Sakari Oramo i Symfonie Carla Nielsena w wytwórni BIS (1).
W końcu – muzyka Carla Nielsena zawitała do Płytomaniaka i jego recenzji. Jeden z moich ulubionych kompozytorów, arcymistrz symfoniki, autor sześciu fantastycznych dzieł w tym gatunku, jak dotąd nie miał szczęścia i brakowało omówień jego twórczości, nad czym ze szczerym żalem i mocnym pragnieniem poprawy ubolewam. Przy okazji Duńczyk dołączy do innych wybitnych autorów, którzy również jak dotąd nie byli omawiani w recenzjach moich czy innych krytyków – jak chociażby wspaniały Ottorino Respighi, Hektor Berlioz, Edward Elgar czy przede wszystkim Jan Sibelius. Na miłośników wspaniałego orkiestrowego repertuaru czekają nie lada atrakcje, omówienia najbardziej spektakularnych osiągnięć ww. panów na polu symfoniki z udziałem najsłynniejszych orkiestr i mistrzów batuty.
Zacznijmy jednak od Carla Nielsena, jak mało którego zasługującego na uwagę Płytomaniaka, rozmiłowanego w wielkiej symfonice i dyrygenckich kreacjach. Rzecz to dziwna – duński kompozytor jest w Polsce bardzo mało znany, praktycznie się nie uświadczy niczego z jego dorobku w programach naszych instytucji koncertowych, podczas gdy cały świat go odkrył dawno i trwa w zachwycie nad jego spuścizną. Nawet sąsiedzi - Czesi mają na tym polu spektakularne osiągnięcia (nagranie kompletu Symfonii dla Brilliant Classics przez Filharmonię z Ostrawy). O skali ignorancji i lekceważenia Duńczyka świadczy fakt, że jeden z najwybitniejszych twórców przełomu XIX i XX wieku nie dostąpił zaszczytu dostania się na strony Przewodnika po muzyce koncertowej, jako że kolejne wydania starannie go pomijały i nie wiem, czy tak nie jest nawet teraz, w najnowszej, zaktualizowanej wersji. W sumie to nie dziwi – skoro się u nas Nielsena nie gra, po co sobie zaprzątać głowę i podejmować trud opisywania jego muzyki? O to niech się troszczy zagranica – i robi to w sposób fenomenalny, o czym świadczy album wytwórni BIS.
Szwedzki wydawca ma spore zasługi w propagowaniu muzyki Duńczyka i zdaje się, że w swoim katalogu posiada bodajże trzy komplety jego Symfonii – wszystkie z nich zrobiły sporo dobrego dla popularyzacji owego dorobku. Ciekawe, że wielką estymą twórczość Carla Nielsena darzą tamtejsze orkiestry, by wspomnieć chociażby osiągnięcia Symfoników z Götteborga czy Królewskich Filharmoników ze Sztokholmu czy Orkiestrę Radia Szwedzkiego. Jeszcze ciekawsze, że na ich czele stali mistrzowie batuty, zafascynowani twórczością kompozytora cudzoziemcy – Koereańczyk Myung-Whun-Chung, Estończyk Neeme Järvi, Rosjanin Giennadij Rożdiestwieński czy Finowie: Esa-Pekka Salonen oraz Sakari Oramo. Również dobrze znany z recenzji Płytomaniaka Osmo Vänskä kilkanaście lat temu nagrał komplet Symfonii dla wytwórni BIS, ale tym razem z BBC Symphony Orchestra.
Być może będzie jeszcze okazja, by się z nim zapoznać, ale tym razem sięgam po najnowszy projekt zrealizowany w połowie ubiegłej dekady, z udziałem Filharmoników ze Sztokholmu, których poprowadził Sakari Oramo. W momencie rynkowej premiery zarówno prezentowanego albumu, jak i dwóch pozostałych, nie można było się o nim było dowiedzieć niczego – w kraju nad Wisłą ani widu, ani słychu o jednym z najlepszych nagrań muzyki Carla Nielsena; tak polscy dystrybutorzy „dbają” o promocję swoich wydawnictw.
Po wysłuchaniu pierwszej pozycji trzyczęściowej serii, byłem absolutnie zachwycony zarówno formą i zaangażowaniem orkiestry, doskonałym prowadzeniem przez dyrygenta, a także naprawdę dobrym dźwiękiem nagrania. Jest o o tyle ważne, że mniej więcej w podobnym czasie ukazał się komplet Symfonii w barwach konkurencyjnej wytwórni Dacapo z udziałem nie byle kogo, bo Filharmoników Nowojorskich i Alana Gilberta. Zajmiemy się w swoim czasie i nimi, ale teraz pozwolę sobie gorąco zarekomendować nagranie z katalogu firmy BIS. Znalazły się na nim dwa, chyba najbardziej spektakularne i mistrzowskie w orkiestrowej twórczości dzieła: IV i V Symfonia. O tej pierwszej kompozytor mówił tak:
Symfonia nie ma programu. Chce wyrazić to, co rozumiemy przez pojęcie ducha życia. Tylko życie i ruch. Ruch, choć zróżnicowany, to wzajemnie powiązany. Tak jakby, poruszając się, stanowił jeden gigantyczny strumień.
O jej następczyni również wyraził się w ciekawy sposób:
Chciałem wyrazić coś prymitywnego. Oddziały ciemności i światła, walkę między dobrem i złem. Tytuł w rodzaju: „Marzenie i czyn” być może lepiej oddaje wewnętrzny obraz, jaki miałem podczas komponowania.
Istotnie, znakomicie skonstruowana Piąta przepełniona jest dramatycznym konfliktem, oddanym za sprawą pomysłowej i bardzo sugestywnej instrumentacji, w której wyróżnia się sekcja blachy, a przede wszystkim perkusji z bardzo znaczącym udziałem kotłów. Zarówno w niej, jak i w jej poprzedniczce, kompozytor, idąc śladami Gustawa Mahlera, przewidział udział aż dwóch muzyków obsługujących owo medium i powierzył mu bardzo odpowiedzialne zadania: w Czwartej słyszymy wręcz „bitwę” pomiędzy perkusistami umieszczonymi po przeciwnych stronach estrady we fragmentach o maksymalnym natężeniu ekspresji i bardzo efektowną w wyrazie dla słuchaczy – dla współczesnych słuchaczy, bowiem w przypadku pierwszych wykonań obu arcydzieł ówcześni odbiorcy różnie podchodzili do owych niezwykle oryginalnych pomysłów Nielsena, niekiedy wręcz uciekając w panice z sali w trakcie wykonania (w Piątej nie brak bardzo wyrazistych rytmicznie fragmentów, budzących nawet pozamuzyczne, militarne skojarzenia, również za sprawą bardzo ważnych i zapadających w pamięć interwencji perkusji – partia małego bębna w pierwszej części). Owe miejsca są dowodem imponującej wyobraźni dźwiękowej kompozytora, który posługuje się śmiałymi harmoniami, niewolnymi od dysonansów, fantastycznie konstruuję formę - zwartą, nienaganną, klarowną i przekonującą od początku do końca, mistrzowsko posługuje się kontrapunktem oraz pracą motywiczną, o czym świadczy chociażby niesamowite fugowane fragmenty Piątej. Tym jednak, na co szczególnie warto zwrócić uwagę, jest jednak niesamowita ekspresja, potęga i wyrazistość brzmienia jego orkiestry, które wręcz oszałamiają słuchacza (główny, hymniczny temat Czwartej – będącej naprawdę Nieugaszalną, a ja bym dopełnił: niepowstrzymaną, niepokonaną). Dla odbiorców po raz pierwszych stykających się z obiema Symfoniami, tak porażająca i efektowna intensywność wyrazu może naprawdę dosłownie wciskać w fotel. Tak się działo w moim przypadku przy słuchaniu prezentowanego nagrania, które oszołomiło mnie swą pasją, żywiołowością i blaskiem. Perfekcyjna realizacja niełatwych partytur przez muzyków i dyrygenta, bardzo dobre tempa i ani śladu rutyny w wyjątkowej interpretacji – brzmiącej świeżo, porywająco i bezkompromisowo, a przy tym w jednej z najlepszych pod względem jakości dźwięku rejestracji. Słuchając obu arcydzieł poprowadzonych pewnie i porywająco przez fińskiego dyrygenta, można przyznać rację wybitnemu muzykologowi, Deryckowi Cookowi, który uznał duńskiego kompozytora za największego symfonika XX wieku. Choć bezwarunkowym uwielbieniem darzę osiągnięcia Dymitra Szostakowicza, to od poznania dzieł orkiestrowych autora Maskarady (miłość od pierwszego „usłyszenia”), jestem skłonny przyznać rację śmiałej tezie wysuniętej przez zasłużonego badacza. Wspaniałe wykonanie obu pozycji na krążku potwierdza mój zachwyt nad oryginalnością, mistrzostwem formy, pięknem i oszałamiającą potęgą wyrazu, zawartymi w nagranych kompozycjach. Brzmią one zaskakująco aktualnie i świeżo, choć od ich powstania upłynęło równe stulecie.
Jestem niezmiernie ciekaw, czy kolejne dwa albumy potwierdzą mój entuzjazm po wysłuchaniu pierwszego krążka z serii z IV i V Symfonią, ale wszystkim wielbicielom genialnej twórczości Carla Nielsena, jak również melomanom pragnącym ją dopiero poznać, niniejsze nagranie bez najmniejszych wątpliwości, za to z pełnym przekonaniem polecam.
Paweł Chmielowski
Carl Nielsen
Symfonie: nr 4 i 5
Royal Stockholm Philharmonic Orchestra • Sakari Oramo, dyrygent
BIS-2028 • w. 2013, n. 2012/2013 • (SACD), 69’46” ●●●●●●
Komentarze
Prześlij komentarz