Rewelacja tego lata - muzyka Kary Karajewa na płycie firmy Chandos.
Wspaniałą
niespodziankę dla melomanów poszukujących oryginalnego,
atrakcyjnego symfonicznego repertuaru przygotowała wytwórnia
Chandos. Oto przed nami płyta z utworami mało u nas, jeśli w
ogóle, znanego kompozytora azerskiego Kary Karajewa (1918-1982).
Przypadająca właśnie setna rocznica urodzin tego twórcy jest
idealną okazją, by poznać choć mały wycinek jego bogatego
dorobku, zaś krążek angielskiej wytwórni nadaje się wprost doskonale
do tego celu.
Zasługą
doskonale dysponowanej Orkiestry Symfonicznej z Bornemouth pod
energiczną batutą ukraińskiego dyrygenta, Kiryła Karabica, jest
zaprezentowanie dzieł Karajewa w sposób wręcz imponujący.
Słuchacze stykający się z nazwiskiem tego autora i jego
kompozycjami będą z pewnością zachwyceni i oszołomieni nie tylko
jakością gry zespołu i pracą kapelmistrza, która zasługuje na
naprawdę wielkie uznanie, ale przede wszystkim walorami samej
muzyki. Słychać w niej nauki pobierane przez twórcę nie u byle
kogo, bo u samego Dymitra Szostakowicza, przede wszystkim w zakresie
instrumentacji, prowadzenia narracji, zwięzłości formy. Idealnie
podkreślają je wykonawcy, nie pozwalając słuchaczowi nudzić się
ani przez chwilę. O nudzie nie ma mowy, za to można stwierdzić,
jak atrakcyjne są zaprezentowane dzieła. Olśniewają mistrzostwem
instrumentacji i melodycznymi pomysłami, przybranymi w nieco dla nas
egzotyczną, lecz jakże powabną dźwiękową szatę.
Po
uważanym przesłuchaniu krążka można się naprawdę zdziwić z
powodu braku obecności utworów Karajewa w europejskim, o naszym
polskim nawet nie mówiąc, życiu muzycznym. Weźmy pod uwagę
chociażby poemat symfoniczny Lejla i Medżnun z roku
1947. Powinien być od dawna w żelaznym repertuarze filharmonii.
Inspirowany w warstwie tekstowej dziełem średniowiecznego perskiego
poety, Nizami Ganjaviego, opowiada o nieszczęśliwej miłości
młodej pary. Dyrygentowi i orkiestrze udaje się bardzo sugestywnie
odczytać natchnioną partyturę i przeprowadzić słuchacza przez
poszczególne etapy dzieła, opierającego się na trzech głównych
tematach: losu, konfliktu rodzin i miłości. Pod względem jakości
pracy kompozytorskiej jest to utwór, który powinien zajmować
równie poczesne miejsce w repertuarze, co Romeo i Julia
Piotra Czajkowskiego.
Dwa
główne punkty programu to suity. Siedem piękności zostało napisanych początkowo w 1949 r. i rozrosło się następnie do postaci całego baletu z
choreografią opracowaną przez Piotra Gusiewa (1952). Nie ma nic
wspólnego z filmem włoskiej reżyserki, Liny Wertmüller
o dość podobnym tytule, za to po raz kolejny inspiracją dla autora były
poematy Nizami Ganjaviego. Don Kiszot, nazwany oficjalnie Szkicami symfonicznymi (1960), ma za wzór oczywiście słynne dzieło
Miguela de Servantesa. Podziwiać należy nie tylko doskonały gust
czytelniczy i artystyczny Kary Karajewa, czerpiącego natchnienie z
arcydzieł literatury, ale również sposób, w jaki kompozytor
wykorzystuje materiał tekstowy. W przypadku powieści Hiszpana unika
dosłownej ilustracji kolejnych perypetii bohatera, skupia się za
to na kilku istotnych elementach. Muzycznie obie kompozycje
przybierają postać kilkudziesięciominutowych suit, w których
niczym w kalejdoskopie zmieniają się wątki, tempa, barwy,
utrzymując słuchacza w nieustannym napięciu i zachwycie. Wspaniale
zinstrumentowana, muzyka Karajewa olśniewa feerią barw i blaskiem,
ale pokazuje autora również jako mistrza romantycznego, lirycznego
nastroju, o czym świadczy chociażby zamykająca całość piękna,
melancholijna kołysanka z baletu Szlakiem grzmotu (1957).
Słuchanie
prezentowanego albumu jest prawdziwą rozkoszą dla ucha, tym
większą, że jakość dźwięku nagrania jest bardzo dobra,
pozwalając odbiorcy delektować się bogactwem brzmienia, rytmu i
kolorów wydobytych przez świetnie się sprawującą Orkiestrę
Symfoniczna z Bornemouth i Kiryła Karabica.
Dobrze to wróży możliwości zainteresowania europejskiej i światowej publiczności twórczością Kary Karajewa. Kirył Karabic, stojacy na czele finansowanej przez Polskę formacji, której nazwa jest prawdziwym potworkiem językowym, czyli "I, Culture Orchestra", wraz z utalentowanymi młodymi muzykami wykonywał podczas tegorocznego letniego tourné na koncertach Suitę z Siedmiu piękności. Mogli ja podziwiać m.in. warszawiacy w dniu 22. lipca.
Dobrze to wróży możliwości zainteresowania europejskiej i światowej publiczności twórczością Kary Karajewa. Kirył Karabic, stojacy na czele finansowanej przez Polskę formacji, której nazwa jest prawdziwym potworkiem językowym, czyli "I, Culture Orchestra", wraz z utalentowanymi młodymi muzykami wykonywał podczas tegorocznego letniego tourné na koncertach Suitę z Siedmiu piękności. Mogli ja podziwiać m.in. warszawiacy w dniu 22. lipca.
Tej
płyty zdecydowanie warto posłuchać.
Paweł Chmielowski
Paweł Chmielowski
Kara
Karajew
Siedem
piękności, Don Kiszot, Lejla i Medżnun,
Kołysanka z suity baletowej
"Szlakiem grzmotu"
Orkiestra
Symfoniczna z Bornemouth • Kirył Karabic, dyrygent
Chandos
CHSA 5203 • w. 2017, n. 2017 • SACD 73'10” ●●●●●○
Autor
bloga dziękuje wydawcy, firmie Chandos, za nadesłanie albumu w
wersji elektronicznej do recenzji. Polski
dystrybutor tej wytwórni,
który nie jest w ogóle zainteresowany współpracą z
Płytomaniakiem i promowaniem swoich tytułów na blogu, nie
przyczynił się w żaden sposób do ukazania się omówienia
powyższego nagrania na stronie.
Płytomaniak.blogspot
would like to thank Chandos Records nad Mr. Martin Arnaud for
sending the album files and making this review possible.
Komentarze
Prześlij komentarz