter: tutaj trwa zaledwie pięć minut, podczas gdy np. u Herberta von Karajana jest to 7’37”, u Klausa Tennstedta 7’47”, zaś u Sergiu Celibidache - 8’08”). Pojęcie rubato nie jest mu obce, tam gdzie trzeba, odpowiednio zwalnia, by wyeksponować ekspresję lub melodykę danego fragmentu i dzieje się to na przestrzeni całego przebiegu danej kompozycji. Dowodzi to nie tylko zmysłu konstrukcyjnego, ale również żywego reagowania na poszczególne odcinki partytury i znajomości ich charakteru. Doceniam troskę o należyte uchwycenie zapisu nutowego i jego bogactwa – kiedy jest zbyt szybki puls, dźwięki uciekają lub stają się nieczytelne w niepotrzebnej gonitwie. Szczególnie narażone na to zagrożenie jest motoryczne Scherzo z II Symfonii C-dur. Kapelmistrz i orkiestra wykonują je konsekwentnie, pozwalając za sprawą odpowiedniej agogiki wybrzmieć wszystkim zapisanym nutom, dopiero pod koniec owej części znacząco przyśpieszają, zgodnie z niezapisanym w partyturze dosłownie zamysłem kompozytora, ale z pewnością przez niego tak zaplanowanym (coda). Za plus uznaję również respektowanie znaków powtórzeń w ustępach utrzymanych w schemacie allegra sonatowego. Wszystko to sprawia, że narracja jest wciągająca, przekonująca, pokazuje Symfonie Schumanna w pełnym świetle. Można je zrozumieć, a nawet pokochać na nowo i już za samo to należy się wysoka nota. Prezentowany album może, moim zdaniem, sprawić niewątpliwą satysfakcję miłośnikom naprawdę dobrych kreacji wykonawczych.

W mojej beczce miodu jest tylko jedna łyżka dziegciu: edycja albumu. Owszem, książeczka jest ładna, kolorowa, estetycznie i profesjonalnie przygotowana, ale w samym booklecie nie ma biogramu zarówno dyrygenta, jak i orkiestry, zaś o pomstę do nieba woła brak informacji o czasie trwania wszystkich Symfonii, jak ich poszczególnych części. O dziwo, podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Schubertowskiego recitalu Arkadego Wołodosa, wydanego jesienią ubiegłego roku. Dociekliwi melomani muszą natrudzić się ze znalezieniem tego rodzaju danych w internecie, podczas gdy powinny być zamieszczone w albumie. Poddaję to pod rozwagę decydentom z Sony Classical.

Paweł Chmielowski

Robert Schumann
Symfonie nr 1-4
Staatskapelle Dresden • Christian Thielemann, dyrygent
Sony Classical 1907593412 • w. 2019, n. 2018 • 2 CD, 140’32” ●●●●●○

Autor bloga dziękuje firmie Sony Music Entertainment Poland i panu Adamowi Zarzyckiemu za nadesłanie albumu do recenzji.

Komentarze

Popularne posty