Muzyka znana i nieznana - Borys Giltburg gra Beethovena (2).

 



W obecnym niespokojnym czasie promocja artystów z Rosji może być trochę ryzykowna, ale bohaterowie kolejnego nagrania z ich udziałem nie mają akurat powodu do wstydu za kolaborację z wojennym zbrodniarzem, Władimirem Putinem i milczenie w sprawie haniebnych działań tamtego. W związku z tym nie przeczytamy tutaj o kolejnych miernych nagraniach fałszującej śpiewaczki – celebrytki, mającej lata świetności za sobą, również obwołany przez niektórych geniuszem (bez batuty lub z wykałaczką w dłoni) znany dyrygent raczej nieprędko zagości w tekstach recenzji na stronie. Znajdzie się za to miejsce dla ludzi przyzwoitych i ceniących demokratyczne wartości. Dobrze znani z krytyk Płytomaniaka – pianista Borys Giltburg oraz dyrygent Wasyl Pietrenko ponownie pojawiają się przy okazji nagrań Koncertów fortepianowych Ludwiga van Beethovena, co tak mi się spodobało przy okazji omówienia pierwszej części powstającego chyba kompletu nagrań tego repertuaru w barwach wytwórni Naxos. Ich najnowsze osiągnięcie nawiązuje poniekąd układem i doborem programu do poprzedniego krążka, który zawierał utwory dobrze znane (Pierwszy i Drugi), jak i pozostające nieco w cieniu tych wielkich (Rondo B-dur). W tym przypadku nie może być bardziej dobitnego kontrastu, zarówno jeśli chodzi o rozmiary, styl, rozwój muzycznego języka i doświadczeń autora w zakresie niezwykle ważnego dla siebie gatunku, choć łączy je wspólna tonacja Es-dur. Ostatni, V Koncert op. 73, sąsiaduje bowiem z dziełem młodzieńczym, napisanym przez zaledwie trzynastolatka i niedochowanym do naszych czasów w kompletnej postaci, ograniczonej jedynie do instrumentu solowego z zawartymi odcinkami tutti orkiestry, lecz bez jej głosów – Koncertem WoO 4, datowanym na rok 1784.

Poprzednio zachwycałem się kreacją obu rosyjskich artystów, licząc na kontynuację doskonale rozpoczętego projektu i moje oczekiwania nie zostały zawiedzione. Inna sprawa, że tak wspaniała kompozycja, jakim jest V Koncert Es-dur, daje wykonawcom doskonałą okazję do zaprezentowania pełni swoich umiejętności, Niezwykle efektowny, zarówno w partii orkiestry, jak i fortepianu, pełen rozmachu, potęgi brzmienia, najbardziej wirtuozowski ze wszystkich dzieł tego gatunku napisanych przez Ludwiga van Beethovena, jest prawdziwym wyzwaniem dla kolejnych pokoleń wykonawców. Kilka razy słuchałem wersji Giltburg/Pietrenko i za każdym razem bardzo mi się podobała. Nie ma tu szaleństw, udziwnień, poszukiwania nowości za wszelką cenę, panowie postawili raczej na nieskrępowaną wolność ekspresji i spontaniczność, nie rezygnując jednakże z wierności partyturze i staranności w odczytaniu jej zapisów. Piąty w ich wykonaniu przepełnia radość, pasja, energia, potęga, a więc cechy idealnie wpisujące się w charakter ostatniego i najbardziej efektownego koncertu fortepianowego napisanego przez Beethovena. Wyróżnia się on ważną rolą pierwiastka wirtuozowskiego w partii solisty i temu wyzwaniu sprostał Boris Giltburg w sposób zasługujący na wielkie uznanie. Nic dziwnego – po nagraniu kompletu Sonat oraz wcześniejszych nagraniach z dziełami Sergiusza Rachmaninowa, nie obniża poziomu, jest w bardzo dobrej formie, lecz oprócz czysto zewnętrznych walorów swojej gry, pokazał również skupienie się na bardziej intymnym wymiarze muzyki, śpiewności, troski o ładne brzmienie, czego najpiękniejszym wyrazem jest natchniona część środkowa, napisana już w prawdziwie „romantycznej” tonacji H-dur. Co prawda, jak na mój gust ogniwo ono zabrzmiało może nie tak wolno, jak bym chciał, ale tym niemniej pięknie i wzruszająco, za sprawą specyficznej aury dźwiękowej i odpowiednio nastrojowej instrumentacji (smyczki z tłumikami). Również dyrygent i orkiestra znaleźli w Piątym spore pole do popisu, nie tylko w potężnej, najbardziej rozbudowanej części pierwszej, operującej długimi fragmentami bez towarzyszenia solisty, nadającymi dziełu iście symfoniczny, prawdziwie „cesarski” charakter. Wspaniale zabrzmiał roztańczony, radosny finał, w żywym rytmie na 6/8, w którym efektowność wyrazu oraz porywająca rytmika w przeplatających się kolejno partiach fortepianu i orkiestry wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie. Dobrane tempa – energiczne, żwawe, sprawiające, że całość zamyka się w niecałych 38 minutach trwania, a więc standardowo, bardzo przekonujące w efekcie końcowym. Współpraca między podmiotami – wzorowa, opierająca się zapewne nie tylko na wspólnych występach, ale dogłębnemu porozumieniu i wzajemnej sympatii, co przełożyło się na naprawdę interesujące i przemawiające do serca odbiorcy wykonanie V Koncertu Es-dur op. 73. Słuchałem go za każdym razem z przyjemnością.

Niewątpliwym repertuarowym rarytasem jest zamieszczenie na krążku Koncertu Es-dur, młodzieńczej kompozycji, która należy do dzieł Beethovena bez „właściwego" numeru opusowego. Do naszych czasów partia orkiestry nie zachowała się, choć  są wskazówki kompozytora dotyczące instrumentacji dzieła oraz miejsc z jej udziałem i na tej podstawie podejmowane są próby rekonstrukcji dzieła, zarówno w postaci edycji partytury, jak i nagrań. W przypadku krążka wytwórni Naxos jesteśmy pozbawieni przyjemności obcowania z Królewskimi Filharmonikami z Liverpoolu i Wasyla Pietrenki, jako że Borys Giltburg zdecydował się wykonać to, co nie ulega wątpliwości z punktu widzenia historycznej prawdy i zachowanego materiału – partię fortepianową. Całość opiera się na trzech częściach, skomponowanych wg klasycznego schematu znanego z dzieł Józefa Haydna, przy czym słychać tu talent i ambicję uzdolnionego młodego wirtuoza i kompozytora w postaci swobody w posługiwaniu się fortepianową fakturą i odpowiednimi środkami technicznymi. Poznanie Zerowego, bo tak jest niekiedy nazywany, nawet w okrojonej, ale autentycznej wersji, jest doświadczeniem na pewno ciekawym, a jednocześnie poszerzającym horyzonty. Pokazuje początki drogi twórczej autora jednego z najważniejszych rozdziałów w historii gatunku koncertu fortepianowego, co jest naprawdę dużym atutem omawianego przedsięwzięcia. I choć słychać, że nagrania nie dokonano w tym samym miejscu i czasie, co op. 73, ponieważ brzmienie fortepianu i akustyka sali są już inne, nie zmniejsza to wartości całości, tym bardziej, że Borys Giltburg nie zastosował ani wobec siebie, ani wobec dzieła żadnej taryfy ulgowej, unikając nonszalancji w podejściu do mało znanego repertuaru. Wręcz przeciwnie, z jego gry przebija świadomość stylistycznej odrębności utworu, klasyczna forma, odpowiednia równowaga między elementem popisowym, wirtuozowskim a intelektualnym, przeżytym. Pod względem interpretacji oraz technicznym jest w pełni przekonujący.

To już drugi krążek duetu Giltburg/Pietrenko z Koncertami fortepianowymi Ludwiga van Beethovena. Chwalę wytwórnię Naxos za decyzję o odświeżeniu swojego bogatego katalogu o nowe rejestracje doskonale znanych utworów w naprawdę dobrym i przekonującym wykonaniu, gwarantowanym przez artystów cieszących się uznaniem krytyki oraz publiczności. Mam nadzieję, że nie będę długo czekać na dokończenie projektu w postaci albumu z Trzecim i Czwartym. Sądzę, że będą godnym i wybitnym zwieńczeniem całości i znajdą swoje miejsce na rynku fonograficznym, nawet jeśli wśród nagrań z ostatnich kilku lat na czołowe miejsce wydaje się wysuwać album Hyperionu z udziałem Stephena Hougha oraz Fińskiej Orkiestry Radiowej i Hannu Lintu. Miłośnicy twórczości kompozytora z pewnością zapoznają się z obiema propozycjami. Jest czego słuchać.


Paweł Chmielowski


Ludwig van Beethoven

Koncerty fortepianowe: nr 5 Es-dur op. 73, „Cesarski”; nr 0 Es-dur WoO 4

Borys Giltburg, fortepian Royal Liverpool Philharmonic Orchestra Wasyl Pietrenko, dyrygent

Naxos 8.574153 w. 2022, n. 2019/2020 (CD), 62’40” ●●●●●○


Nagranie zostało udostępnione w formie elektronicznej (plików) przez wydawcę, wytwórnię Naxos.



Komentarze

Popularne posty