Mistrz wielkiej symfoniki - Stanisław Skrowaczewski (3).

 


Letnio-jesienni przegląd nagrań z wielką symfoniką, dobiegający zresztą powoli do końca, trudno by było sobie wyobrazić bez jednego z jej najważniejszych filarów – bez muzyki Johannesa Brahmsa, będącego jednocześnie jednym z ulubionych kompozytorów Płytomaniaka. Dość dawno płyt z jego twórczością na blogu nie było, a dobrą okazją, by zmienić ten stan rzeczy, jest omówienie ostatniego woluminu cyklu Symfonii, zarejestrowanych przez Orkiestrę Filharmoniczną Radia Niemieckiego Kraju Saary pod znakomitą batutą Stanisława Skrowaczewskiego, którego setna rocznica urodzin przypadła kilka tygodni temu. Wcześniej recenzowałem dwie pierwsze części projektu wytwórni Oehms Classics w postaci pojedynczych krążków. Te wzbudziły nie tylko mój ogromny entuzjazm, ale wywołały też poczucie wielkiego żalu i straty z powodu odejścia w roku 2016 wybitnego mistrza batuty i jego wyjątkowych kreacji wielkiego repertuaru. Nie inaczej jest z podwójnym albumem zawierającym II i III Symonię Johannesa Brahmsa.

Podkreślałem wcześniej fakt znakomitej i licznej fonograficznej konkurencji dla omawianego przedsięwzięcia, ale również najnowsze wydawnictwo utwierdziło mnie w przekonaniu, że nawet na jej tle propozycja niemieckiej wytwórni śmiało może się obronić. Biorąc pod uwagę jej całokształt, nie będzie przesady w twierdzeniu, że spośród zrealizowanych w ciągu ubiegłej dekady projektów płytowych poświęconych Symfoniom Brahmsa, niniejszy zdecydowanie wybija się spośród innych. Szczerze mówiąc, nie za bardzo przychodzą mi do głowy alternatywy dla albumów Oehms Classics, w tym prezentowanego teraz, nagranego w marcu 2011 roku w Hali Kongresowej w Saarbrücken. Riccardo Chailly i jego kuriozalne próby połączenia tradycyjnej orkiestry i metod wykonawczych z przeszłości? Śmiechu warte. Paavo Järvi, grający ten repertuar z formacją o zmniejszonym składzie? Ma to swój sens i zalety, ale kapelmistrz nie ma charyzmy, nie mówiąc już o talencie, w stopniu porównywalnym z bohaterem tego przedsięwzięcia. Walery Gergiew i jego cykl z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną? Jego połowa wywarła na mnie niezbyt dobre wrażenie, wolałem nie sięgać po kolejną. W obecnym czasie nadal, niczym grzyby po deszczu, powstają kolejne albumy z kompletem Symfonii Brahmsa, a co gorsza, owej tendencji nadal ulegają najwięksi gracze na rynku fonograficznym, którzy w ogóle nie wyciągają wniosków i powielają po stokroć jedno i to samo, co wcześniej znalazło miejsce w ich katalogach i ustanowiło standardy wykonawcze. Owszem, współczesne produkcje mają z reguły lepszą jakość dźwięku, ale ich wartość interpretacyjna nie jest najwyższa, jeśli weźmie się pod uwagę dokonania poprzedników z przeszłości. Ile jeszcze można wałkować w kółko identyczny repertuar, znany od wielu dekad?

Na szczęście, owa uwaga nie dotyczy albumu, który rekomenduję szczerze i bez obaw wszystkim wielbicielom romantycznej symfoniki i wielkich kreacji dyrygenckich. Jest to oczywiste w przypadku niezwykle doświadczonego i mądrego dyrygenta, mającego w chwili rejestracji materiału 88 lat. Ewentualnych problemów z tym związanych w ogóle tutaj nie słychać, czego dowodem jest energiczna, świeża i przekonująca od początku do końca kreacja II Symonii D-dur, najbardziej pogodnej i efektownej ze wszystkich skomponowanych prze Brahmsa. Żywe, lecz trafne tempa w każdej z czterech części dzieła pokazują maximum muzycznego i wyrazowego potencjału tkwiącego w każdej z nich. Wieloletnie artystyczne więzi łączące Stanisława Skrowaczewskiego z Orkiestrą Kraju Saary, przetworzone przez intensywną zapewne pracę na próbach, skutkują wykonaniem płynnym, naturalnym, śpiewnym, porywającym, które sugeruje wręcz „uskrzydlenie” członków formacji i kapelmistrza wspaniałą muzyką. Jak zawsze w przypadku tak twórczej i rzeczowej współpracy, słyszymy niezwykle starannie zrealizowaną partyturę z trafiającą do świadomości odbiorcy znaczną ilością szczegółów i myśli nie zawsze obecnych w innych nagraniach.

Może nawet w jeszcze większym stopniu owe zalety odnoszą się do III Symfonii F-dur op.90, cieszącej się może mniejszą popularnością zważywszy na „nieefektowne” zakończenie w cichych i spokojnych akordach, lecz prawdziwy powód tego stanu rzeczy upatrywałbym raczej w ogromnych trudnościach interpretacyjnych i warsztatowych, stawianych przez kompozytora kolejnym pokoleniom członków orkiestr i mistrzów batuty. Sam początek części pierwszej i główny jej temat, są prawdziwym koszmarem dla adeptów sztuki dyrygenckiej, nie mówiąc o dylemacie związanym z ukształtowaniem formalnym tegoż ogniwa: powtarzać ekspozycję czy nie? Starsze nagrania z reguły ją omijają, nowsze zazwyczaj respektują znak repetycji widniejący w partyturze i tak też postąpił Stanisław Skrowaczewski. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, jak sensowny i uzasadniony muzycznie był to krok, jak bardzo logiczny w kontekście poprzedzających owo miejsce taktów i następujących po nim, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się słyszeć tego fragmentu tak przekonująco zagranego; nawiasem mówiąc, podobna sytuacja miała miejsce w identycznym odcinku pierwszej części Drugiej. Oprócz powyższego, ogromne wrażenie wywarł na mnie emocjonalny ładunek Trzeciej, nie zawsze odpowiednio potraktowany, a tutaj słychać od początku do końca poruszającą na wskroś głębię wyrazu, pasję, liryzm i dramatyzm, czyniących z omawianego wykonania nie tylko majstersztyk, zaś z samej Symfonii F-dur – chyba najwybitniejsze dzieło gatunku powstałe w epoce romantyzmu. Jest to wielkie osiągnięcie maestro Skrowaczewskiego i Radiowej Orkiestry Filharmonicznej Kraju Saary. Całość wykonania ujmuje znakomitym stosunkiem do temp – czasowy wymiar, zawierając się w prawie 40 minutach, dowodzi głęboko przemyślanego podejścia do materii i, oczywiście, szacunku dla intencji autora. Nawet owo „nieefektowne” zakończenie jest sensowne i zrozumiałe po wszystkich dramatycznych i okupionych ciężką muzyczną walką zmaganiach, jakie zapisał w swojej genialnej muzyce Johannes Brahms. Jego III Symfonii w tym wykonaniu słuchałem z poczuciem niekłamanego zachwytu i ekscytacji.

Podobnie jak w przypadku poprzednich płyt, niniejsza również cechuje się odpowiednio dobrą jakością dźwięku, jest też starannie przygotowana pod względem edytorskim, może tylko zdjęcie maestra zdobiące główną okładkę niezupełnie musiało na nią trafić; jest to problem, który zauważam u kilku solidnych niemieckich wydawców nagrań – rozgłośniach radiowych w Monachium i Stuttgarcie, które jako główne i zdobiące całość fotografie umieszczają nie zawsze najlepsze propozycje. Tym niemniej, muzyczna wartość omawianego przedsięwzięcia jest ogromna i wystawia jak najlepsze świadectwo dyrygentowi, orkiestrze oraz producenta. Nie byłoby złym pomysłem opublikowanie prezentowanego cyklu Symfonii Johannesa Brahmsa w ramach jednego albumu, co być może nastąpi w przyszłości, ale na razie można je dostać w postaci pojedynczych płyt, jak również w formie imponującego zestawu nagrań, prezentującego wszystkie albumy Stanisława Skrowaczewskiego nagrane dla wytwórni Oehms Classics, opublikowanego przed dekadą, z okazji 90. rocznicy urodzin artysty.


Paweł Chmielowski


Johannes Brahms

Symfonie: nr. 2 D-dur op. 73 i nr 3 F-dur op. 90

Deutsche Radio Philharmonie Saarbrücken Kaiserslautern • Stanisław Skrowaczewski, dyrygent

Oehms Classics OC 409 • n. 2011, w. 2012 • 2 CD, 86'01” ●●●●●●

Nagranie, w formie dwupłytowego albumu audio, zostało nadesłane do autora przez Orkiestrę Filharmoniczną Radia Niemieckiego Kraju Saary. Ani wytwórnia Oehms Classics, ani jej polski dystrybutor, nie przyczynili się w żaden sposób do uzyskania materiału do recenzji i do opublikowania tejże na stronie.

Komentarze

Popularne posty