Muzyczne wyznanie duszy - Walery Gergiew i Symfonie P. Czajkowskiego (2)



Oto kolejne spotkanie z muzyką Piotra Czajkowskiego prowadzoną przez Walerego Gergiewa. Nic nowego, jako że ten artysta niejako specjalizuje się w muzyce rosyjskiej, choć jego bogata dyskografia nie ogranicza się wyłącznie do niej, czego przykłady można znaleźć również u Płytomaniaka w postaci recenzji nagrań dzieł Gustawa Mahlera czy Antona Brucknera. Jak to często w przypadku słynnego mistrza batuty bywa, rejestruje nawet kilka razy te same kompozycje, co wywołuje nie zawsze pozytywne reakcje wśród krytyki czy słuchaczy. W przypadku autora Jeziora łabędziego są przecież albumy wydane przed laty przez nieistniejącą już wytwórnię Philips, zarówno z tą samą Orkiestrą Teatru Maryjskiego (wtedy jeszcze pod inną nazwą), jak i Filharmonikami Wiedeńskimi. Osobiście, nie byłem nigdy fanem tego drugiego zestawu i dziwiły mnie mocno entuzjastyczne oceny recenzentów. Znacznie bardziej satysfakcjonujące, przynajmniej według mnie, wydają się być kolejne dokonania Walerego Gergiewa w symfonice Piotra Czajkowskiego, wydawane obecnie przez fonograficzną agendę renomowanej instytucji, na czele której dyrygent stoi jako dyrektor muzyczny od roku 1988, zaś artystyczny od 24 lat.

Nie jest to mój pierwszy kontakt z interpretacjami słynnego, aczkolwiek kontrowersyjnego kapelmistrza. Na początku istnienia bloga miałem okazję omawiać podwójny album z Dziadkiem do orzechów i IV Symfonią, tą samą, która jest też przedmiotem niniejszej recenzji. Całkiem niedawno pojawił się na stronie tekst poświęcony Patetycznej, napisany zresztą w dość szczególnych i niewesołych okolicznościach – i właśnie do niej nawiązuje bezpośrednio kolejna płytowa produkcja Teatru Maryjskiego. Mamy tu bowiem po raz kolejny do czynienia z zapisem występów Gergiewa i prowadzonej przez niego orkiestry w Sali Pleyla w Paryżu w styczniu 2010 roku. Podobnie jak Szósta, jej dwie poprzedniczki można było wcześniej podziwiać w wersji video, dopiero w ubiegłym roku na rynku ukazały się jej wersje audio na albumie zawierającym IV i V Symfonię. Okazji do kolejnych porównań znowu nie brakuje, co mogliby wytknąć złośliwi, albo krytycy niedarzący Gergiewa szczególną sympatią. Ja tym razem muszę jednak stanąć w obronie rosyjskiego artysty, choć być może znajduję się w mniejszości ceniącej i sprawiedliwie oceniającej wady i zalety działalności tego kapelmistrza. Zrobiłem to już wcześniej, przy okazji wzmiankowanego omówienia Szóstej, która ze wszystkich mi znanych rejestracji z udziałem artysty wywarła stosunkowo najlepsze wrażenie, uczynię to również teraz.

Na „baletowym” krążku Teatru Maryjskiego znalazł się zapis IV Symfonii, zarejestrowanej w roku 2015, która niezupełnie przypadła mi do gustu. Nie mogę tego powiedzieć o paryskim wykonaniu pięć lat wcześniejszym. Muszę wręcz stwierdzić, że zostałem pozytywnie zaskoczony. Znając różne niezbyt trafione koncepcje Walerego Gergiewa, obecne również na ww. nagraniu, spodziewałem się w sumie albo rutyny, albo kontrowersji. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że wiele płyt dyrygenta może skłaniać do żywienia tego rodzaju obaw. Tym razem jednak nie stało się nic, co by było źródłem mojego niepokoju czy niezadowolenia, a wręcz przeciwnie. Jestem pod głębokim wrażeniem, jak poważnie i odpowiedzialnie kapelmistrz podszedł do partytury. Czuć w jego wizji szczerą inspirację, a nawet natchnienie, nie ma mowy o syndromie wypalenia, powielaniu po wielokroć pomysłów interpretacyjnych, bardziej lub mniej trafionych (nowsza wersja Czwartej nie jest od nich wolna, o czym zresztą pisałem). Być może atmosfera chwili, odświętny nastrój, goszczenie w prestiżowym miejscu podziałało na wykonawców mobilizująco i przeniosło interpretację ich doskonale znanego repertuaru na wyższy poziom, poruszający odbiorcę – to samo przecież działo się w przypadku rejestracji Patetycznej. Mimo że w wymiarze czasowym obie wersje IV Symfonii nie różnią się aż tak bardzo, to podejście do temp w starszym nagraniu zdecydowanie bardziej mi przypadło do gustu, zwłaszcza w szeroko zakrojonej części pierwszej. Nie czuć tu zbytecznego pośpiechu, a tym miejscem, na które czekam jako probierz umiejętności interpretacyjnych, jest grupa drugiego tematu – wolny, liryczny, piękny melodycznie walc, oplatany ślicznymi arabeskami instrumentów dętych drewnianych. W większości wykonań nie słyszy się wszystkiego przy pośpiesznym pulsie, dopiero nadanie owemu fragmentowi właściwego wymiaru i podejście do niego z należytym wyczuciem gwarantuje uchwycenie pełni jego bogactwa instrumentacji i muzycznych myśli. I w ekspozycji, i w repryzie udało się tego dokonać, za co kieruję pochwały w stronę dyrygenta oraz Orkiestry Teatru Maryjskiego. Nie oznacza to jednak, że tylko tam muzycy pokazali się z dobrej strony – cała interpretacja, a w zasadzie kreacja Czwartej, zyskała moje uznanie.

Pozytywne wrażenie odniosłem również podczas słuchania Piątej. I w niej Walery Gergiew zaimponował mi podejściem do partytury i większym niż zazwyczaj wyczuleniem na kwestię agogiki. Tempa dobrane przez niego także rysują znacznie bogatszy obraz dzieła niż w przypadku jego wcześniejszego nagrania z Filharmonikami Wiedeńskimi – tutaj Symfonia e-moll trwa aż 51 minut, co jest dość znaczną różnicą nie tylko z poprzednią rejestracją kompozycji, ale także większością wykonań z udziałem innych orkiestr i dyrygentów. Czemu należy zawdzięczać ten stan rzeczy? Słychać tu prawdziwe skupienie kapelmistrza, niewątpliwą inspirację, a nawet natchnienie, które sprawiają, że omawiana wersja może naprawdę przekonać. Osobiście, zwracam uwagę na kilka miejsc, np. na sam początek, który powinien być zagrany dość wolno, przejmująco, tajemniczo, mrocznie, podczas gdy w praktyce bywa z tym różnie! Pod dyrekcją Gergiewa brzmi nie tylko tak, jak sobie wymarzyłem, ale też płynnie i naturalnie – uwzględniając różnicę w oznaczeniu tempa – przechodzi do „właściwego” allegra, wyrazistego, ale niezbyt szybkiego, którego stopniowa ewolucja odbywa się w prezentacji głównego tematu granego przez smyczki, zaś towarzyszą mu figuracje instrumentów dętych, głównie klarnetów i fagotów – wyraźnie słyszalne, a nie zagłuszane lub umykające w pośpiechu. To mi się podoba, podobnie jak wyraźne zwolnienie narracji w grupie drugiego tematu, podanego z wyjątkową ekspresją – ten fragment naprawdę mi utkwił w pamięci. Piotr Czajkowski precyzyjnie oznaczał poszczególne odcinki oznaczeniami agogicznymi, często je zmieniając, a rosyjscy muzycy skrupulatnie to realizują, dzięki czemu narracja nie jest nudna, żyje, przechodzi z jednego wątku do drugiego w sposób intrygujący uwagę słuchacza. Brawa dla staranności w odczytaniu partytury i wyraźnie słyszalne zaangażowanie orkiestry oraz dyrygenta. Nie ma mowy o produkcji rutynowej czy mało wyrazistej, a takie niebezpieczeństwo przecież grozi w przypadku tej Symfonii, należącej do żelaznego repertuaru nie tylko każdego rosyjskiego filharmonicznego zespołu. Liczne interpretacyjne smaczki i zalety wykonania służą jednemu nadrzędnemu celowi: kreacji nasyconej emocjonalnie, pokazującej spektrum uczuć, a tych w przypadku niezwykle dramatycznej i intensywnej w wyrazie Piątej przecież nie brakuje. Muzyków z Teatru Maryjskiego pod Walerym Gergiewem słuchałem z przekonaniem i satysfakcją, potwierdzając słuszność założeń samego kompozytora, piszącego w jednym z listów o "muzycznym wyznaniu duszy, w której nagromadziło się wiele materiału – wyznaniu wypływającym teraz w dźwiękach, podobnym do wypowiedzi poety lirycznego w wierszach”.

Zainteresowanych melomanów, nie tylko zagorzałych wielbicieli twórczości Piotra Czajkowskiego i romantycznej symfoniki w najbardziej poruszającym i porywającym wydaniu, zachęcam do zapoznania się z prezentowanym wydawnictwem Teatru Maryjskiego. Warto przekonać się samemu, czy w nagraniu można usłyszeć „to wszystko, dla czego brakuje słów, a co wyrywa się z duszy i pragnie być wypowiedziane”. Sądzę, że należy zaufać autorowi tych słów i wspaniałej muzyki, a także Waleremu Gergiewowi i jego zespołowi. Tym razem ich wizja IV i V Symfonii dostarczyła mi niemało wzruszeń i powodów do satysfakcji, nie tylko z emocjonalnego, ale czysto muzycznego i analitycznego punktu widzenia, górując nieco nad perfekcją jakości dźwięku i realizacji nagrania. Nie szkodzi – całość i tak wywarło na mnie naprawdę dobre wrażenie. Oby było więcej takich pozytywnych zaskoczeń w przypadku artystów prowadzących niezwykle bogatą koncertową i fonograficzną działalność. Złośliwi mogliby się „czepiać”, że mamy tu na dwóch kompaktach zaledwie nieco półtora godziny zarejestrowanego materiału, że można by go jeszcze uzupełnić innymi pozycjami. Owszem, ale mamy do czynienia z przedsięwzięciem dokumentującym zapis koncertów, powstałym tylko w tym celu. Ja się cieszę tym, co jest.

Paweł Chmielowski

Piotr Czajkowski
Symfonia nr 4 f-moll op. 36, Symfonia nr 5 e-moll op.64
Mariinsky Orchestra Walery Gergiew, dyrygent
Mariinsky MAR0017 w. 2019, n. 2010 2 CD, 96’30” ●●●●●○

Autor bloga dziękuje wytwórni LSO Live, fonograficznej agendzie Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, odpowiedzialnej za dystrybucję płyt Teatru Maryjskiego, i panu Thomasowi Rozwadowskiemu za nadesłanie albumu do recenzji.

Płytomaniak.blogspot would like to thank LSO Live and Mr. Thomas Rozwadowski for sending the album and making this review possible.

Komentarze

Popularne posty