Energia i pasja - Wasyl Pietrenko i Symfonie Piotra Czajkowskiego (2)

 


W sytuacji toczącej się za naszą wschodnią granicą wojny sięganie po muzykę rosyjską może być źle widziane przez fanatyków i zaślepionych głupotą, a tych u nas nie brakuje, by wspomnieć tępego partyjnego politruka, na dodatek niezwykle szkodliwego, na stanowisku ministra kultury czy innych tchórzy, którzy głupie i bezsensowne „rekomendacje” tamtego odnośnie cenzury repertuaru natychmiast wcielają w życie. Mowa tu o dyrekcjach różnorakich instytucji muzycznych organizujących koncerty, czy, o zgrozo, o rzekomo opiniotwórczej stacji radiowej dla ludzi kulturalnych i wykształconych. Płytomaniak nie ulega owym tendencjom, co zresztą zapowiadał kilka tygodni przy omawianiu znakomitego nagrania bohatera niniejszej recenzji, nagrania zawierającego dzieło symboliczne i poruszające, któremu groziło wycofanie z przewidzianego wykonania, zaplanowanego na jeden z kwietniowych dni w Warszawie, a mianowicie XIII Symfonii Dymitra Szostakowicza, twórcy znajdującego się na polskiej czarnej liście kompozytorów zakazanych. Dla wytwórni Naxos jakiś czas temu nagrał ją ze swoją Królewską Orkiestrą Filharmoniczną z Liverpoolu dobrze znany z moich tekstów Wasyl Pietrenko, ale tym razem sięgam po drugi wolumin nagrań dzieł Piotra Czajkowskiego, zrealizowany dla angielskiej firmy Onyx. Dodam tylko, że rosyjski dyrygent jest jednym z wielu artystów, którzy w obliczu zbrodni wojennych dokonywanych przez swoich rodaków na rozkaz Kremla zachował się przyzwoicie i stanowczo je potępił. Dla takich artystów zawsze znajdzie się miejsce u Płytomaniaka, podobnie jak dla twórców na żenującym indeksie autorów niemile widzianych, tylko dlatego, że są niesłusznego pochodzenia.

Jakiś czas temu z entuzjazmem donosiłem o pierwszej części projektu, który wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie za sprawą żywych temp, energii oraz pasji wykonawców, wyśmienitej interpretacji dyrygenta oraz wysokiego poziomu gry Szkockich Filharmoników. Owe wciągające i błyskotliwe kreacje nie podobały się tylko mnie, zostały bowiem wysoko ocenione przez krytykę i słuchaczy. Podsumowując swoje rozważania w zamieszczonej wtedy recenzji, zastanawiałem się, czy drugi wolumin serii spodoba mi się równie mocno. Dzisiaj, w momencie publikacji niniejszego tekstu, bogatszy o wielokrotne słuchanie omawianego nagrania, mogę generalnie potwierdzić swoje pozytywne odczucia i ponownie wyrazić duże uznanie zarówno dla świetnie grającej orkiestry, której wieloletnia współpraca z Wasylem Pietrenko wyszła tylko na dobre, jak i dla niego samego, artysty wybijającego się na czoło kapelmistrzów swojego pokolenia i niemającego sobie równych w zakresie znajomości wielkiego rosyjskiego repertuaru. Wystarczy powiedzieć, że dla różnych wytwórni artysta zarejestrował komplety Symfonii Dymitra Szostakowicza, Piotra Czajkowskiego, Sergiusza Rachmaninowa czy Aleksandra Skriabina, nie mówiąc o pojedynczych krążkach z baletami Igora Strawińskiego; sięga również po kompozytorów zachodnich, czego dowodzą rejestracje dzieł Ryszarda Straussa (Lawo) i Edwarda Elgara (Onyx). Mam nadzieję, że przyszłość przyniesie wielbicielom wybitnych osiągnięć dyrygenckich również projekt dzieł orkiestrowych kompozytora, w którego twórczości Wasyl Pietrenko również mógłby ugruntować swoją renomę – Ralpha Vaughana Williamsa. Z doniesień na sieciach społecznościowych wynika, że sięga już po jego II czy V Symfonię, a więc szansa na to jest…

Poświęćmy jednak trochę uwagi wspaniałej twórczości Piotra Czajkowskiego, mającej szczęście do rejestracji dokonywanych w ostatnich kilku latach (projekt Czeskiej Filharmonii i Siemiona Byczkowa w barwach wytwórni Decca, czy najnowszy, niedawno zakończony, sygnowany przez Paavo Järviego i Tonhalle Zürich dla Alphy). Bardzo cenię interpretacje Wasyla Pietrenki. Są wyraziste, oryginalne, na wysokim poziomie, zawsze przykuwają uwagę jako całość. Nie inaczej jest z najnowszym osiągnięciem dyrygenta. Znakomite wrażenie wywarła na mnie III Symfonia D-dur op. 29. Bardzo ją lubię, jej taneczny i najbardziej pogodny ze wszystkich dzieł gatunku napisanych przez Czajkowskiego charakter, a przy tym ogromne melodyczne bogactwo rodem wręcz z baletowych partytur autora, zawsze przemawiają mi do serca. Ostatnio zachwycałem się wybitną i efektowną kreacją rodaka Pietrenki – Władimira Jurowskiego i Filharmoników Londyńskich, ale niniejsza propozycja również wywarła mnie jak najlepsze wrażenie. Świetnie dobrane tempa, co prawda z gatunku szybkich, ale bardzo trafnie wpisujących się w specyfikę każdej z pięciu części i Symfonii jako całości, z pewnością przyprawią o żywsze bicie serca słuchaczy wrażliwych na wykonania cechujące się zewnętrznym blaskiem i atrakcyjnością. Oczywiście, przy tej okazji wychodzą na jaw zalety Szkockich Filharmoników z Liverpoolu ze zgraniem i techniczną biegłością na czele, z czego korzystają w pełni w licznych, zapadających w pamięć fragmentach, nie tylko w porywającej, efektownej codzie finału w rytmie poloneza ze spektakularną kulminacją sekcji blachy. Podziwiać również można grupę drewna i smyczków, co dowodzi, jak wspaniałe zinstrumentowana jest Trzecia i jak niesprawiedliwe są osądy o jej mniejszej wartości. Jeśli znajdzie się dyrygent obdarzony wnikliwością, a jednocześnie muzykalnością i wrażliwością, mający do dyspozycji dobrze przygotowaną orkiestrę o dużym potencjale, to słuchanie Polskiej jest prawdziwą ucztą dla ucha – satysfakcjonującą również pod względem jakości technicznej nagrania, co jest warte podkreślenia w kontekście omówienia następnego utworu, różniącego się od niej w moim przekonaniu na niekorzyść.

Pozostałe dwa dzieła cieszą się znacznie większą popularnością i uznaniem, zarówno u krytyków, melomanów, jak i wykonawców, stanowiąc arcydzieła dojrzałej twórczości kompozytora z racji nie tylko imponującej konstrukcji formalnej, wyśmienitej orkiestracji, ale przede wszystkim ogromnego ładunku emocji i siły wyrazu. Nie sposób odmówić tych cech IV Symfonii f-moll op. 36, zwłaszcza jej pierwszej części, będącej jednym z najbardziej dramatycznych i porywających ogniw wybijających się nie tylko w dorobku samego Czajkowskiego. Jest to jednocześnie powód dla krytyki samego utworu – szeroko rozbudowana i niezwykle intensywna część pierwsza bardzo kontrastuje z pięknym, lirycznym, nostalgicznym Andantino, dowcipnym i pomysłowym Scherzem o kapitalnych walorach instrumentacyjnych i kolorystycznych, a przede wszystkim roztańczonym, pełnym blasku i wykazującym niewątpliwe inspiracje folklorem finałowym Allegro con fuoco. Czwarta jako całość brzmi w omawianym wykonaniu efektownie, zachowując cechy typowe dla poszczególnych części. Słychać tu wyraźnie temperament dyrygenta i zespołu, który wydaje się ich nawet nieco ponosić w ostatnich taktach (przyśpieszenie, a nie trzymanie tempa). Pod względem czasowym mamy do czynienia z dość szybką kreacją (poniżej 40 minut), lecz nie działa to na niekorzyść występu Królewskiej Orkiestry Filharmonicznej z Liverpoolu, prowadzonej energicznie przez Wasyla Pietrenkę. Podobnie jak w poprzedniczce, również w IV Symfonii ma swoją wizję utworu, ogarnia doskonale całość dzieła, poświęca uwagę szczegółom, dzięki czemu naprawdę dynamiczne i zaangażowane wykonanie może się podobać. Szkoda tylko, że tym razem jakość dźwięku naprawdę nie ułatwia sprawy słuchaczowi, przynajmniej ja podczas każdego odsłuchu op. 36 miałem wrażenie, że nagranie Czwartej znacząco różni się od pozostałych punktów programu: nie było „czyste”, przestrzenne, nie pomagała też akustyka. Dziwne, bo sesje nagraniowe odbywały się w tym samym miejscu w odstępie kilku miesięcy 2015 roku – w Liverpool Philharmonic Hall. Wspominam o tym nie tylko dlatego, że każdy może podzielić moje zastrzeżenia, co do których ja osobiście nie mam żadnych wątpliwości, albowiem pojawiały się za każdym razem, ale naprawdę kontrastuje ów fakt ze znacznie lepszą techniczną i dźwiękową wizją zarówno Trzeciej, jak i Szóstej.

Istotnie, sytuacja pod tym względem wraca do normy w ostatniej pozycji programu – pięknej, dramatycznej i głęboko poruszającej Patetycznej. Spodobała mi się w prezentowanym wykonaniu i choć dyrygent znów postawił na dość szybkie odczytanie partytury, to nie odniosłem wrażenia jakiegoś błędu czy naruszenia formy oraz treści utworu. Żywa narracja przysłużyła się w sposób interesujący w Walcu, który może być zagrany wolniej, ale w tym przypadku zachował swoje najlepsze cechy: elegancję, piękno melodii, nostalgiczny, liryczny wyraz. Niezwykle efektowne Scherzo, będące punktem popisowym każdej orkiestry, zabrzmiało jak w większości wykonań, tzn. również energicznie, z blaskiem i pasją, ale na szczęście bez żadnej przesady – Szkoccy Filharmonicy imponują tutaj precyzją, kulturą wykonawczą i pasją, jaką wkładają w prezentację tej niesamowicie błyskotliwej części dzieła. Jej najważniejsze ustępy skrajne cechują się pod dyrekcją Wasyla Pietrenki znakomicie poprowadzoną narracją, wrażliwością na zmiany temp w poszczególnych odcinkach, pięknym frazowaniem. O ile wstępne i najszerzej zakrojone Allegro non troppo z sugestywnym, posępnym wstępem (Adagio) wpisuje się w kanony wykonań, o tyle w przejmującym Finale kapelmistrz trochę zwolnił – i słusznie, jest to w końcu, przynajmniej według adnotacji w partyturze, żałobny lament. Niewiele ponad 11 minut trwania jak najbardziej przypadło mi do gustu nie tylko pod względem stosownego wymiaru czasowego, w jakim zmieścili się wykonawcy, ale przede wszystkim emocjonalnego wymiaru muzyki, jaki udało im się wydobyć. Cała VI Symfonia wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, generalnie lepsze, niż kreacja imiennika dyrygenta (Kiryła Pietrenki) z Filharmonikami Berlińskimi, recenzowana przeze mnie jakiś czas temu.

Polecam kolejne wybitne interpretacje rosyjskiego dyrygenta i kierowanych przez niego na stałe lub gościnnie orkiestr. Nie daje mi powodów do niezadowolenia, nie przypominam sobie o jakichś szczególnie kontrowersyjnych, nietrafionych decyzjach czy słabych momentach podczas wykonań, za to cenię sobie bardzo wysoki poziom kreacji Wasyla Pietrenki od momentu zetknięcia się z jego pierwszym nagraniem – był to, co ciekawe, krążek poświęcony mniej znanym dziełom symfonicznym Piotra Czajkowskiego, z wielką i olśniewającą Symfonią „Manfred” na czele sprzed kilkunastu lat. Album wytwórni Onyx poszerza bogatą dyskografię artysty o kolejne interesujące i zdecydowanie warte uwagi kreacje. Słucham ich za każdym razem z uwagą i zachwytem.


Paweł Chmielowski



Piotr Czajkowski

Symfonie: nr 3 D-dur op. 29, „Polska”; nr 4 f-moll op. 36, nr 6 h-moll op. 74, „Patetyczna”

Royal Liverpool Philharmonic Orchestra Wasyl Pietrenko, dyrygent

Onyx 4162 w. 2017, n. 2015 (2 CD), 129’32” ●●●●●○


Nagranie zostało udostępnione autorowi w formie elektronicznej przez wydawcę, wytwórnię Onyx.



Komentarze

Popularne posty