Wielkie muzyczne kreacje - pod batutą Sergiu Celibidache (3).
Kolejna symfoniczna muzyczna
podróż – i z oryginalnym dziełem, zapisującym się w dziejach muzyki, i z
oryginalnym artystą, podejmującym wyzwanie wykonania tegoż, co jest o tyle
interesujące, że sam za ową kompozycją i jej autorem nieszczególnie przepadał,
mówiąc oględnie. Takim był niezwykle charyzmatyczny wg jednych, egoistyczny do granic
możliwości wg drugich, Sergiu Celibidache, którego kolejne interpretacje –
słowo przez niego znienawidzone – pojawiają się coraz częściej na kompaktach.
Nie tylko za sprawą istniejących już od ponad dwóch dekad oficjalnych edycji
wytwórni Deutsche Grammophon i EMI Classics (obecnie Warner Classics), z
których zresztą ta pierwsza jest już niedostępna rynku, zaś drugą nieudolny, pazerny
i tępy wydawca wypuszcza co jakiś czas pod różnymi, zmieniającymi się nazwami,
nie wnosząc już niczego do tego, co z obu przedsięwzięć wiemy o tym artyście.
Na szczęście, są jeszcze bogate i fascynujące archiwa Filharmoników
Monachijskich, z czego korzysta płytowa agenda znakomitej orkiestry, wydającej
swoje nagrania pod własnym szyldem, tak jak jej znani konkurenci z Londynu,
Berlina, Amsterdamu czy Chicago.
Płytomaniak
już kilka razy miał okazję zaglądać do owych bezcennych dokumentów, niezależnie
od obserwowania aktualnej działalności wydawniczej bawarskiego zespołu, w
której szczególnie imponujący jest chociażby zakończony cykl Symfonii Antona
Brucknera, dokonany z byłym szefem, Walerym Gergiewem, stopniowo omawianym na
stronie. Tym razem obiektem mojego zainteresowania jest album zawierający Symfonię fantastyczną Hektora Berlioza.
Podzielam ambiwalentne uczucia Sergiu Celibidache do tego autora, który nie
należy do moich ulubionych, jego muzyka nie gości u mnie często, zaś jedynym
wyjątkiem jest właśnie op. 14 francuskiego kompozytora. Co prawda, rumuński
mistrz batuty miał w swoim repertuarze ów kariery dyrygenta, ale niniejsza
płyta jest niewątpliwie bardzo cenną pozycją w oficjalnej dyskografii maestra,
przynosi bowiem rejestrację koncertu z 28. czerwca 1986 roku. Można
przypuszczać, że chodziło o ostatnie wydarzenie sezonu 1985/86, choć jest to
jedynie mój domysł, w każdym razie wykonana wtedy Symfonia fantastyczna jako utwór monumentalny i efektowny bardzo
dobrze nadawała się do tego celu.
Słyszymy
ją w nagraniu w dobrej jakości dźwięku, co z pewnością pomaga dokładnie poznać
i przyswoić sobie oryginalną wizję utworu, która nie ma sobie równych wśród
dotychczasowych nagrań już chociażby z racji dłuższego niż zazwyczaj czasu
trwania – zawierającego się wraz z zasłużonymi owacjami publiczności po
wybrzmieniu ostatniego akordu, w prawie 60 minutach. Może to nastawiać
negatywnie słuchaczy, którzy nie znają lub nie lubią kreacji Sergiu
Celibidache, ale mnie osobiście ten fakt w ogóle nie bulwersuje, nie tylko
dlatego, że zaliczam się do przeciwstawnej grupy wielbicieli osoby i dokonań
wybitnego dyrygenta. Jak zawsze w jego kreacjach, inny stosunek do czasu przekłada
się na zupełnie nową i fascynującą jakość odbioru muzyki. Nie ma tu dzięki
takiemu podejściu niepotrzebnego pośpiechu, trywialności i braku jakiejkolwiek
głębszych inspiracji ze strony kolejnych pokoleń gwiazd i gwiazdeczek batuty,
które słychać w licznych rejestracjach Fantastycznej.
Jakaż jest to przyjemna i potrzebna odmiana! Za przykład potwierdzający ową
tezę mógłbym podać część pierwszą dzieła. Zazwyczaj nie przykuwa mojej uwagi,
każąc mi się „przeczekać” lub „przesiedzieć”, sugerując błędnie, że niewiele
się w niej dzieje. Tymczasem za sprawą skupienia, dogłębnego odczytania zapisów
partytury i pokazania w niej więcej szczegółów, słychać logiczną i zrozumiałą
konstrukcję formalną, poszczególne epizody płynnie przechodzą z jednych w
drugie, co w końcu pozwala zrozumieć ich sens oraz wartość. Równie przekonujący
jest kształt pozostałych ogniw, wyróżniających się dodatkowo innymi zaletami.
Pięknie, elegancko i spokojnie brzmi walc ilustrujący bal, zaś powolna część
trzecia, być może najbardziej kontrowersyjna z powodu tempa, intryguje
nastrojem, kolorystyką, brzmieniem – jest zatrzymaniem w czasie, ale
wzruszającym i pozwalającym odbiorcy pogrążyć się w myślach wywołanych jej
muzyką. Czyż nie o to też chodziło takiemu marzycielowi, jakim był Hektor Berlioz?
W dwóch ostatnich ustępach Symfonii
do głosu dochodzi wreszcie rozbudowana sekcja perkusji i blachy. Sergiu
Celibidache mistrzowsko posługuje się obiema, lecz blask i siła ewokujące z
najbardziej porywających kart potężnej partytury nie ma w sobie niczego
efekciarskiego. Spokój i swoboda, z jakimi artysta prowadzi swoich Filharmoników
Monachijskich, okupionych jednakże intensywną i długą pracą podczas prób, wywierają
jak najlepsze wrażenie. Pozwalają sceptycznemu i wymagającemu odbiorcy (niżej
podpisanemu) zrozumieć i polubić Fantastyczną
w tej oryginalnej, szlachetnej i przemyślanej wersji.
Dzieło
ma niezwykle zróżnicowaną reprezentację w katalogach płytowych, jest też
częstym obiektem dociekań krytyków i dziennikarzy odnośnie jej najlepszego
nagrania, przy czym ile głów, tyle opinii, bowiem każdy z nich ma swoje
preferencje. Zdaję sobie dobrze sprawę, że niniejszy album raczej nieprędko lub
wcale dołączy do ich grona, bo zarówno sam Sergiu Celibidache, jak i jego
kreacje wywołują nadal spory i gwałtowne dyskusje, które nie omijają również
prezentowanego albumu z Symfonią
fantastyczną. Ja jednak zaliczam się do osób, które uznają prezentowane
wydawnictwo za wartościowe, interesujące, wybitne pod względem artystycznym, co
znajduje odbicie w wysokiej ocenie całości. Z pełną świadomością przeze mnie
dokonanej.
Paweł Chmielowski
Hektor Berlioz
Symphonie fantastique op. 14
Münchner
Philharmoniker • Sergiu Celibidache, dyrygent
MPHIL0017 • w. 2020,
n. 1986 • CD, 59’58” ●●●●●○
Autor dziękuje wydawcy,
fonograficznej agendzie Filharmoników Monachijskich, za nadesłanie nagrania do
recenzji. Jej światowy i polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób
ani do uzyskania albumu do omówienia, ani do publikacji tegoż na stronie.
Komentarze
Prześlij komentarz