Z Sali Koncertowej Berliner Philharmoniker (3) - Klasyka i moderna.




Moją uwagę w Cyfrowej Sali Koncertowej Filharmoników Berlińskich przyciągnęły niedawno dwa wieczory, podczas których muzykę bardzo przez mnie cenionego Dymitra Szostakowicza połączono z dziełami równie lubianych klasyków wiedeńskich. Ciekawe zestawienia, dające pole do popisu zarówno orkiestrze, jak i prowadzących ją wtedy mistrzom batuty, zaś dla słuchaczy – niewątpliwa gratka.

Przyjrzyjmy się najpierw wieczorowi z 15. czerwca. Zadebiutował wtedy u Filharmoników Berlińskich 45-letni obecnie maestro z Grecji, Constatinos Carydis. Wykształcony wszechstronnie w teorii muzyki i fortepianie w ojczyźnie oraz w dyrygenturze w Monachium, jest laureatem Bavarian State Opera’s Carlos Kleiber Prize (2011). Współpracuje w wieloma orkiestrami niemieckimi i europejskimi, jest też częstym gościem w teatrach operowych, takich jak np. Staatsoper unter den Linden, więc dla publiczności niemieckiej stolicy nie jest zupełnie nowym gościem. Na program swojego debiutu wybrał Symfonię C-dur K. 338 oraz Symfonię D-dur K. 504 Wolfganga Amadeusza Mozarta, które otwierały i kończyły ów koncert, a pomiędzy nimi umieścił opracowania na orkiestrę smyczkową kompozycji Dymitra Szostakowicza: VIII Kwartetu c-moll (noszącego w tej wersji nazwę Symfonii kameralnej op.110a, dokonanej przez wybitnego altowiolistę i dyrygenta, Rudolfa Barszaja) oraz Dwóch utworów na oktet op.11.




Słuchając Mozarta pod dyrekcją Carydisa słychać wyraźnie, że kapelmistrz nie pozostaje obojętny na współczesnej tendencje we wykonawstwie muzyki dawniejszych epok, że historyczne praktyki gry nie są mu całkowicie obojętne. Przejawia się to w dobrze bardzo wyrazistych, czasami nawet aż za bardzo temp, starannym respektowaniu znaków repetycji, skrupulatnej pracy nad artykulacją, uwypukleniu roli instrumentów dętych blaszanych oraz kotłów czy „podkręceniu” kulminacji w forte lub fortissimo. O ile wcześniejszej Symfonii C-dur taki sposób interpretacji się przysłużył, czyniąc z wykonania Filharmoników pod dyrekcją Carydisa godną podziwu kreację dość mało znanego, choć ciekawego utworu, o tyle w Praskiej osobiście mam już więcej wątpliwości. Cechuje się respektowaniem powtórzeń w każdej z trzech części, nie tylko ekspozycji, ale również przetworzeń i repryzy, co znacząco wydłuża czas trwania dzieła (niektóre nagrania, jak np. te, które miałem przyjemność omawiać – Claudia Abbado czy sir Charlesa Mackerras trwają po 37 minut), lecz naprawdę szybkie tempa zamykające Symfonię D-dur w 31 minutach minimalizują ryzyko dłużyzn. Niestety, nie zawsze z dobrym skutkiem dla samego utworu, o czym świadczy np. tajemniczy, poruszający wstęp do pierwszego ogniwa, najdłuższy, jaki Mozart skomponował, co sprawia, że całość trwa 17 minut, tyle, co analogiczne ustępy w Trzeciej czy Dziewiątej Beethovena. Dowodzi to, jak wielką wagę ma ta powolna introdukcja, jakie treści niesie z sobą – jest znacznie bliższa atmosferze i tonacji Don Giovanniego niż Wesela Figara. Zabrakło mi tu zatrzymania się nad znaczeniem tego fragmentu, odniosłem wrażenie, że powolny wstęp jest tylko dekoracją dla kolejnych odcinków szeroko zakrojonego Allegra. Część druga to Andante, lecz nie słychać powolnego kroku, lecz pośpiech i powierzchowność, a tych cech nie cierpię – szkoda, że dyrygent nie zwolnił narracji i nie pozwolił się sycić urokiem i swoistą melancholią nieco dłużej, a zamiast tego parł do przodu w stronę efektownego, porywającego, głośnego i rozpędzonego Presto. Ogólnie kreacja tej genialnej Symfonii może się naprawdę podobać z punktu widzenia stylistyki współczesnego wykonawstwa i niewątpliwie wybitnego „wykonu” Filharmoników Berlińskich – brawa dla kotlisty oraz sekcji dętej z pełnymi blasku trąbkami i „mruczącymi” fagotami, lecz mimo niekwestionowanych zalet, omawiana wizja pozostawia przynajmniej u mnie pewien niedosyt. Zdecydowanie pozostaję przy wizji Praskiej znanej z wielu doskonałych nagrań z przeszłości, dokonanych z udziałem najwybitniejszych mistrzów batuty, jak np. Karla Böhma (DG) , Otto Klemperera (EMI) albo sir Colina Davisa (Decca).




Żadnych zastrzeżeń za to nie mam do Symfonii kameralnej c-moll op.110a oraz Dwóch utworów na oktet op. 11 Szostakowicza – brzmią doskonale i efektownie. Przysłużył im się nieco większy skład, brzmienie jest odpowiednio nasycone, i wywiera bardzo dobre wrażenie. Wielkie uznanie należy się sekcji smyczkowej Filharmoników Berlińskich za techniczną biegłość i słyszalne niuanse w zakresie dynamiki oraz artykulacji. Owe elementy są nieodzowne w pokazaniu całego spektrum ekspresji i napięcia, jakim nasycone są kompozycje rosyjskiego mistrza. Dźwięk jest bardzo wyrazisty, ostry, zaś barwa odpowiednio ciemna, dobrze wpisując się w posępną atmosferę zarówno Symfonii kameralnej, jak również mniej znanych Dwóch utworów. Miłośnicy twórczości Dymitra Szostakowicza z pewnością będą tą kreacja usatysfakcjonowani.

Interesujący dobór repertuaru jest z pewnością zasługą dyrygenta, który nie zaprosił tym razem żadnego solisty, samemu stając się jednym bohaterem wieczoru. Berlińska publiczność przyjęła artystę życzliwie, nagradzając gromkimi brawami każdy punkt programu, który naprawdę mógł się podobać. Constantinos Carydis prowadził Filharmoników bez batuty, posługując się bogatym arsenałem gestów z gatunku tych wyrazistych, szerokich; jest w jego technice dużo „pływania” rękami, pracy całego ciała, ale nie szkodzi to prezentowanym dziełom, funkcjonuje przy komunikacji z zespołem. Na szczęście obywa się bez błazeńskiej mimiki, charakterystycznej dla nowego dyrygenta orkiestry Kiryła Petrenki, która działa mi osobiście na nerwy. Grecki maestro prezentuje się o wiele bardziej przekonująco i przyjemnie się na niego patrzy oraz dobrze się go słucha.

Koncert z 15. czerwca może być uznany za niewątpliwy sukces Filharmoników Berlińskich oraz debiutującego za ich pulpitem Constatinosa Carydisa. Ciekawy jestem jego dalszej kariery i kolejnych występów.

Paweł Chmielowski
(plytomaniak.blog@gmail.com)

Wolfgang Amadeusz Mozart – Symfonie nr 34 i 38 
Dymitr Szostakowicz – Symfonia kameralna c-moll op.110a; Dwa utwory na oktet smyczkowy op. 11

Berliner Philharmoniker Constantinos Carydis, dyrygent

Autor bloga mógł obejrzeć koncert i napisać z niego recenzję dzięki uprzejmości Berliner Philharmoniker.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Berliner Philharmoniker for sending the access to the Digital Concert Hall and making this review possible.

Komentarze

Popularne posty