Jiří Bělohlávek in memoriam - ostatnie nagrania dla wytwórni Decca (1).

 


Máj – lásky čas, o czym pięknie pisał w XIX wieku Karel Hynek Mácha, ale spoglądając bliżej na bogate życie muzyczne w Pradze, można by było zmienić sławny cytat na: Máj – hudby čas. Istotnie, w sferze sztuki dźwięków bardzo wiele dobrego dzieje się o tej porze roku u naszych południowych sąsiadów, a przyczynkiem do mojego tekstu są dwie okoliczności związane i z czeską muzyką, i z upływającym miesiącem. Na początek drugiej dekady każdego maja przypada rozpoczęcie niezwykle prestiżowej i cieszącej się sporym uznaniem imprezy – Festiwalu Muzycznego „Praska Wiosna”. Jak tradycja przykazuje, na inauguracyjnym koncercie wykonywane jest tylko jedno dzieło – cykl poematów symfonicznych Moja Ojczyzna Bedřicha Smetany, a ma to miejsce z reguły 12. maja, czyli w rocznicę śmierci kompozytora. Nie sposób przecenić rangi owego wydarzenia dla Czechów w kontekście nie tylko muzycznym, ale i patriotycznym, już choćby z tego względu, że cieszy się ono ogromnym zainteresowaniem mediów, krytyki oraz opinii publicznej. Co ciekawe, znaczącej większości pechowców, którzy nie mogli uczestniczyć w koncercie na żywo, czy to z powodu wysokich cen biletów, czy ich niewielkiej ilości, zapewniono możliwość śledzenia uroczystości w postaci transmisji na wielkim ekranie pod gołym niebem – w znanym mieszkańcom stolicy parku na Kampie. Festiwal jest niewątpliwie świętem tamtejszej muzyki i gości najsłynniejszych solistów, dyrygentów oraz orkiestry, zarówno z kraju, jak i z zagranicy, co niewątpliwie świadczy o prestiżu imprezy i skuteczności promocji czeskiego repertuaru. Gdzie indziej bowiem Moją Ojczyznę grałyby na przykład takie zespoły, jak Londyńska Orkiestra Symfoniczna czy Filharmonicy Wiedeńscy?

Piszę niniejszy tekst w dzień po rozpoczęciu tegorocznej edycji Praskiej Wiosny, zaś arcydzieło Smetany wykonała wczoraj młodzieżowa izrealesko-palestyńska West-East Divan Orchestra, współzałożona i prowadzona przez Daniela Barenboima, który jednakże z powodu komplikacji zdrowotnych nie stanął na podium, zastąpił go młody, bo zaledwie 28-letni Thomas Guggeis, od sezonu 2022-23 dyrektor Opery we Frankfurcie. Koncert w czeskiej stolicy był jednym z wielu na europejskim tournée bliskowschodniego zespołu, który cały cykl poematów zaplanował także do wykonania w Paryżu, Monachium, Mediolanie, Brukseli czy Luksemburgu.

Przedmiotem mojego omówienia nie będzie jednakże wczorajszy występ, ale nagranie pochodzące ze wcześniejszej edycji festiwalu, a mianowicie z roku 2014, kiedy prawdziwie triumfalne i naprawdę poruszające wykonanie Mojej Ojczyzny stało się udziałem Czeskiej Filharmonii oraz jej szefa artystycznego, Jiřího Bělohlávka, stojącego na jej czele po raz drugi, i niestety ostatni, w latach 2012-2017. Tym samym przechodzę do drugiego powodu, dla którego zdecydowałem się napisać parę słów i o festiwalu, i o ww. artystach. 31 maja przypada kolejna smutna rocznica, mija wtedy bowiem 5 lat od odejścia z powodu ciężkiej choroby wybitnego dyrygenta, cieszącego się światowym uznaniem i renomą jako jednego z największych czeskich mistrzów batuty czasów współczesnych.

Płyta wytwórni Decca stanowi zapis bodajże trzeciej wersji cyklu poematów Smetany, prowadzonych przez owego kapelmistrza na przestrzeni dekad z udziałem rodzimych zespołów. Na rynku dostępne jest od dawna starsze nagranie Supraphonu, z 1990 roku, z tą samą Czeską Filharmonią, zaś zdecydowanie warto wspomnieć o zapisie video w postaci płyty DVD z roku 2011, kiedy to sztandarowe dzieło czeskiego muzycznego patriotyzmu zabrzmiało wspaniale pod doświadczoną batutą Bělohlávka i utalentowanej młodzieży, tworzącej Orkiestrę Symfoniczną Praskiego Konserwatorium. Wersja, którą opublikowała pięć lat temu, a więc w roku jego śmierci Decca, jest wyjątkowa z co najmniej trzech względów. To trzecia i ostatnia Moja Ojczyzna poprowadzona przez wybitnego artystę i utrwalona na nośnikach, o czym wspomniałem powyżej. Jednocześnie zachowuje dla potomnych pierwszy wspólny występ maestra i Czeskich Filharmoników na Praskiej Wiośnie od momentu ponownego objęcia przez niego funkcji ich naczelnego szefa. Okres ten, trwający w latach 2012-2017, znaczony był wieloma interesującymi koncertami w kraju i za granicą, a także ekskluzywnym kontraktem fonograficznym z londyńską wytwórnią, w barwach której ukazały się wybitne pozycje czeskiego repertuaru: imponujący komplet Symfonii, Koncertów, Tańców słowiańskich oraz Stabat Mater Antonína Dvořáka czy albumy poświęcone muzyce takich kompozytorów, jak Leoš Janáček czy Josef Suk. Niniejsze nagranie jest też symbolicznym pożegnaniem z Jiřím Bělohlávkem, ponieważ jest to pierwszy fonogram opublikowany już po jego odejściu. Zaznaczyć trzeba jednak, że nie jest to ostatnie nagranie czeskiego mistrza batuty.

Ostatnia informacja nie zmienia jednak faktu, że można omawiane wydawnictwo potraktować jako hołd złożony wyjątkowemu artyście, któremu przez całą długą karierę bardzo na sercu leżała kwestia promocji rodzimej twórczości. Nic dziwnego, że pierwszy album wydany już bez niego, po śmierci artysty, poświęcony jest niezmiernie ważnemu dziełu, urastającemu do rangi symbolu – Mojej Ojczyźnie Smetany, noszącego w sobie ogromny ładunek emocji czysto muzycznych i patriotycznych (jeśli Mazurki Chopina zawierały armaty ukryte w kwiatach, to cykl poematów autora Dalibora należy uznać chyba za prawdziwą armię ciężkiej artylerii). Utworowi o wielkiej wadze w życiu artystycznym i historycznym Pragi i całego państwa, a także Czeskiej Filharmonii, obecnemu w ważnych, trudnych, przełomowych, tragicznych lub radosnych wydarzeniach z dziejów naszych sąsiadów. Nie sposób mówić o tej wspaniałej muzyce bez poczucia głębokiego wzruszenia i najwyższego podziwu dla wielkiego osiągnięcia Bedřicha Smetany, które ma ważne znaczenie również dla niżej podpisanego – od niego bowiem zaczęła się moja fascynacja muzyką i kulturą czeską, a następnie decyzja o nauce języka.

Nawet uwzględniając wszystkie powyższe dane, nie ma w ogóle potrzeby stosować do niniejszego nagrania jakiejś taryfy ulgowej, ponieważ się broni samo – i to jak! Jest jedną z najlepszych rejestracji Mojej Ojczyzny w ostatniej dekadzie, czego nie zmienia fakt, że tychże nie powstało też tak wiele. Wyrażałem tutaj dość dawno wielkie uznanie dla ucznia Bělohlávka, a jest nim Jakub Hrůša, dla jego monumentalnej, dopracowanej i fantastycznej pod względem jakości dźwięku wizji potężnego cyklu, zarejestrowanej z Bamberskimi Symfonikami dla wytwórni Tudor. Prezentowana przeze mnie kreacja z roku 2014 przynosi całość zagraną o kilka minut szybciej, ale tempa zastosowane przez nieżyjącego dyrygenta, zamykające całość w niespełna 77 minutach, sprawdzają się znakomicie i wpisują w standardy wykonawcze utworu. Muzyka Smetany tam gdzie trzeba, ma należyty oddech i powagę, zaś z drugiej strony porywa witalnością i wyrazistą rytmiką, co wynika po pierwsze z fenomenalnego przygotowania orkiestry i dyrygenta, a po drugie z fantastycznej i porywającej instrumentacji kompozycji. Mam niekiedy wrażenie, że pozamuzyczne idee powiązane z Moją Ojczyzną, a więc niewątpliwe inspiracje pięknem czeskich krajobrazów, przyrody, a także odniesienia do legend i miejsc historycznych, przesłaniają czysto dźwiękowe i warsztatowe, tak to ujmę, walory partytury. A ta jest przecież tworem o monumentalnych, niemalże Mahlerowskich rozmiarach czasowych, z wyśmienitą instrumentacją, wspaniałymi pomysłami, nie mówiąc już o porywającej melodyce, i, oczywiście, ogromnej sile oddziaływania, której nie sposób się oprzeć, nawet jeśli się jest cudzoziemcem. W związku z tym, analizując wykonanie tego popularnego, ale wymagającego cyklu, należy wypośrodkować jego symboliczne, aczkolwiek ogromnie ważne znaczenie i precyzyjnie rozpisaną materię w postaci partytury. Nie mam żadnych zastrzeżeń do jakości interpretacji (drugi element) Czeskiej Filharmonii pod wodzą swojego ówczesnego szefa, będących w znakomitej formie. Muzycy grają jak natchnieni, z pasją, uczuciem, ale to nie dziwi, gdy weźmiemy pod uwagę znaczenie cyklu Smetany w dziejach tamtejszej muzyki i roli w patriotycznej świadomości naszych południowych sąsiadów (pierwsza kwestia). Nic dziwnego, że ta Má vlast wprost porywa. Świetny dobór temp, ogromna praca włożona przez filharmoników i kapelmistrza nad wypracowaniem szczegółów frazowania czy artykulacji (jakże trudne smyczkowanie w niektórych fragmentach!), a także jakości dźwięku, zasługują na uznanie. Warto przy tej okazji wspomnieć, że powód do dumy, czyli przepięknie brzmiąca grupa instrumentów dętych drewnianych, chwalona przez gościnnie występujących dyrygentów z zagranicy, uważających ją niekiedy za lepszą, niż u Filharmoników Wiedeńskich, nadal zachowuje swoje zalety, podobnie jak wspaniale brzmiące pozostałe sekcje z mającymi najwięcej pracy smyczkami, pełną splendoru blachą czy stosunkowo często zaznaczającą swoją obecność perkusją. Jiří Bělohlávek prowadzi całość bardzo pewnie, z pasją, ale owa intensywność nie przeszkadza muzyce brzmieć naturalnie, spontanicznie, w sposób efektowny i trafiający natychmiast do serc odbiorcy.

Słuchając tego naprawdę mistrzowskiego wykonania, można się rozkoszować zarówno poszczególnymi poematami i ich ulubionymi fragmentami, jak i całością cyklu, która, przynajmniej u nas w Polsce, nie brzmi zbyt często. Nie przesadzę, jeśli potwierdzę wyjątkowość tego nagrania zarówno czysto muzyczną, związaną z wybitną kreacją Czeskiej Filharmonii i Jiřího Bělohlávka, jak i symboliczno-emocjonalną, sprawiającą, że trudno sobie wyobrazić piękniejszy i bardziej wzruszający przykład patriotyzmu i wiary w przetrwanie swojego narodu. Wielkie osiągnięcie twórcze Bedřicha Smetany znalazło swoją kolejną, naprawdę porywającą wersję fonograficzną. O kilku innych z nich Płytomaniak jeszcze napisze – w roku 2024, w dwusetną rocznicę urodzin ojca czeskiej muzyki.


Płytomaniak


Bedřich Smetana

Má vlast

Česká filharmonie Jiří Bělohlávek, dyrygent

Decca Classics 483 3187 w. 2017, n. 2014 CD, 76’52” ●●●●●●


Nagranie pochodzi z kolekcji własnej autora. Ani wytwórnia Decca, ani jej polski dystrybutor, nie pomogli w ukazaniu się tekstu na stronie.

Komentarze

Popularne posty