Polacy i Niemieckie requiem J. Brahmsa - refleksje koncertowe i płytowe.
Bezpośrednim impulsem, by sięgnąć po niniejsze nagranie, była moja niedawna wizyta we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki, w którym w pierwszy filharmoniczny piątek po Wielkanocy zabrzmiało Niemieckie requiem Johannesa Brahmsa. Wieczór dostarczył mi sporo wrażeń i utwierdził w przekonaniu o fatalnych warunkach akustycznych panujących w głównej sali owej instytucji, co już po raz kolejny było powodem mojego znacznego dyskomfortu. Nie byłem także zupełnie zadowolony ze strony czysto wykonawczej uroczystego wieczoru, który sam w sobie zasługiwałby na na szczegółowe omówienie, ponieważ możliwość usłyszenia na żywo jednego z moich najukochańszych utworów zdarza się u nas nieczęsto i jest za każdym razem wydarzeniem. Z generalnie pozytywnymi, ale mieszanymi uczuciami postanowiłem wrócić do nagrania, które stało się tematem moich recenzenckich obowiązków przed laty, by skonfrontować to co usłyszałem we Wrocławiu z dobrze mi znanym od ponad dekady nagraniem powstałym w Warszawie.
Muzyka wokalno-instrumentalna jest bardzo bliska Antoniemu Witowi, który w ciągu swojej długiej i imponującej kariery wielokrotnie wykonywał i nagrywał dzieła tego rodzaju, ze szczególnym uwzględnieniem kompozytorów polskich, Można by przypomnieć kreacje utworów Krzysztofa Pendereckiego, Wojciecha Kilara, Henryka Mikołaja Góreckiego czy Karola Szymanowskiego, utrwalonych dla wytwórni Naxos w okresie, kiedy maestro piastował funkcje naczelnego dyrygenta Filharmonii Narodowej. Po upływie dekady od jej zakończenia można westchnąć z żalem, jaka szkoda, że nie trwała dłużej! Również dysk, który jest obiektem mojego zainteresowania, świadczy o tym w pełni, jako że reprezentuje wszystko to, co najlepsze pod względem poziomu artystycznego i jakości dźwięków z okresu współpracy stołecznej instytucji z zagranicznym potentatem. Antoni Wit skierował swoją uwagę również w stronę twórczości Johannesa Brahmsa, wykonując na koncertach zarówno mniejsze pod względem rozmiarów i niestety mniej u nas znane dzieła na chór z orkiestrą, jak również największe osiągnięcie autora na tym polu - Niemieckie requiem. Warto przypomnieć nawet i dzisiaj, że tą wspaniałą kompozycją maestro rozpoczął swoją działalność jako szef warszawskich filharmoników, zaś nagrany w ponad dziesięć lat od tych początków album jest jednym z ostatnich „oficjalnych” przedsięwzięć artysty w tej roli. Arycydzieło Johannesa Brahmsa można zatem potraktować jako symboliczną klamrę spinającą warszawski okres działalności Antoniego Wita, o którym donosiłem już wcześniej przy innej, równie ciekawej okazji.
Słychać wyraźnie, że Requiem jest dziełem bardzo bliskim dyrygentowi. Nagranie wytwórni Naxos udowadnia, jak doskonale zna i potrafi zrealizować zapis partytury, co skutkuje m.in. uchwyceniem pewnych szczegółów instrumentacji w przebiegu utworu, rzadko słyszanych w innych rejestracjach. Trafnie zbudowana jest monumentalna, siedmioczęściowa forma, ale równie ważna są liczne detale, którym poświęca sporo uwagi. Wybiera przekonujące tempa, które mógłbym określić jako umiarkowane i płynne, osadzając całość w przyjaznych słuchaczowi 75 minutach, co mnie osobiście się bardzo podoba, ponieważ wprost nienawidzę niepotrzebnego pośpiechu w muzyce, która jak mało która cierpi na niepotrzebną i niczym nieuzsadnioną gonitwie, a ta wynika z niezrozumienia sensu i głębi dzieła. Pisałem już o tym wcześniej, mógłbym powtarzać podobne uwagi przy większości fonograficznych rejestracji tego arcydzieła – niestety! Zarzuty niektórych krytyków o jakieś dłużyzny i nietypowych czas trwania uważam za absurdalne, zaś agogiczny aspekt wykonania oceniam pozytywnie. Dobrze zatem, że maestro Wit nie poszedł śladem wielu, niekiedy bardzo renomowanych kapelmistrzów, urządzających swoisty kuriozalny wyścig, kto szybciej poprowadzi Niemieckie requiem. Szkoda, że uczestniczył w nim lubiany i ceniony przeze mnie Christoph Eschenbach na wrocławskim koncercie. Nie ma tu zatem zbytecznego pośpiechu i pseudo-efektowności, jest za to zachowany poruszający, duchowy wymiar kompozycji, mającej przecież religijny charakter, stworzonej po śmierci matki do tekstów biblijnych w niemieckim przekładzie nie byle kogo, bo samego Marcina Lutra.
Antoni Wit dba zatem o logikę i płynność narracji oraz odpowiednie budowanie i rozładowywanie napięcia. Fragmentom żywym nie brak siły wyrazu i blasku, wolniejsze zaś ujmują spokojem, liryzmem, właściwą sobie ekspresją – pięknem w najczystszej postaci. Pewnie i swobodnie prowadzi dzieło, kontrolując znaczny aparat wykonawczy w postaci dobrze spisujących się zespołów Filharmonii Narodowej. Szczególnie utkwiły mi w pamięci miękkie, subtelne i ślicznie brzmiące partie instrumentów dętych, towarzyszące elementowi wokalnemu, nadające dziełu specyficzny, melancholijny charakter. Chór, pełniący w tym utworze najważniejszą rolę, występujący w każdej z siedmiu części, jest kolejnym bohaterem omawianego wydawnictwa. Dla zapalonych wielbicieli wokalistyki w najlepszym wydaniu prezentowane nagranie Niemieckiego requiem jest wręcz prawdziwą ucztą dla ucha! Przygotowany znakomicie przez Henryka Wojnarowskiego, śpiewa wybornie: z idealnie wypracowanym brzmieniem i precyzyjną intonacją, zachwycając szeroką skalą dynamiki od początkowych taktów pierwszej części, utrzymanych w łagodnym, skupiony pianissimo, po potężne, imponujące kulminacje ogniwa drugiego i szóstego. Jest wprawdzie dość masywny, co wynika z dużej obsady, ale dyrygent utrzymuje go we właściwej równowadze z orkiestrą i solistami.
Do nagrania zaangażowano parę niemieckich śpiewaków: barytona Thomasa E. Baura oraz sopranistkę Christiane Libor. Artystka wykonuje tylko jeden, ale za to piękny i wymagający technicznie fragment, Ihr habt nun Trauigkeit (Teraz się wprawdzie smucicie). Śpiewa z należytą ekspresją, ale nie jest w moim przekonaniu najlepszą i niezapomnianą wykonawczynią utworu. Pokonuje znaczne trudności partii utrzymanej w wysokiej tessiturze, i choć nie zawsze można zrozumieć oryginalny niemiecki tekst, co jest przypadłością zdecydowanej większości współczesnych wokalistów już od dawna, to dzięki bogatemu doświadczeniu operowemu i włożonej w występ pracy, a także spokojnemu tempu, wywiera na odbiorcy stosowne wrażenie w muzyce będącej szczególnie ważnym punktem całości. To właśnie piąte ogniwo kompozycji, niezwykle intymne i wzruszające w charakterze, oparte na fragmencie z Księgi Izajasza, zawiera zdanie: „Jak kogo pociesza własna matka, tak ja Was pocieszać będę”. Równie dobrze prezentuje się Thomas Bauer, któremu nie brak siły oraz charyzmy, potrzebnych w ogniwie trzecim Herr, lehre doch mich (O Panie, pozwól mi poznać) oraz szóstym Denn wir haben hier keine bleibende Statt (Albowiem nie mamy tu miasta trwającego), które przybierają często postać dialogu z chórem. Soliści są zatem także atutem przedsięwzięcia, podobnie jak dobra jakość dźwięku, jaką cechowały się zwykle produkcje wytwórni Naxos zrealizowane we współpracy z Filharmonią Narodową.
Prezentowany album świadczy o zafascynowaniu maestro Antoniego Wita wielkimi formami wokalno-instrumentalnymi i twórczością Johannesa Brahmsa, co przybiera zdecydowanie satysfakcjonującą postać. Płyta stanowi też wartościowy, bo polski wkład do bogatej dyskografii Niemieckiego requiem, wyróżniając się pod tym względem w naszych realiach, oczywiście w sposób pozytywny. Nie dziwi zatem fakt, że sięgnąłem po nią zarówno w ostatnich dniach, bogaty o najnowsze koncertowe doznania, i sięgam regularnie od ponad dekady, doceniając za każdym razem piękno i powagę samego utworu w naprawdę solidnym i przekonującym pod względem artystycznym wykonaniu.
Płytomaniak
Johannes Brahms
Ein deutsches Requiem op. 45
Christiane Libor, sopran; Thomas E. Baurer, baryton • Chór i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej • Antoni Wit, dyrygent
Naxos 8. 573061 • w. 2014, n. 2012 • CD, 75'15” ●●●●●○
Super blog świetnie się go czyta! jeżeli interesujesz się też muzyką od strony nagrań to zapraszam również do siebie studio nagrań pyskowice
OdpowiedzUsuń