Balet i symfonia na jednym albumie - czy to dobre połączenie?




Walery Gergiew daje mi osobiście powody zarówno do zachwytu jak i frustracji: te pierwsze się zdarzają stosunkowo rzadko, kiedy jego kreacje artystyczne budzą mój podziw i szczere uznanie, do drugich dochodzi niestety częściej w momentach rozczarowania z powodu nietrafionych decyzji interpretacyjnych czy repertuarowych. Omawiany tutaj album z arcydziełami Piotra Czajkowskiego łączy oba zjawiska.

Od dawna wyrażam zawód nad polityką programową Gergiewa. Kiedy w barwach wydawnictwa „własnego” Teatru Maryjskiego, skądinąd bardzo prężnie działającego, wydaje nowe albumy, można się spodziewać z reguły płyt powielające doskonale znane, a przede wszystkim przez niego samego już nagrane wcześniej pozycje. Nie inaczej jest tym razem: jaki jest sens sięgania ponownie po Dziadka do orzechów, nagranego prawie dokładnie przed dwiema dekadami i, co gorsze, łączenia go z IV Symfonią, którą z baletem nie łączy absolutnie nic poza faktem napisania przez tego samego autora? Symfonią zarejestrowaną przez dyrygenta na kompaktach co najmniej trzykrotnie? Chyba wyłącznie chęć zapełnienia krążka, jako że w odróżnieniu od wspomnianego wyżej dysku Philipsa, Dziadek nie mieści się już na jednym krążku, trwa nie 79 minut, lecz 84, co w przypadku Gergiewa należy uznać na postęp. Czyżby okres szalonych temp u niego minął?

Balet, nagrany w całości bez żadnych szkód dla samego dzieła, autora i słuchacza, wywiera na mnie pozytywne wrażenie, zarówno pod względem koncepcji kapelmistrza i sposobu jej realizacji przez Orkiestrę Teatru Maryjskiego. Słychać tu doświadczenie Gergiewa – człowieka sceny, znającego od podszewki nie tylko partyturę utworu, ale też potencja dzieła i umiejętnie podkreślającego momenty kluczowe – szczególnie ważne kulminacje i sceny Dziadka są imponujące. Zaprezentowana na omawianym albumie wizja artystów z Sankt Petersburga może się naprawdę podobać, choć konkurencja innych nagrań dostępnych na rynku jest przecież ogromna.

Jak się ma sprawa z IV Symfonią? Technicznie poprowadzona jest i wykonana po mistrzowsku, zaś szczególnie imponuje szerokie spektrum dynamiki: od najcichszego, lecz słyszalnego pianissimo, po potężne kulminacje potrójnego forte w zakończeniach części pierwszej i bombastycznego finału, wykonanego z niewątpliwym polotem, choć dyrygenta i orkiestrę w jego ostatnich taktach zdaje się ponosić temperament kosztem trzymania równego tempa. Słychać ponadto bogactwo partytury nie tylko w najważniejszych i doskonale znanych tematach, ale również w wątkach pobocznych, kontrapunktujących myśli główne – warto zwrócić uwagę chociażby na flet w ogniwie lirycznym, Andantino in modo di canzona, gdzie Gergiew bardzo ładnie pokazuje spokój i nostalgię, której nie zakłóca nawet żywszy, taneczny epizod w środku. Nie ulega też absolutnie najmniejszej wątpliwości rosyjski charakter muzyki, rosyjska dusza. Mimo wszystkich warsztatowych zalet, nie do końca przekonuje mnie prezentowana wizja Czwartej, kompozycji naprawdę zachwycającej, pod warunkiem, że weźmie ją na warsztat dyrygent doświadczony i przepełniony miłością do twórczości Czajkowskiego, taki jak np. Mścisław Rostropowicz w swoim wspaniałym nagraniu z Londyńskimi Filharmonikami z 1976 roku:

U Gergiewa tego gorącego uczucia niestety nie wyczuwam, za to nie mogę się pozbyć wrażenia, że rutyna bierze u niego górę przy pracy nad partyturami, które prowadził dziesiątki, jeśli nie więcej, razy. Oceniając zaprezentowaną na podwójnym albumie wizję IV Symfonii można odnotować pewien niedosyt inspiracji i nie przesłonią go wszystkie zalety wykonania, na które zwróci każdy uważny słuchacz we własnym zakresie. W przypadku Walerego Gergiewa pozostaje nadal niestety pytanie bez odpowiedzi: jak długo można w kółko grać jeden i ten sam repertuar? 


Paweł Chmielowski
(plytomaniak.blog@gmail.com)

Piotr Czajkowski
Dziadek do orzechów op.71, Symfonia nr 4, f-moll op.36
Orkiestra Teatru Maryjskiego • Walery Gergiew, dyrygent
Mariinsky MAR0593 • w.2016, n.2015 • 2 SACD, 129”02” ●●●●○○
Album został nadesłany do recenzji bezpośrednio przez wydawcę.
Polski dystrybutor tej wytwórni, który nie jest w ogóle zainteresowany współpracą z Płytomaniakiem i promowaniem swoich tytułów na blogu, nie przyczynił się w żaden sposób do ukazania się omówienia powyższego nagrania na stronie.
 

Komentarze

Popularne posty