Muzyka pełna pasji i ekspresji - hołd dla J. Brahmsa z wytwórni Ondine.
Oto kolejna płytowa wytwórnia, pojawiająca się, podobnie jak ostatnio Delphian czy Oehms Classics, u Płytomaniaka po raz pierwszy – ale nie ostatni z uwagi na ilość i jakość dotychczas wydanych przez fińską Ondine albumów. Będą tu gościć na stałe, zapalonym kolekcjonerom płyt zresztą nie trzeba przedsiębiorstwa z Helsinek zbytnio przedstawiać, jako że od lat cieszy się zasłużoną renomą jednego z najlepszych europejskich wydawców, zapraszających do współpracy uznanych wykonawców przy ciekawych repertuarowo projektach. Z nowszych warto wspomnieć cykl Symfonii Witolda Lutosławskiego (być może zostanie przeze mnie omówiony), ale tym razem swoją uwagę poświęcę krążkowi, którego centralną postacią jest osoba i twórczość Johannesa Brahmsa.
Dla młodego Arnolda Schönberga był postacią niezwykle ważną i tę estymę twórca Gurrelieder zachował przez całe życie, toteż gdy w roku 1936 sławny mistrz batuty Otto Klemperer zaproponował dokonanie orkiestracji I Kwartetu fortepianowego g-moll, kompozytor przyjął ją, czego wynikiem jest istniejące dzisiaj sławne opracowanie owego kameralnego arcydzieła. Być może jestem w mniejszości, ale daleko mi do entuzjazmu dla powstałej orkiestracji, nie zachwyca mnie, uznaję ją za ciężkostrawną i niezbyt przekonującą; cierpi na podobne przywary, co większość symfonicznych transkrypcji utworów innych kompozytorów (np. J. S. Bacha), dokonanych przez Schönberga: jest masywna i nudna, choć oczywiście nie sposób odmówić mu pasji i zaangażowania włożonych w przygotowanie swojej wersji. Oprócz tego, I Kwartet op. 25 jako arcydzieło kameralistyki jest pozycją na tyle autonomiczną i sprawdzającą się idealnie jako samodzielny byt w oryginalnej postaci na smyczkowe trio oraz fortepian, że nawet najlepsze próby przeniesienia jego zawartości na inne składy są w moim przekonaniu z góry skazane na niepowodzenie, podobnie jak w przypadku najsłynniejszego opracowania, którego istnieniu w filharmonicznych salach świata Arnold Schönberg zawdzięcza bodajże najwięcej wykonań dzieł sygnowanych swoim nazwiskiem.
O ile poprzednia kompozycja cieszy się popularnością wśród orkiestr, dyrygentów i słuchaczy, o tyle następny punkt płyty Ondine znany jest tylko zapalonym wielbicielom muzyki angielskiej, a w polskich realiach stanowi absolutną nowość. Kto bowiem zna Huberta Perry’ego (1848-1918)? Zresztą na samych Wyspach Brytyjskich jego twórczość obecna na co dzień w repertuarze ogranicza się do stosunkowo niewielkiej ilości dzieł z patriotyczną pieśnią Jerusalem na czele, zaś zamieszczony na krążku utwór wpisuje się raczej w kategorię pogrążonych w mrokach przeszłości, o czym świadczy fakt, że został prawykonany dopiero po śmierci kompozytora, zaś potem popadł w trwające blisko 60 lat zapomnienie. Elegia dla Brahmsa, napisana jako reakcja na odejście swojego muzycznego autorytetu nie jest pozycją słabą, okolicznościową czy eklektyczną, której rzekoma niska wartość uzasadniałaby brak zainteresowania wykonawców, wręcz przeciwnie. Jej poznanie było dla mnie interesującym doświadczeniem: bardzo dobrze przemyślany utwór, dobrze zorkiestrowany, aczkolwiek obywający się bez ogromnej obsady i w tym sensie podążający za ideami samego patrona, z typowo romantyczną i namiętną ekspresją w czasie 12 minut trwania potrafi na pewno przyciągnąć uwagę odbiorcy, zwłaszcza w tak dobrym wykonaniu, jakie stało się zasługą Orkiestry Symfonicznej z Gävle, poprowadzonej przez Jaime’a Martína, o czym poniżej. Pozwolę sobie na jeszcze jedną uwagę w stosunku do kompozycji Anglika: nosi co prawda w nazwie słowo elegia, ale słuchacze spodziewający się jakiegoś wolnego toku utworu i wyjątkowego skupienia muzyki, kojarzonych przecież z tym literackim gatunkiem, czeka raczej niespodzianka. Sądzę, że formalną i emocjonalną zawartość dzieła oddawałaby raczej ballada, ze znacznie wyrazistszymi i skondensowanymi uczuciami, wpisującymi się w zróżnicowany tok narracji, zmiany temp i nastrojów, a przede wszystkim z intensywną siłą ekspresji samej muzyki, stanowiącej piękny hołd złożony Johannesowi Brahmsowi po jego śmierci.
Orkiestrą Symfoniczną ze szwedzkiego Gävle kieruje od roku 2013 Jaime Martín, co dokumentuje wytwórnia Ondine na kolejnych publikowanych projektach, wśród których twórczość Johannesa Brahmsa odgrywa główną rolę (Płytomaniak zajmie się jeszcze utworami wokalno-instrumentalnymi w tym wykonaniu). Muszę przyznać, że zetknąłem się z nimi po raz pierwszy, mam nadzieję, że nie ostatni, ponieważ jestem usatysfakcjonowany poziomem gry, wizją dyrygenta i zaangażowaniem muzyków. Sama formacja nie jest wielka liczebnie, liczy 52 członków, co wpisuje się w realia prawykonań dzieł orkiestrowych autora Tańców węgierskich, jak też przysługuje się czytelności i przejrzystości faktury zaprezentowanych dzieł, ze szczególnym uwzględnieniem partii instrumentów dętych i lepszych proporcji między sekcjami w opracowaniu Schönberga. Podkreślam to, ponieważ zdarzyło mi się słuchać jego transkrypcji Kwartetu g-moll w wersji sławnej orkiestry i równie sławnego kapelmistrza, jednego z najgłośniejszych obecnie, które przypominały dźwiękowe kolubryny: wielkie, ciężkie, nudne, bez polotu. Nie da się tego powiedzieć o prezentowanej publikacji. Jak już wspomniałem, nie jestem fanem ani osoby autora Gurrelieder, ani jego dokonań edytorskich innych mistrzów, ale w wykonaniu szwedzkiej orkiestry naprawdę może się podobać, podobnie jak nieznana i stanowiąca pod tym kątem wyzwanie dla wykonawców, Elegia Perry’ego. Muzyka żyje, grana jest czysto, precyzyjnie, z pasją, zaangażowaniem, odpowiednią ekspresją, rytmicznym werwem ("węgierski" finał Kwartetu) ale jednocześnie wyczuciem proporcji grup instrumentów oraz dynamiki poszczególnych fragmentów. Zasługą dyrygenta, Jaime’a Martína, jest doskonałe przygotowanie zespołu, logiczne poprowadzenie narracji, wybór dobrych temp. Całości słucha się z niewątpliwą satysfakcją, może gdyby tyko jakość dźwięku byłaby odrobinę lepsza, mógłbym mówić o naprawdę wybitnej kreacji zarówno pod względem interpretacji, jak i realizacji technicznej nagrania. Tym niemniej, to, co na dysku wytwórni Ondine mamy, zdecydowanie może zainteresować nawet wybrednych słuchaczy, choć ci bardziej krytyczni dostrzegą stosunkowo krótki czas trwania albumu.
Mamy zatem muzykę trzech kompozytorów: Niemca, Austriaka i Anglika, wykonywaną przez szwedzką orkiestrę pod batutą hiszpańskiego dyrygenta, nagraną dla fińskiej wytwórni, której recenzja powstała w ramach skromnych możliwości autora dla polskich czytelników – oto prawdziwa Europa bez granic!
Johannes Brahms – Kwartet fortepianowy nr 1 g-moll op. 25 (orkiestracja Arnolda Schönberga) • Hubert Perry - Elegia dla Brahmsa
Gävle Symphony Orchestra • Jaime Martín, dyrygent
Ondine ODE 1314-2 • w. 2019, n. 2017 • CD, 53’13” ●●●●○○
Autor bloga dziękuje wytwórni Lawo Classics z Helsinek w osobie pana Joela Valkili za nadesłanie albumu do recenzji.
Płytomaniak.blogspot would like to thank Ondine and Mr Joel Valkila for sending the album and making this review possible.
Komentarze
Prześlij komentarz