Nowy cykl Symfonii A. Dvořáka - na płytach SWR Music (1).

 


Analizując jakiś czas temu fenomen popularności największego czeskiego kompozytora przy okazji omawiania ciekawego nagrania z nieznaną większości melomanów kameralistyką autora, wykazałem, że tak naprawdę nie jest najlepiej z dogłębną znajomością jego dorobku wśród najszerszej publiczności. To samo mógłbym stwierdzić w kontekście fonogramu, który jako pierwszy pojawia się w ramach kolejnego powstającego cyklu Symfonii, bardzo często i chętnie nagrywanych, zarówno przez rodzime, jak i zagraniczne wytwórnie. Okazuje się, że coraz lepszą i pożyteczniejszą pracę w dziedzinie jeszcze większej popularyzacji dzieł Antonína Dvořáka wykonują obce wydawnictwa, choć zasług takiego chociażby Supraphonu w tej dziedzinie nie należy absolutnie lekceważyć, ponieważ są imponujące i jednoznaczne. Album, który wzbudził moje zainteresowanie, wpisuje się w tendencje przywołane powyżej: jest wynikiem współpracy niemieckiej rozgłośni radiowej i jej orkiestry, angielskiego dyrygenta i zawiera niezwykle rzadko słyszane we współczesnej praktyce koncertowej dzieła, stanowiące początek długiej i owocnej drogi twórczej czeskiego mistrza na polu wielkiej symfoniki.

Ta okazała się rzeczywiście długą i imponującą, w tym sensie, że jej uważne prześledzenie, a raczej przesłuchanie krok po kroku, opus po opusie, dowodzi, jak ogromny postęp jako kompozytora stał się udziałem Antonína Dvořáka, jak bardzo różnią się jego późne orkiestrowe arcydzieła, doskonale znane i lubiane ostatnie Symfonie czy efektowne i znakomicie pomyślane poematy, inspirowane w większości poezją Karla Jaromíra Erbena z jego Bukietu (cz. Kytice) od pierwszych prób w tej dziedzinie. Rozpoczęła ów wieloletni, trwający prawie czterdzieści lat, I Symfonia c- moll op. 3, napisana przez młodego, ambitnego dwudziestoczterolatka, zaprawionego w zmaganiach z klasyczną cykliczna formą sonatową w postaci ukończonego I Kwartetu smyczkowego A-dur op. 2 i I Kwintetu smyczkowego a-moll op. 1. Dzieło, noszące podtytuł Zlonické zvony, od charakterystycznych dźwięków usłyszanych przez kompozytora i utrwalonych w jego pamięci, cechuje się oryginalną i burzliwą historią. Za życia autora nigdy nie zostało wykonane, sam Antonín Dvořák uważał je za zaginione po wysyłce partytury na konkurs w Niemczech. Manuskrypt, odnaleziony został w 1923 roku, zaś prawykonanie skróconej i przerobionej wersji nastąpiło w Brnie trzynaście lat później. Pierwsza w swojej oryginalnej i pełnej postaci wyszła drukiem dopiero w roku 1961!

Kompozycja nigdy nie cieszyła się popularnością taką, jak jej starsze siostry, nigdy też w zasadzie nie była przedmiotem zainteresowań dyrygentów ani wytwórni, jedyne jej fonograficzne rejestracje pochodzą ze zrealizowanych kompletów Symfonii, a tych też przecież nie jest tak wiele (I. Kertész, W. Rowicki, R. Kubelík, V. Neumann, N. Järvi, A. Davis, S. Gunzenhauser, L. Pešek, V. Válek, J. Serebrier, J. Bělohlávek). Krytycy powiedzieliby, że wynika to z dużych rozmiarów (około 50 minut), swoistego przerostu formy nad treścią, obfitości pomysłów młodego autora, które jeszcze nie zostały przezeń odpowiednio twórczo wykorzystane i opracowane, braku typowych dla autora charakterystycznych, pięknych i zapadających od razu w pamięć tematów i melodii, za to z wyraźnym dźwiękowym pokrewieństwem w zakresie rytmiki czy melodyki z dziełami innych kompozytorów: przede wszystkim Franciszka Schuberta (pewne „dłużyzny”), Roberta Schumanna, a nawet...Antona Brucknera, pracującego w tym samym czasie nad utrzymaną w identycznej tonacji swoją Pierwszą. Obrońcy dzieła, wierzący w jego potencjał, wysuwają inne argumenty przemawiające na korzyść kompozycji: jest ona wg nich przepojona czeskim duchem, jak na debiut młodego autora wypada naprawdę nieźle, tym bardziej, że właśnie młody Dvořák położył w niej podwaliny pod powstanie i rozwój symfonii narodowej. Żadnych powodów do wstydu za nią absolutnie nie ma. Osobiście, przychylam się do tego wniosku, choć odkrywanie wartości I Symfonii nie jest procesem ani łatwym, ani szybkim – potrzeba do tego czasu, wielokrotnych sesji odsłuchowych i bardzo dobrych wykonań.

Jeszcze większym rarytasem repertuarowym jest zamieszczenie lubianej przeze mnie i często słuchanej Rapsodii a-moll op. 14, ukończonej dziewięć lat później, w roku 1874. Słychać w niej ogromny postęp autora w zakresie prowadzenia narracji, ukształtowania formy, wyrazistej melodyki i efektownej instrumentacji, operującej znacznie większym niż w przypadku poprzedniczki składem orkiestry, obejmującym dodatkowo tubę, harfę oraz perkusję. Cechuje się wyraźnie słowiańskim i narodowym duchem, znajdującym odbicie w postaci świetnie zaprojektowanych, plastycznych tematów i ich przekształceń w poszczególnych, zmieniających się swobodnie epizodach, nadających dziełu, zgodnie z tytułem, swobodny, rapsodyczny charakter. Ciekawe, że utwór nosi celowo wprowadzony przez Antonína Dvořáka podtytuł – poemat symfoniczny, co dowodzi, że idea owego gatunku zaprzątała myśli autora już dość wcześnie, zanim skumulowała się w trzech Rapsodiach op. 45, a przed wszystkim w pięciu ostatnich pozycjach, a także programowo nazwanych uwerturach (tzw. cykl Przyroda-Życie-Miłość). Dziw bierze, że tak interesująca i efektowna partytura nigdy za życia twórcy nie została wykonana, zabrzmiała po raz pierwszy dopiero pół roku po śmierci autora Rusałki, zaś partytura ukazała się drukiem jeszcze później – w roku 1912.

Miłośnikom muzyki czeskiego mistrza polecam zapoznać się z historią powstania i istnienia w praktyce koncertowej obu dzieł, ale przede wszystkim do poznania obydwu. Doskonałą okazję stanowi do tego dysk fonograficznej agendy Radia Niemieckiego Kraju Saary (SWR Music), wydany w ubiegłej dekadzie jeszcze w kooperacji z dobrze znaną wytwórnią Hänssler Classics, stanowiący pierwszą pozycję realizowanej od roku 2014 serii poświęconej symfonice Antonína Dvořáka. Ciekawe, że niemieckie orkiestry lubią i cenią jego muzykę, o czym świadczą historyczne już, lecz klasyczne i nadal aktualne, znakomite rejestracje Filharmoników Berlińskich pod najbardziej kompetentną w tym zakresie batutą Rafaela Kubelíka (Deutsche Grammophon) i mało znane, ale rewelacyjne rejestracje tamtejszej Staatskapelle i Otmara Suitnera (Berlin Classics). Czekam zatem na dokończenie projektu, który już trwa bodajże dziewiąty rok, a dotychczas zostało wydanych pięć woluminów – brakuje dysków z trzema ostatnimi Symfoniami. Trzy pierwsze woluminy serii, włącznie z niniejszym, zawierają kreacje pod dyrekcją ówczesnego naczelnego dyrygenta Orkiestry Filharmonicznej Radia Niemieckiego Kraju Saary, urodzonego w roku 1971 w Londynie Karla Marka Chicona, pełniącego ową funkcję w latach 2011-2017. Po personalnej zmianie na stanowisku, kierownictwo zespołu przejął Fin Pietari Inkinen i dwa najnowsze krążki projektu sygnowane są właśnie jego nazwiskiem.

Na pewno sięgnę i po nie, jeśli tylko będę mieć taką okazję, ale na razie pochylę się nad dokonaniami pierwszego z obu panów, który wg mnie dokonał rzeczy zasługującej na naprawdę wielkie uznanie i docenienie: sięgnął po mało znane i przy tym wymagające w zakresie interpretacji kompozycje – i wygrał. Wykonania cechują się energią, zwartością, dynamizmem, troską o szczegóły. Słychać, że zapisy partytur zostały starannie przyswojone przez kapelmistrza i orkiestrę, że w kompozycjach niebędących szlagierami poruszają się swobodnie i naturalnie, dając z siebie maksimum zaangażowania i troski. Jest tu tak niezwykle ważna radość i spontaniczność. Słuchać to od pierwszej do ostatniej minuty albumu, przy czym znacznie większe wyzwania pod wymienionymi względami stanowi długa i niezbyt wdzięczna I Symfonia. Fakt, że nie nudzi, że nie odstrasza rozmiarami i zawartością, wynika ze zrozumienia utworu przez wykonawców i oddania jego idei odpowiednio przekonującą, starannie zniuansowaną i utrzymaną na dobrym poziomie techniki i inspiracji grą. Wśród najnowszych rejestracji Pierwszej można wspomnieć jedynie o projekcie Czeskiej Filharmonii (Decca), pod batutą zmarłego kilka lat temu Jiřího Bělohlávka, ale nie potrafię go skonfrontować z omawianym dyskiem i nie mogę ewentualnie polecić jako alternatywy, choć wizji niemieckiej orkiestry i Karla Marka Chicona naprawdę niczego nie można zarzucić. Na pewno będę po nią sięgać regularnie. Jeśli tylko szuka się innych, konkurencyjnych opcji, na pewno warto sięgnąć po klasyczną kreację Rafaela Kubelíka. Znakomicie przedstawia się Rapsodia a-moll, brzmiąca efektownie i porywająco, słychać temperament Orkiestry Radia Niemieckiego Kraju Saary, Karel Marek Chicon prowadzi ją znakomicie, doskonale odnajdując się w poszczególnych epizodach utworu i rozumiejąc go jako jedną formalną całość. Poszczególne sekcje orkiestry, wzbogaconej o perkusję i dość liczną sekcję blachy i drewna, brzmią spektakularnie, wystawiając najlepsze świadectwo nie tylko samym grającym, ale i swemu twórcy. Długo nagranie zmarłego kilka tygodni temu maestro Libora Peška i Filharmoników Słowackich (Naxos) sprzed 37 lat (1986) musiało czekać na swoją współczesną konkurencyjną alternatywę!

Satysfakcjonujący pod względem poziomu artystycznego oraz jakości dźwięku i obiecujący początek kolejnego projektu poświęconego Symfoniom Antonína Dvořáka, powstającego w barwach wytwórni SWR Music, każe więcej niż życzliwie ocenić pierwszy wolumin serii i czekać z niecierpliwością na kolejne.


Paweł Chmielowski


Antonín Dvořák

Complete Symphonies vol. 1

Symfonia nr 1 c-moll op. 13, „Zlonickie dzwony” Rapsodia a-moll op. 14

Deutsche Radio Philharmonie Saarbrücken Kaiserrslautern Karel Mark Chichon, dyrygent

SWR MUSIC 93.330 w. 2015, n. 2014 CD, 64’53” ●●●●●○

Nagranie w postaci fizycznego albumu audio zostało nadesłane do autora przez wydawcę, Orkiestrę Radia Niemieckiego SWR. Jego polski przedstawiciel nie przyczynił się w żaden sposób do zdobycia materiału do recenzji.

Komentarze

Popularne posty