Mendelssohn z Londynu, czyli co kto lubi.
Godna
podziwu jest fonograficzna aktywność Londyńskiej Orkiestry
Symfonicznej, od lat wydającej zapisy swych koncertów na dyskach. W
poprzednich kilkunastu miesiącach pojawiały się w barwach jej
własnego wydawnictwa krążki poświęcone przede wszystkim
twórczości Feliksa Mendelssohna-Bartholdy'ego, którego 170.
rocznica śmierci przypada właśnie na rok 2017. Oczywiście nie
dziwi fakt, że właśnie ta instytucja we współpracy ze sir Johnem
Eliotem Gardinerem poświeciła niemieckiemu romantykowi cykl
występów. Powodem jest ww. kalendarzowa okoliczność, jak również
doskonale znane związki kompozytora zarówno ze stolicą Anglii, do
której jeździł wielokrotnie, odnajdując tam życzliwych
wielbicieli swojej działalności również w roli pianisty i
dyrygenta.
Z
metropolią nad Tamizą wiąże się zamieszczone na omawianym krążku
wykonanie mało znanej I Symfonii c-moll, napisanej
przez siedemnastolatka. Mamy tu dzieło aż w pięciu częściach,
ponieważ obok poprzedzającego finał „przepisowego” ogniwa,
zwanego menuetem, z którym to tańcem raczej niewiele ma wspólnego,
dyrygent i orkiestra zamieścili napisany w 1829 roku przez
Mendelssohna na potrzeby swej wizyty w Londynie zorkiestrowany przez
niego osobiście fragment własnego Oktetu op.20; pod nazwą
Scherzo figuruje na trzeciej pozycji płyty. Mamy zatem
kompletny obraz opusu 11, pozycji rzadko pojawiającej się w
programach koncertowych i katalogach firm fonograficznych,
przyćmionych sławą swoich późniejszych Symfonii:
Szkockiej oraz Włoskiej.
I
właśnie wykonanie tej ostatniej pod dyrekcją Gardinera spowodowało
mój sprzeciw. Jak wiadomo, dyrygent poświęca się od lat
historycznym praktykom wykonywania muzyki, czego ślady można
wyraźnie usłyszeć w prezentowanym nagraniu w postaci bardzo
szybkich temp, skrupulatnego respektowania powtórzeń czy
specyficznej artykulacji smyczków. Jednym się to może podobać,
jak np. mojemu koledze recenzentowi z miesięcznika „Muzyka21”,
który nagrodził wydawnictwo LSO Live najwyższą notą, innym już
mniej. Przy całym szacunku i podziwie dla rewelacyjnej formy
zespołu, jego technicznego mistrzostwa, precyzji gry, pięknej barwy
instrumentów, zwłaszcza dętych, fenomenalnego zgrania
poszczególnych grup i orkiestry jako całości, nie do przyjęcia są
dla mnie zaprezentowane przez kapelmistrza tempa w części pierwszej
oraz finale. Otwierające IV Symfonię ogniwo nosi oznaczenie
allegro vivace, czyli szybko, żywo, podczas gdy ja słyszę tutaj
zapędzone do niemożliwości presto, w którym słychać w zasadzie
tylko główną melodię, zaś o całym bogactwie kontrapunktów
wszystkich instrumentów, nie tylko tych prowadzących w danym
momencie narrację i pokazujących wiodące tematy, można zapomnieć.
Aż się prosi o zwolnienie i danie partyturze Mendelssohna szansy
pokazania się w całym splendorze. Finał, oznaczony przez
kompozytora jako presto, tutaj brzmi prestissimo assoluto! Nie da się
go zagrać szybciej, co wywarło na mnie bardzo złe wrażenie. Na
pewno jest efektownie, energicznie, dynamicznie, szybko, głośno,
ale co z tego? Nie pomogła też nagraniu niezbyt sprzyjająca
akustyka słynnej Barbican Hall, w której obie Symfonie
zostały wykonane. W przypadku tanecznego saltaterella, wieńczącego
Czwartą, słychać w obłędnym tempie łomot kotłów i
basów, męczący w odbiorze i zagłuszający wszystko, co można by
było usłyszeć, gdyby dyrygent dał taką szansę słuchaczowi.
Szkoda, że owa szansa została zaprzepaszczona. Dodam, że całość
zarejestrowano na dość niskim poziomie głośności, w związku z
czym wskazane jest dość wyraźne „podkręcenie” odpowiedniego
przycisku na swoim sprzęcie do słuchania.
Daleko
mi do entuzjazmu kolegi recenzenta, ponieważ omawiana płyta nie
jest wg mnie pozycją „na szóstkę”. Ma swoje zalety, ma też
pewne wady. Jednym słuchaczom się spodoba bez zastrzeżeń, inni
poczują większy sceptycyzm. Tym ostatnim autor bloga poleca sławny
komplet Symfonii Feliksa Mendelssohna-Bartholdy'ego,
zrealizowany również przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną, ale
przed trzema dekadami dla wytwórni Deutsche Grammophon pod znakomitą
batutą Claudia Abbado.
Na
zakończenie można dodać, iż omawiane wydawnictwo jest swoistym
kuriozum, ponieważ zawiera aż dwa krążki. Jeden z nich, we
formacie SACD, można słuchać na „zwykłym” sprzęcie audio,
chociaż preferowane są specjalne odtwarzacze do jego reprodukcji.
Drugi to dysk Blu-ray. Ilu jest melomanów słuchających muzyki w
tej formie zapisu?
Paweł Chmielowski
(plytomaniak.blog@gmail.com)
Felix Mendelssohn Bartholdy
Symfonia nr 1, c-moll op.11, Symfonia nr 4, A-dur op.90 „Włoska”
London Symphony Orchestra • Sir John Eliot Gardiner, dyrygent
LSO Live LSO 0768 • w.2016, n.2014/2016 • BD/SACD 62'11” ●●●○○○
Recenzja
płyty była możliwa dzięki współpracy autora z Fonoteką
Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej we Wrocławiu.
Komentarze
Prześlij komentarz