Carl Loewe i jego symfonika - kolejne odkrycie wytwórni CPO.
W Nowy Rok, który pod względem muzycznym będzie mieć dwie dominanty, ale o tym napiszę dopiero w swoim czasie, wchodzi Płytomaniak z mile przeze mnie widzianą repertuarową sensacją, a w tych od dawna specjalizuje się wytwórnia CPO. Co ciekawe, jedną z jej pierwszych pozycji omówionych przeze mnie na blogu była też płyta z tym samym kompozytorem, co teraz, ale wtedy zajmowałem się kameralistyką, skądinąd również bardzo wartościową i ciekawą. Carl Loewe (1796-1869), jest dziś, przynajmniej u nas, raczej zapomniany, a szkoda, ponieważ w jego biografii można znaleźć znaczące wątki polskie. W bogatej i różnorodnej twórczości kompozytora można np. znaleźć pieśni do słów naszych poetów (A. Mickiewicz), a także warto przytoczyć długoletni, bo trwający prawie pół wieku, pobyt w Szczecinie. Działał tam najpierw jako nauczyciel i organista, a następnie awansował na stanowisko generalnego dyrektora muzycznego miasta. Właśnie w trakcie swojej pracy w ówczesnym Stettinie powstały wszystkie trzy nagrane na najnowszym dysku dzieła: obie Symfonie oraz Uwertura do muzyki scenicznej tragedii Themisto Ernsta Raupacha (1784-1852), płodnego dramatopisarza, autora 116 sztuk, urodzonego niedaleko dzisiejszej Złotoryi.
Prezentowany album prawdopodobnie nie zawiera w całości światowych premier fonograficznych, jak to często bywa w przypadku produkcji CPO, są bowiem niezmiernie rzadkie rejestracje Symfonii, nie jestem za to pewien fonograficznego losu Uwertury. Tak czy tak, wszystkie wspomniane kompozycje jakoś nie cieszyły się dotychczas szczególnym zainteresowaniem decydentów i wykonawców, a szkoda! Carl Loewe był utalentowanym i obdarzonym sporą wyobraźnią kompozytorem, znakomicie poruszał się nie tylko w liryce wokalnej, ale również w muzyce symfonicznej, choć pod względem ilościowym nie pozostawił jej tak dużo. To, co stworzył, wystawia mu bardzo dobre świadectwo twórczego opracowania gatunku, bardzo dobrego posługiwania się orkiestrą, a przede wszystkim imponującego nasycenia swojej muzyki wyrazistą ekspresją, co powinno być łakomym kąskiem dla orkiestry i dyrygentów (wykonawcy niniejszego nagrania w pełni to wykorzystali!). Przytoczmy dwa przykłady. Uwertura, krótka, trwa zaledwie cztery minuty, a jak sugestywnie wprowadza w ciężką atmosferę sztuki Themisto, atmosferę pełną intryg i zakończoną (dosłowną) tragedią tytułowej bohaterki, nie tylko za sprawą powolnego wstępu z ciężkimi akordami w dynamice fortissimo, ale również w jego dynamicznym i złowieszczym rozwinięciu, pełnego niepokoju i namiętności, oddającego niestabilność psychiki postaci. Symfonie, mimo swoich dość kompaktowych rozmiarów (26-28 minut), są klasycznie uformowane w czterech częściach. Orkiestra, znana z podobnych dzieł arcymistrza gatunku – Ludwika van Beethovena, z typową obsadą smyczków, podwójnego drzewa, blachy, ewentualnie trzech puzonów, brzmi u Carla Loewego znakomicie, nie tylko w efektownych częściach skrajnych, ale przede wszystkim w wymyślonym i udoskonalonym przez wielkiego poprzednika ogniwie, noszącym włoską nazwę scherzo. To, co było żartem, nie zawsze dosłownym, tutaj przekształca się w fenomenalnie zaprojektowany i nasycony emocjami bohaterski-dramatyczny poemat o wyrazistej, atrakcyjnej rytmice i plastycznych, efektownych tematach, którym nie brakuje również elegancji i uroku. Słucha się ich z prawdziwą przyjemnością i fascynacją!
Mógłbym jeszcze długo rozwodzić się nad tym, czym zaprezentowana muzyka wywarła na mnie wrażenie i jakie są jej niewątpliwe walory, które, mam nadzieję, odkryje każdy ciekawski miłośnik nieznanego repertuaru, do czego w niniejszym przypadku gorąco zachęcam. Ogromną rolę w tym zakresie odegra z pewnością rewelacyjna kreacja Filharmoników z Jeny, wysuwająca niniejsze nagranie na szczyt dotychczasowych, nielicznych, niestety, fonograficznych rejestracji symfoniki Carla Loewego. Brzmi wręcz porywająco, co jest zasługą błyskotliwych, „podkręconych” temp, ostro akcentowanego i precyzyjnie artykułowanego dźwięku, pozbawionego wibracji, imponującej rozpiętości dynamiki z fantastycznymi kulminacjami. Słychać, że dyrygent Simon Gaudenz doskonale zrozumiał intencje kompozytora i nadał im olśniewający formalny oraz brzmieniowy kształt, przemawiający żywo do współczesnego słuchacza. Wydaje mi się, że powtarza swój sukces odniesiony przed dekadą w zarejestrowanych dla tej samej niemieckiej wytwórni Symfoniach Roberta Schumanna. Wywołały w swoim czasie duże poruszenie wśród krytyki i melomanów, ukazały dobrze znane dzieła w nowym świetle. W „odchudzonej” i lżejszej postaci, za to z czytelną, przejrzystą fakturą i porywającą rytmiką. Owe cechy są charakterystyczne dla sposobu interpretacji kierowanej przez kapelmistrza orkiestry z Jeny. Ich współpraca przybiera w pełni satysfakcjonującą i atrakcyjną postać, również dzięki bardzo dobrej jakości dźwięku, czyniącej z prezentowanego wydawnictwa zdecydowanie interesującą i wartościową propozycję.
Szkoda jedynie, że nie zdecydowano się na trochę inny układ programu krążka – mogłaby go świetnie rozpoczynać, zamiast kończyć, Uwertura, a po niej następowałaby I Symfonia d-moll, z którą wykazuje powiązania melodyczne i motywiczne. Inna rzecz, że wszystkie zamieszczone tutaj pozycje powstawały w podobnym czasie, w latach 1834-35, są bardzo spójne, dowodzą znakomitej formy kompozytorskiej Carla Loewego, zasługującego na odkrycie i docenienie. Z mojego punktu widzenia prezentowana płyta ma same zalety, a dzięki wspaniałemu wykonaniu możną tę zapomnianą, lecz ciekawą i atrakcyjną twórczość nie tylko poznać, ale także naprawdę polubić i często do niej sięgać. Z niewątpliwą radością i poczuciem zapełnienia pewnej istotnej repertuarowej luki. Brawo dla Filharmoników z Jeny, Simona Gaudenza oraz wytwórni CPO, mającej największe zasługi w przywracaniu do życia niemieckiego romantyka. Jest tego warty.
Płytomaniak
Carl Loewe
Symfonie: nr 1 d-moll, nr 2 e-moll; Uwertura „Themisto”
Jenaer Philharmonie • Simon Gaudenz, dyrygent
CPO 555 319-2 • w. 2022, n. 2019 • CD, 58'51” ●●●●●○
Nagranie w wersji fizycznej płyty audio zostało nadesłane bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię CPO. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób ani do uzyskania materiału do recenzji, ani do opublikowania tejże na stronie.
Komentarze
Prześlij komentarz