Pytania i wątpliwości - Michaił Pletniow i dwie Symfonie Dymitra Szostakowicza.



Wszelkie, nawet szeroko zakrojone fonograficzne projekty muszą kiedyś dobiec końca i tak się dzieje w przypadku nagrań Symfonii Dymitra Szostakowicza, realizowanego przez Pentatone. Powstawał przed ponad dekadę we współpracy z różnymi dyrygentami, lecz za każdym razem występowała doskonale znana melomanom Rosyjska Orkiestra Narodowa. Wytwórnia informuje w materiałach prasowych oraz internetowych, że jest to ostatni wolumin cyklu, co budzi u mnie dość duże zdziwienie, ponieważ wszystkich dzieł tego gatunku w katalogu wydawcy się nie dopatrzyłem, co więcej, brakuje ich jedna trzecia, czyli trudno mówić o finalizacji projektu, skoro zarejestrowanych zostało dziesięć z piętnastu pozycji. Niech się tą niekonsekwencją głowią włodarze firmy oraz melomani, w każdym razie warto wspomnieć, iż dotychczas opublikowane tytuły cieszyły się sporym zainteresowaniem słuchaczy oraz dobrymi recenzjami krytyki. Tak działo się np. z albumami z udziałem szefa Rosyjskiej Orkiestry Narodowej, Michaiła Pletniowa. Do kolekcji płyt z XI i XV Symfonią dołącza właśnie ostatni, przynajmniej teoretycznie, zawierający na dwóch nośnikach niewątpliwe arcydzieła twórczości Dymitra Szostakowicza: Czwartą oraz Dziesiątą.

Nie ulega wątpliwości, że prezentowany przeze mnie album wywoła duże poruszenie w kręgach krytyki oraz słuchaczy. Wynika to z dużego zainteresowania muzyką rosyjskiego mistrza, jak również renomy wykonawców, orkiestry i dyrygenta, a także kontrowersji, jakie wzbudza ten ostatni, nie zawsze z powodów czysto artystycznych. W niniejszym przypadku emocje wzbudzi sposób potraktowania przez Michaiła Pletniowa obu wspaniałych partytur, który nie przypomina typowej interpretacji, o kreacji nie wspominając, lecz raczej prawdziwą wiwisekcję, dokonywaną na zimno i bezosobowo przez rzemieślnika, specjalistę w swoim fachu, wolnego od wzruszeń i emocji podczas pracy. Przyjrzyjmy się Czwartej, dziełu piekielnie trudnemu, zarówno dla odbiorców, jak i samych muzyków oraz kapelmistrzów. Najbardziej Mahlerowska ze wszystkich Symfonii Szostakowicza, o monumentalnych rozmiarach i ogromnej obsadzie (niemalże dwóch pełnych składów orkiestr), zawiesza bardzo wysoko poprzeczkę artystyczną. Obawiam się, że zapisane na pierwszym dysku albumu wykonanie nie wpisuje się w dotychczasowy standard interpretacyjny utworu. Szokujący może być nie tylko sam początek: podany umiarkowanie i w warstwie agogiki i dynamiki, szokuje wstrzemięźliwością, podczas gdy oczekuje się muzyki wstrząsającej i atakującej odbiorcę z wściekłością i pasją, które nie powinny dziwić, jeśli zna się okoliczności powstania i prawykonania op. 43. Pletniow podchodzi do niej bardzo analitycznie, starając się pokazać absolutnie wszystko, co jest zapisane w partyturze, co ja akurat nie uważam za złą intencję, lecz niestety, dobrane przez niego tempa co prawda bardzo pomagają w rozbieraniu utworu na czynniki pierwsze, ale jednocześnie obniżają napięcie i emocjonalną temperaturę, niezbędną przecież przy graniu muzyki Szostakowicza. Szczególnie na tym cierpi szeroko zakrojona część pierwsza, trwająca tutaj ni mniej, ni więcej, tylko prawie 34 minuty, a więc tyle, co np. cała Piąta Ludwiga van Beethovena. Inni mistrzowie batuty grają ją o około 7-8 minut szybciej, co daje nam wyobrażenie, jak wolna narracja dominuje w tym ustępie i jak wielki wysiłek musi włożyć słuchacz w podążanie tokiem rozumowania dyrygenta. Nie zawsze się to udaje i z pewnością nie każdemu z melomanów trafi do przekonania takie podejście - można mu niestety zarzucić nudę i brak finezji. Owszem, cała struktura Czwartej i szczegóły instrumentacyjne są podane niemalże jak na dłoni, ale całość jest po prostu ciężka i monotonna, zaś warstwa emocjonalna utworu wydaje się pozostawać na uboczu zainteresowania Pletniowa. Kończąc wątek temp, dodam, że cała kompozycja przybiera rozmiary Piątej Mahlera z czasem 74’47, sytuując się chyba na szczycie listy najdłuższych nagrań w dość bogatej dyskografii. Owszem, są inne kreacje, które również mają wydłużony czas trwania, by wspomnieć chociażby o znakomitym skądinąd zestawie wszystkich Symfonii Szostakowicza pod batutą Dymitra Kitajenki w wytwórni Capriccio (69’05”), lecz wydają się być znacznie ciekawsze i przekonujące w efekcie końcowym, pokazując znaczenia ukryte pod bogatą instrumentacją, wykraczające ponad czysto techniczne odczytanie zapisu nutowego.

Na drugim dysku znajduje się X Symfonia e-moll, którą ww. maestro gra nawet o minutę dłużej (58’46), niż jego młodszy kolega z Rosyjską Orkiestrą Narodową (57’43”), lecz jest to chyba dość słaba pociecha dla słuchaczy poszukujących naprawdę elektryzujących i poruszających kreacji. Wydaje się, że forma i treść Dziesiątej są chyba bliższe Pletniowowi, bo mimo nadal wolnych temp całość jawi się tym razem jako nieco bardziej przekonująca. Według mnie, nadal to nie jest szczyt możliwości zarówno wykonawców, jak i wartości samego utworu, co udowadnia zapis wideo, dostępny na portalu You Tube, dokumentujący występ tych samych wykonawców na koncercie, datującym się prawdopodobnie na identyczny rok (2017), co sesja nagraniowa albumu Pentatone, ale pokazujący dość zbliżony sposób podejścia do Symfonii e-moll. Muzycy z zespołu grają tam na wysokim poziomie, udowadniając wysoki stopień profesjonalizmu w doskonale znanej sobie materii Dziesiątej, lecz rozczarowuje nadal dyrygent, przypominający nadzwyczaj oszczędną gestykulacją mumię, ledwo reagującą na to, co się wokół niej na estradzie dzieje. Aż dziw bierze, że publiczność zareagowała na to burzliwymi brawami – ja bym był raczej skofundowany i zastanawiał się, co się stało z charyzmą i energią Michaiła Pletniowa, jakby nie patrzeć kiedyś wspaniałego pianisty, od jakiegoś czasu słynnego dyrygenta, mającego na koncie liczne nagrania rosyjskiego repertuaru, z Symfoniami Piotra Czajkowskiego czy Sergiusza Rachmaninowa na czele. Czy zżarła ją już doszczętnie rutyna?

Interpretacja jest zdecydowanie kontrowersyjna i wywoła polemiki wśród krytyki i odbiorców, natomiast ja chciałbym wspomnieć o niekwestionowanych zaletach albumu wytwórni Pentatone. Jest nią po prostu fenomenalna, wzorowa wręcz, realizacja techniczna nagrania, która prawdopodobnie nie ma sobie równych wśród projektów realizowanych w tym samym czasie. Dźwięk jest fantastyczny: sterylny, wyraźny, dobrze słyszalny, o szerokim wachlarzu odcieni dynamiki, a przy tym z doskonałą akustyką. Można dzięki temu naprawdę uważnie wsłuchać się w instrumentację, a także podziwiać bardzo dobrą grę muzyków z Rosyjskiej Orkiestry Narodowej, brzmiącej w pełnej krasie. Zgranie poszczególnych sekcji, wyrazistość ich brzmienia, precyzja intonacji i rytmiki, liczne solówki wystawiają jej jak najlepsze świadectwo. Podoba mi się także staranna, estetyczna edycja albumu – pudełko z dwoma kartonikami oraz z dwujęzyczną książeczką.

Można moje zastrzeżenia podzielić lub nie, ale nie sposób obok nagrań Michaiła Pletniowa i jego zespołu przejść obojętnie. Dociekliwi i ambitni słuchacze mają pole do popisu przy szukaniu zalet i wad interpretacji obu wspaniałych Symfonii Dymitra Szostakowicza. Pomoże im w tym rewelacyjny dźwięk i bardzo dobrze prezentująca się orkiestra, czy pomoże zaś ekscentryzm koncepcji dyrygenta? Na powyższe pytanie każdy z czytelników rozważających zapoznanie się z prezentowanym tytułem musi sobie odpowiedzieć sam. Dodam na zakończenie, że wystawienie końcowej oceny sprawiło mi wiele kłopotów. Gdybym miał przyznać punkty za technikę nagrania i brzmienie, nagrodziłbym przedsięwzięcie bez wahania najwyższą notą. Nie mogę jednak pomijać tych aspektów, które nie za bardzo mi trafiają do gustu, a takim jest niewątpliwie udział Michaiła Pletniowa i jego sposób rozumienia twórczości Dymitra Szostakowicza. Być może za jakiś czas lepiej go pojmę i docenię, lecz na razie pozostawia u mnie sporo wątpliwości.

Paweł Chmielowski

Dymitr Szostakowicz
Symfonia nr 4 c-moll op. 43, Symfonia nr 10 e-moll op. 93
Rosyjska Orkiestra Narodowa • Michaił Pletniow, dyrygent
Pentatone PTC5186 647 • w. 2018, n. 2017 • 2 SACD, 132’30” ●●●○○○

Autor dziękuje wytwórni Pentatone za nadesłanie nagrania do recenzji. Polski dystrybutor tego wydawcy, który nie jest w ogóle zainteresowany promowaniem swoich tytułów na blogu, nie przyczynił się w żaden sposób do ukazania się omówienia powyższego nagrania na stronie.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Pentatone and Ms. Silvia Pietrosanti and Ms. Talita Sakuntala for sending the album and making this review possible.

Komentarze

Popularne posty