Arcydzieła rosyjskiej symfoniki - pełne pasji, energii i blasku. Nowa płyta LSO Live.

 


Kolejna porcja wielkiej symfoniki, która powinna ucieszyć tym razem szczególnie miłośników muzyki rosyjskiej, do czego Płytomaniaka nie trzeba zachęcać, bo zawsze będzie jej poświęcać swój czas i miejsce na blogu. Nie jest to oczywiste w warunkach nieoficjalnej cenzury na tle narodowościowym, panującej w naszej kraju, zarządzonej ponad rok temu przez tępego partyjnego politruka na stanowisku ministra i posłusznie realizowanej przez tchórzliwych decydentów instytucji kulturalnych. W ich gronie „błyszczy” żenadą i bezczelnością dyrekcja Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Kusiło mnie, by całkiem niedawno poświęcić jej trochę czasu i skomentować absurdy wokół polityki repertuarowej owej formacji, ale doszedłem do wniosku, że szkoda na to mojego wysiłku, wolę go spożytkować na pracę nad kolejnymi tekstami i słuchanie czekających w kolejce płyt. Nie znaczy to jednak, że należy zignorować oczywistą chorą sytuację mającą miejsce w owej formacji na kierowniczym szczeblu, powierzonym osobie, której ostatnim „osiągnięciem” jest wymyślenie lokalnego muzycznego konkursiku, co należałoby tłumaczyć kompleksami wobec jego moskiewskiego odpowiednika (imienia Piotra Czajkowskiego) i niewątpliwa kompromitacja na skalę światową. Zakazanie młodym i naiwnym uczestnikom wykonywania rosyjskiego repertuaru odbiło się szerokim echem po obu stronach oceanu i nie tylko. Ale czy to dziwi w przypadku osoby o specyficznych zasługach dla polskiej kultury w formie wymyślonej przez siebie, lecz sfinansowanej w całości przez nas międzynarodowej młodzieżowej orkiestry, będącej prawdziwym potworkiem językowym (I, Culture Orchestra), godnym swej pomysłodawczyni?

Przenieśmy się jednak do normalnych krajów, w których instytucjach zasiadają osoby kompetentne i mającej jakiekolwiek pojęcie o muzyce i repertuarze. Do takich należy bez wątpienia Londyńska Orkiestra Symfoniczna i jej główny dyrygent gościnny, Gianandrea Noseda, których nagrania w ostatnim czasie skupiają się głównie na muzyce rosyjskiej, o czym z przyjemnością donosiłem przy okazji omawiania albumów z VII i VIII Symfonią Dymitra Szostakowicza. Nie został wprawdzie jeszcze dokończony cykl poświęcony temu kompozytorowi, ale jest na dobrej drodze do finalizacji, o czym świadczą ukazujące się co jakiś czas krążki z poszczególnymi dziełami. Artyści sięgają jednak po twórczość innych autorów, co niżej podpisanego bardzo cieszy, ponieważ daje mu okazje do poznawania kolejnych interesujących i utrzymanych zwykle na wysokim poziomie kreacji wspaniałego repertuaru.

Jego nieodłączną częścią są dwa dzieła, zestawiane niekiedy na płytach obok siebie, tak jak w tym przypadku. Niniejszy album rozpoczyna IV Symfonia f-moll Piotra Czajkowskiego, utwór cieszący się zasłużoną popularnością wśród publiczności i wykonawców, choć mogący tym drugim nastręczać pewnych problemów interpretacyjnych, wpisanych organicznie w jej formę i treść (szeroko rozbudowana, posępna część pierwsza, trwająca dwa lub trzy razy dłużej od pozostałych, utrzymanych w zupełnie innym nastroju). Londyńska Orkiestra Symfoniczna i Gianandrea Noseda poradzili sobie z tym wyzwaniem znakomicie, udało im się zachować odrębność poszczególnych ogniw z jednej strony, lecz z drugiej zadbali o spójność formalną i wyrazową całości. Podobnie jak druga pozycja zamieszczona na płycie, mamy do czynienia z wartko poprowadzoną kompozycją, utrzymaną w dość szybkich, ale „bezpiecznych| tempach, wynikających z temperamentu dyrygenta i zaangażowania członków zespołu. Godna pochwały jest bardzo wnikliwa analiza partytury i znakomite posługiwanie się przez kapelmistrza sekcjami instrumentów, o czym często piszę w swoich recenzjach i co może brzmieć wręcz jak banał, ale akurat w tym przypadku tak nie jest. Za szczególny sukces pod tym względem uznaję najbardziej poruszającą, ale jednocześnie najtrudniejszą pierwszą część, poprzedzoną powolnym wstępem z ważną fanfarą waltorni, przewijającą się potem w jej przebiegu i przypomnianą w finale. Umiejętne wyeksponowanie głosów wiodących i pobocznych pozwala usłyszeć wiele ciekawych i często pomijanych w innych wykonaniach szczegółów instrumentacji, zwłaszcza w partii drewna i smyczków. Nierzadko „przykryte” przez główne myśli, nie są zwykłą „watą” wypełniającą harmonię i kontrapunkt, lecz wzbogacają obraz utworu i docierają do świadomości odbiorcy. Zwróciłem na nie uwagę zbyt wiele razy, by uznać to za przypadek. Bardzo dobrze świadczy to o podejściu do partytury przez dyrygenta i o odpowiedniej realizacji tejże przez muzyków. Pomimo niewątpliwych zalet wykonania, odczułem pewien niedosyt związany z jego wyrazową stroną. Brzmi bardzo dobrze, jest płynne, logiczne, przekonujące i bezbłędne pod względem warsztatowym, ale mam wrażenie, że jest obiektywne, trochę zbyt zimne i ciut za szybkie, podczas gdy we wspaniałej muzyce Piotra Czajkowskiego cenię pasję, rozpalone emocje, chwilę oddechu i swoiste ciepło. To wszystko sprawia, że w przypadku nowszych płytowych wersji IV Symfonii sięgam raczej po wyjątkową udaną i naprawdę wybitną kreację Walerego Gergiewa.

Podobne uwagi mogę poczynić w stosunku do Obrazków z wystawy Modesta Musorgskiego z doskonale znanym opracowaniu Maurycego Ravela. W ich przypadku, pomimo wszelkich zalet wymienionych powyżej, do których bym dodał znakomitą, precyzyjną grę orkiestry, wyczuloną na aspekt rytmiczny i brzmienie, nie do końca mi odpowiada element w jakimś stopniu obecny w Symfonii Czajkowskiego – wyraźnie szybkie tempo, co wpisuje omawianą kreację w standardy (dobrych) wykonań sławnego cyklu, po które raczej nie sięgam z poczuciem prawdziwego przeżycia i największej satysfakcji. Co prawda, wysoko przeze mnie cenione klasyczne nagranie Georga Szella (Sony, 1963) przebiega w czasie o minutę krótszym (31’08”), lecz czuć w nim wyjątkową atmosferę, której zabrakło w Londynie. Obrazki nie są przecież utworem błahym, nie stanowią tylko dźwiękowej ilustracji wg definicji muzyki programowej, potraktowane z odpowiednim wyczuciem, wrażliwością na całość, nie tylko na znane i  fragmenty, którym, co prawda tutaj niewiele brakuje, są w stanie wzruszyć i pobudzić do refleksji. Przy całym blasku i pasji cechujących zaprezentowane nagranie, zabrakło mi pogłębienia strony wyrazowej, czemu nie dopomogło tempo, które nie budzi mojego zbytniego entuzjazmu (32’20”).  Technicznie, czy inaczej ujmując, warsztatowo niniejsza interpretacja jest efektowna i budzi podziw, ale mam wrażenie, że włoskiego maestra odrobinę poniósł temperament i „przeleciał” przez cykl, nie zatrzymując się odrobinę dłużej na każdym z piętnastu przystanków tej fascynującej muzycznej podróży – a szkoda. Bardziej trafia mi do przekonania powstała w podobnym czasie kreacja Wasyla Pietrenki i prowadzonej przez niego Królewskiej Orkiestry Filharmonicznej z Liverpoolu (Onyx), nie mówiąc o uznanych, solidnych nagraniach wytwórni Deutsche Grammophon (Herbert von Karajan/Giuseppe Sinopoli).

Prezentowane nagranie, podobnie jak większość produkcji LSO Live, cechuje się dobrym, zbalansowanym i zniuansowanym dźwiękiem. W połączeniu z wyrazistą, energiczną i efektowną interpretacją arcydzieł rosyjskiej symfoniki, wyczerpuje definicję udanej i interesującej kreacji żelaznego repertuaru, nic więc dziwnego, że cieszy się pochlebnymi opiniami zagranicznej krytyki. Ja również je doceniam i uznaję jego niewątpliwe walory, lecz nie zmienia to faktu, że mam innych faworytów, których kreacje IV Symfonii i Obrazków z wystawy podobają mi się bardziej z muzycznego i emocjonalnego punktu widzenia. Jest to jedyny powód nieco mniejszego niż dotychczas entuzjazmu w ocenie kolejnego projektu lubianych i cenionych przeze mnie artystów. O kolejnych propozycjach Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej i Gianandrei Nosedy napiszę za jakiś czas. Będą na nie czekać miłośnicy twórczości Dymitra Szostakowicza i innych rosyjskich mistrzów.

 

Paweł Chmielowski

 

Piotr Czajkowski – Symfonia nr 4 f-moll op. 36 • Modest Musorgski – Obrazki z wystawy (instr. M. Ravel)

London Symphony Orchestra • Gianandrea Noseda, dyrygent

LSO Live LSO0810 • w. 2018, n. 2017/2018 • SACD, 74’18”  ●●●●○○

Nagranie zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, Londyńską Orkiestrę Symfoniczną. Polski dystrybutor LSO Live w żaden sposób nie przyczynił się ani do uzyskania materiału do recenzji, ani do opublikowania tejże na stronie.

Komentarze

Popularne posty