Wielkiej symfoniki nigdy za wiele - czas na Ralpha Vaughana Williamsa.


W Polsce ten wspaniały twórca jest niemal zupełnie nieznany, podczas gdy w swojej ojczyźnie cieszy się zasłużenie należytą sławą jednego z największych kompozytorów angielskich. Nic dziwnego, że na dwa tygodnie przed sto trzydziestą piątą rocznicą jego urodzin swoją rynkową premierę miała płyta zrealizowana w Manchesterze przez Orkiestrę Hallé i jej naczelnego dyrygenta sir Marka Eldera. Wykonawcy anonsowanym dyskiem zakończyli projekt nagraniowy poświęcony Symfoniom Ralpha Vaughana Williamsa, wybierając na finał Szóstą i Czwartą (w takiej akurat, odwrotnej kolejności). Nie znam niestety pozostałych nagrań tych samych artystów, dlatego nie mogę oczywiście wypowiadać się o całości, mając do dyspozycji jedynie jeden krążek, ale przypuszczam, że pozostałe są również zapisami koncertów na żywo: tutaj z listopada i kwietnia ubiegłego roku w Bridgewater Hall. W nagraniu tego nie słychać, usunięto wszelkie oznaki wskazujące na fakt, że nie jest to rejestracja studyjna, za to z udziałem publiczności.

Efekt końcowy jest satysfakcjonujący pod względem jakości dźwięku, jak i interpretacji, którą znawcy i krytycy docenią lub nie, dokonując porównań i analiz z legendarnymi kreacjami płytowymi z przeszłości, wysuwając na czoło rankingów wersje sir Adriana Boulta, sir André Previna, czy  Vernona Handleya.  Czas jednak biegnie do przodu, zaś kompozycje tej rangi są łakomym kąskiem dla wytwórni płytowych, muzyków i słuchaczy. Wykonywanie muzyki Ralpha Vaughana Williamsa stanowi jednak nie lada wyzwanie dla orkiestr i mistrzów batuty, zaś ich słuchanie wymaga przygotowania się przez melomanów na niebywałą intensywność emocji, a tych w kompozycjach Anglika nie brakuje. Obie Symfonie zawierają najbardziej dramatyczną i pełną ekspresji muzykę mistrza, posługującego się z wirtuozerią wielkim aparatem orkiestrowym i wykorzystującego w pełni jego potencjał. Nie brak tu solówek dowodzących kunsztu muzyków, w które obfituje co chwilę poszczególna cześć danej partytury. Równie dobrze brzmią całe sekcje instrumentów, ze szczególnym uwzględnieniem perkusji i blachy, mającej spore pole do popisu, jak np. w potężnych akordach obu początkowych ogniw Szóstej, jak i w całej Czwartej. Mark Elder prowadzi dzieła z precyzją i kontroluje ich przebieg od początku do końca, co nie jest łatwe już choćby ze względu na bogactwo idei stworzonych przez kompozytora, nie mówiąc już o problemach wykonawczych związanych z balansem brzmienia, jego jakością, barwą, zróżnicowaniem dynamiki. Dyrygent ze swoim zespołem pokonuje z sukcesem najeżone trudnościami rytmicznymi (wiele synkop) fragmenty partytur, umiejętnie dobiera tempa, dbając o płynność narracji. Ta nabiera epickiego charakteru i opiera się na wyrazowych kontrastach: nie sposób nie poczuć wstrząsu przy słuchaniu potężnych kulminacji z wyraźnie wybijanym rytmem drugiej części Szóstej i zastygnąć ze zgrozy w jej finale, wypełnionym upiorną, nieziemską wręcz ciszą, przerywaną jedynie odzywkami smyczków i drewna na poziomie różnych odcieni pianissima. Masy dźwięku, na ogół dysonansowego, napierające na słuchacza nie tylko w częściach skrajnych Czwartej, nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości co do wysokiego poziomu wykonania, wspieranego przez naprawdę dobrą realizację techniczną. Całość wizji Eldera i orkiestry z Manchesteru jest przekonująca, słychać dyscyplinę i precyzję gry, które czasami jednak przesłaniają piorunujący efekt w emocjach odbiorcy, do którego mogą doprowadzić rozgrzane do białości innych kreacje płytowe oraz koncertowe tego repertuaru, nawet autorstwa samego kompozytora (pamiętne wykonanie Czwartej, dostępne w historycznej serii wytwórni Naxos). Cóż, być może zadziałał tu dość powściągliwy charakter dyrygenta i muzyków, leżący w naturze Anglików.  Omawiana interpretacja może pod tym względem pozostawiać niewielki niedosyt. Muzyka pomimo tego zastrzeżenia może wywrzeć duże wrażenie podczas słuchania, nawet na odbiorcach, którzy sięgają po nią pierwszy raz.

Hallé Orchestra zakończyła swój cykl nagrań poświęcony Symfoniom Ralpha Vaughana Williamsa. W tym samym czasie ukazują się albumy konkurencyjnych wydawców: firmy Onyx z Andrew Manze, Chandos (dyryguje sir Andrew Davis), zaś Hyperion zaprosił Martyna Brabbinsa. Szczęściarze ci Anglicy - mają z czego wybierać przed zbliżającą się sześćdziesiątą rocznicą śmierci kompozytora.

Paweł Chmielowski

Ralph Vaughan Williams 
VI Symfonia e-moll, IV Symfonia f-moll
Hallé Orchestra • sir Mark Elder, dyrygent
Hallé CD HLL 7647 • w.2017, n.2016 • 64'55” ●●●●○○
Album został nadesłany do recenzji w formie plików bezpośrednio przez wydawcę.

Komentarze

Popularne posty