Wolny strzelec Marka Janowskiego po raz drugi - na albumie Pentatone.


Stosunkowo rzadko, przynajmniej na razie, pojawiała się u Płytomaniaka muzyka operowa w postaci kompletnych rejestracji, choć nie można powiedzieć, że nie było jej wcale. Obecnie już nie tak często wydaje się albumy muzyczne z takimi nagraniami, znacznie częstsze są produkcje audio-video we formacie DVD czy Blu-ray. Znak czasów, postęp nowych technologii, ale z drugiej strony napawająca troską miłośników pięknego śpiewu myśl, czy współczesne produkcje są w stanie sprostać starszym konkurentom z przeszłości, zrealizowanym przy udziale najsłynniejszych wokalistów, orkiestr czy dyrygentów, co dotyczy zwłaszcza tzw. żelaznego repertuaru. Choć pojawienie się na rynku każdego nowego tytułu co prawda zasługuje na docenienie z uwagi na trudną sytuację w fonografii, to jednak skłania krytykę i słuchaczy do zadania pytania o celowość i sensowność powstania kolejnego nagrania, a przy tym rodzi konieczność porównań. Nie inaczej jest z Wolnym strzelcem Karola Marii von Webera, opublikowanym przez wytwórnię Pentatone.

Stosunkowo niedawno, przy omawianiu skądinąd niezbyt udanych interpretacji Symfonii Ludwiga van Beethovena, zapowiadałem pojawienie się omawianego przedsięwzięcia przy okazji osoby i dokonań Marka Janowskiego, prowadzącego przy tej okazji tym razem Orkiestrę Symfoniczną Radia Niemieckiego we Frankfurcie. Wrażenia, jakie odniosłem ze słuchania albumu, są, przynajmniej jeśli chodzi o koncepcję dyrygenta, znacznie bardziej korzystne. Uważni wielbiciele opery wiedzą, że kapelmistrz zarejestrował już wcześniej, bodajże 25 lat temu, Wolnego strzelca dla RCA. Niestety, nie posiadam owego nagrania i trudno mi dokonać szczegółowej analizy wcześniejszej i późniejszej interpretacji. Ta ostatnia jednak wyraźnie świadczy o wielkim doświadczeniu artysty, a także dogłębnej znajomości Weberowskiego arcydzieła. Słuchać wyraźnie, że nie ma mowy o rutynie, zmęczeniu, braku inspiracji, wręcz przeciwnie. Mamy do czynienia z kreacją świeżą, energiczną, utrzymaną w dość żywych tempach (oba pierwsze akty mieszą się na jednym krążku, co nie zawsze się udaje w przypadku konkurencyjnych rejestracji, nawet u słynącego z energii Carlosa Kleibera). Narracja poprowadzona jest z pasją od pierwszych akordów znakomitej Uwertury, wprowadzającej w nastrój i przebieg dzieła i cytującej jego najważniejsze tematy, po ostatnie, porywające taktu finału. Orkiestra gra wyśmienicie: podziwiać można wyraziste smyczki, pełniące ważną rolę i jako całość, i jako mniejsze, potraktowane kameralnie grupy (solo wiolonczeli towarzyszące cavatinie Agaty z trzeciego aktu), ale oczywiście nie można nie wspomnieć o fantastycznie brzmiących waltorniach, potęgujących romantyczną atmosferę opery. Z punktu widzenia warstwy instrumentalnej i wizji całości dyrygenta, niniejsze nagranie jest w pełni satysfakcjonujące.

Jak się przedstawia wokalny element omawianego albumu, najważniejszy przecież wyznacznik każdego operowego nagrania? Weźmy na początek pod uwagę kreującego postać tytułowego bohatera, Andreasa Schagera. Występuje jedynie w kilku duetach czy tercetach ( z Anusią, Agatą, Kuno, Kacprem, w scenie w Wilczym Jarze oraz finale), zaś zaprezentować się samemu może jedynie w wielkiej arii Durch die Wälder, durch die Auen z I aktu. Śpiewakowi nie da się formalnie wiele zarzucić; jako rodowity Austriak nie ma żadnego problemu z wymową, umiejętnie pod względem psychologicznym oddaje świat emocji i wątpliwości nurtujących dość naiwnego Maxa. Ma ładny w barwie głos, pasujący jeszcze do młodego wieku postaci, śpiewa z zaangażowaniem i uczuciem. Sądzę jednak, że ten ze słuchaczy, kto miał okazję poznać kreacje np. Rudolfa Schocka czy Nicolaia Geddy, im właśnie odda pierwszeństwo. Znakomicie prezentują się dwie główne żeńskie bohaterki opery. Sofia Fomina jako Anusia budzi wielką sympatię, a jednocześnie uznanie dla swoich godnych podziwu wokalnych i aktorskich umiejętności. Arietta Kommt ein schlanker Bursch gegangen z II aktu przedstawia ją jako wesołą, skłonną do flirtu osobę, obdarzoną poza tym zdrowym rozsądkiem i traktującą sceptycznie zjawiska nadprzyrodzone, o czym śpiewa w romansie i arii Eins träumte meiner sel’gen Base. Miły i wyrazisty sopran Rosjanki brzmi dobrze w towarzystwie głosu Lise Davidsen (duet Schelm, halt fest). W tej roli występuje artystka, o której jest już od jakiegoś czasu głośno w muzycznym świecie, zwłaszcza wśród wielbicieli muzyki Ryszarda Wagnera. Jej debiutancki album w barwach wytwórni Decca, uzupełniony o kilka pozycji autorstwa Ryszarda Straussa, pojawi się zresztą niedługo u Płytomaniaka. Agata została przez kompozytora wyposażona szczodrze w dwie wspaniałe arie, będące wyzwaniem dla kolejnych pokoleń śpiewaczek, wśród których, co oczywiste, szczególnie wybitne kreacje były udziałem artystek z germańskiego czy skandynawskiego kręgu kulturowego, by wspomnieć chociażby o fenomenalnych paniach: Birgit Nilsson, Elisabeth Grümmer, Elisabeth Schwarzkopf czy Gunduli Janowitz. Osobiście, nie przemawia do mnie niezbyt wyraźna dykcja Norweżki, problem dotykający coraz więcej śpiewaków obojga płci, jak również dość duża wibracja w głosie, za to barwa, siła i uczucie, jakie wkłada w partię, wystawiają Lise Davidsen bardzo dobre świadectwo. Wzrusza w Leise, leise z II aktu oraz w nastrojowej, wspomnianej już wcześniej modlitwie Und ob die Wölke z następnego.

Kacper Alana Helda brzmi dość młodo i trochę jak na mój gust „grzecznie”, co nieco dziwi w kontekście zdecydowanie negatywnej postaci. Jego popisowa, „zakrapiana” aria Hier im ird’schen Jammertal z I aktu nie wywiera na mnie aż takiego wrażenia, jak w przypadku śpiewaków obdarzonych ciemniejszym, głębszym głosem (sądzę, że ta partia znakomicie brzmi śpiewana przez basów), na dodatek oddających w większym stopniu posępne emocje. Warto porównać i posłuchać np. Kurta Böhme z niedostępnego od lat, ale ciekawego nagrania pod rewelacyjną batutą Eugena Jochuma czy Theo Adama z kultowej kreacji Wolnego strzelca, zrealizowanej pod dyrekcją Carlosa Kleibera – obie z katalogu Deutsche Grammophon, jak również Petera Mavena z płyt Dekki, niestety, też dawna wycofanych z obiegu, z kolejnym legendarnym mistrzem batuty – Rafaelem Kubelíkiem). Jest to jedynie moje osobiste zastrzeżenie, które można przyjąć, lub odwrotnie, nie zgodzić się z nim, tym bardziej, że udział artysty nie daje innych powodów do narzekań, jako że jego produkcja jest zaangażowana i wyrazista (triumfuje należycie w Damit dich niemand warnt, wywiera też odpowiednie wrażenie w scenie w Wilczym Jarze, kończącej II akt). Z innych artystów biorących udział w nagraniu, ale już w drugoplanowych rolach, zasługuję na wzmiankę baryton Markus Eiche – pojawia się jedynie w ostatniej odsłonie dzieła, jako pełen majestatu i autorytetu Ottokar.

O ile partie czysto wokalny były w znaczniej mierze satysfakcjonujące, o tyle nie podoba mi się za bardzo novum w postaci pozbycia się wszystkich partii mówionych i zastąpienia ich tzw. narracjami, napisanymi i wyreżyserowanymi przez Katarzynę Wagner i Daniela Webera (czyżby potomków obu kompozytorów?). O ile postać Eremity, rozdzielonej na mówiącego Petera Simonischka i śpiewanej przez Franza Josefa-Seliga, nie cierpi na tym szczególnie, choć ten pierwszy jest tak oddalony od mikrofonów, że się go ledwo słyszy i rozumie, więc ów koncept mija się z celem, o tyle występująca w roli Samiela Corinna Kirchoff jest w moim przekonaniu dużym nieporozumieniem. Sam pomysł uczynienia z diabolicznej postaci kobiety, dość zaawansowanej wiekowo i przypominającej raczej starą wiedźmę, jest wg mnie raczej żenujący i w ogóle mnie nie przekonuje, tym bardziej że jej partię dotyka wzmiankowany powyżej problem – nie zawsze się dobrze słyszy wypowiadany tekst. Jakość dźwięku jest generalnie dobra, choć początkowe wejście chóru Victoria! - skądinąd bardzo dobrego, brzmiącego zwłaszcza w męskiej części, wspaniale i efektownie w popisowym „numerze”: Was gleich wohl auf Erden z III aktu – cierpi na oddalenie od mikrofonu i triumfalne w zamierzeniu opiewanie zwycięstwa stoi w sprzeczności z wycofaniem się i ściszeniem śpiewaków. Całość realizacji technicznej nagrania nie daje jednak specjalnych powodów do narzekań, co jest o tyle istotne, że właśnie powyższa cecha jest dla nowych produkcji studyjnych „być albo nie być” w kontekście przetrwania w obecnych czasach, trudnych dla fonografii.

Wielbiciele Wolnego strzelca, do których należy niżej podpisany, z pewnością mają swojego faworyta, jeśli chodzi o najlepsze i ulubione nagrania; o części z nich już wspomniałem wcześniej. Album wytwórni Pentatone ma swoje plusy i minusy (tych pierwszych jest więcej) i można go uznać za generalnie udaną i ciekawą próbę zmierzenia się z najpiękniejszą niemiecką operą narodową. Osobiście, nie postawię go na najwyższej półce z epokowymi rejestracjami arcydzieła Karola Marii von Webera, ale tym niemniej zasługuje na poznanie i zainteresowanie miłośników pięknego śpiewu, dobrej gry oraz wartościowych kreacji dyrygenckich. Okazją, która przemawia do sięgnięcia do omawianego wydawnictwa, choćby tylko w celach poznawczych, jest zbliżająca się 200. rocznica premiery dzieła, przypadająca na czerwiec przyszłego roku. Nie tylko z tego powodu warto Wolnego strzelca często słuchać – tak rzadko przecież gości na polskich scenach...

Paweł Chmielowski

Carl Maria von Weber
Der Freischütz – Wolny strzelec. Romantyczna opera w trzech aktach.
Andreas Schager, tenor (Max); Lisa Davidsen, sopran (Agata); Alan Held, basbaryton (Kacper); Sofia Fomina, sopran (Anusia); Markus Eiche, baryton (Ottokar); Christoph Filler, baryton (Kilian); Andreas bauer, bas (Kuno); Franz-Josef Selig, bas (Eremita); Corinno Kirchoff, narrator (Samiel); Peter Simonischeck, narrator (Eremita) • MDR Leipzig Radio Choir • Frankfurt Radio Symphony Orchestra • Marek Janowski, dyrygent
Pentatone PTC 5186 788 • w. 2019, n. 2018 • 2 SACD, 125’52” ●●●●○○


Autor dziękuje wytwórni Pentatone i pani Talicie Sakuntala za nadesłanie nagrania do recenzji. Polski dystrbyutor tego wydawcy, niezainteresowany współpracą i promowaniem swoich tytułów, nie przyczynił się w najmniejszym stopniu do ukazania się tekstu na stronie.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Pentatone and Mrs. Talita Sakuntala for sending the album and making this review possible.


Komentarze

Popularne posty