Piękno jedyne w swoim rodzaju - w muzyce W. A. Mozarta.

 


Dawno nie było u Płytomaniaka muzyki kameralnej, więc czym prędzej nadrabiam zaległości, tym bardziej, że okazją do kolejnej recenzji jest nagranie udane pod każdym względem i zawierające wspaniały repertuar, ale czy może być inaczej w przypadku muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta? Jeśli mnie pamięć nie myli, ostatnio sięgałem po jego Koncerty na instrumenty dęte i orkiestrę, co było zasługą bardzo dobrego nagrania Londyńskiej Orkiestry Filharmonicznej. Tym razem jednak skupiam się na muzyce o mniejszym składzie, obejmującym fortepian oraz skrzypce, altówkę i wiolonczelę. Co ciekawe, gatunek takiego kwartetu nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem największych mistrzów kameralistyki doby klasycyzmu: Józef Haydn nie napisał w oryginale żadnej większej kompozycji na podobną obsadę, zaś Ludwig van Beethoven po trzech młodzieńczych próbach w ciągu kilkudziesięciu lat późniejszej twórczości nie powrócił już do fortepianowego kwartetu, zaś ten rozkwitł dopiero w późniejszej epoce, za sprawą pięknych i romantycznych w wyrazie arcydzieł Feliksa Mendelssohna, Roberta Schumanna czy przede wszystkim Johannesa Brahmsa. Dziełami dwóch ostatnich mistrzów Płytomaniak zresztą zajmie się w niedługim czasie – kilka wartościowych i ciekawych nagrań już czeka w kolejce, by je zaprezentować.

Wolfgang Amadeusz Mozart stworzył dwa Kwartety fortepianowe, tylko dwa, ale za to jakie! Prawdziwe arcydzieła kameralistyki nie tylko dobry klasycyzmu, ale wysuwające się na czoło gatunku za sprawą geniuszu kompozytora, posługującego się czterema instrumentami z właściwym sobie mistrzostwem, a przy tym konstruującego idealną trzyczęściową formę każdego z nich, wypełnioną muzyczną zawartością o najwyższej możliwej wartości. Uczta dla uszu! Tym większa, że to właśnie autor Wesela Figara w swojej epoce jako pierwszy sięgnął po ten skład i poprzestał na dwóch pozycjach, a mogło ich być więcej, bowiem niepowodzenia związane ze zbytem swojego debiutu na tym polu (K. 478) zniechęciły go do kontynuowania pracy nad kolejnymi przedsięwzięciami. Dziś wydaje się to wprost niewyobrażalne, ale za jego życia panowały opinie, że wspomniane dzieło (I Kwartet g-moll) jest dla słuchaczy za trudne (przypominamy sobie zarzut „Za dużo nut” ?) , zaś jego następca wg kolejnego wydawcy, zaledwie „nadaje się do sprzedaży”. Gdyby dzisiejsi kompozytorzy pisali utwory równie dobrze „nadające się sprzedaży” jak II Kwartet Es-dur (K. 493), żylibyśmy w prawdziwym raju muzycznym, co jest oczywiście marzeniem ściętem głowy, dlatego, że twórcy zarabiają wyłącznie na zamówieniach i wykonaniach, a jakość produkowanych przez nich utworów bywa niestety różna (z chwalebnym i wspaniałym wyjątkiem Kwartetu fortepianowego Pēterisa Vasksa, cieszącego się zasłużoną popularnością i opinią jednego z nielicznych kameralnych arcydzieł naszych czasów).

Słuchajmy zatem obu Kwartetów Mozarta – czas przeznaczony na poznanie i pokochanie tych utworów po wielokroć się opłaci i zaowocuje doznaniami najwyższej miary, poczuciem obcowania ze szczytem kompozytorskiego geniuszu, jako że oba z nich powstały w stosunkowo niewielkim odstępie czasu (1785-86), kiedy kompozytor znajdował się na szczycie inwencji twórczej, pisząc jedno arcydzieło za drugim – zarówno opery (Wesele Figara), jak i kameralistykę czy muzykę orkiestrową (ostatnie Symfonie i wielkie Koncerty fortepianowe). Słychać to również w prezentowanych tutaj dziełach: ich wspaniałej melodyce, ogromnej pomysłowości, przejmującym gdzieniegdzie, ale wyraźnie słyszalnym zamienianiem tonacji dur na moll, wzruszającym połączeniem pierwiastka dramatycznego z lirycznym, pięknej harmonii i absolutnie doskonałej konstrukcji formalnej – wykorzystywanej przecież setki razy, ale za każdym razem inaczej, w sposób, który nie nudzi odbiorcy i pokazuje dzieło w najlepszym świetle. Przyznam się szczerze, że może z biegiem lat coraz bardziej cenię i kocham muzykę Wolfganga Amadeusza, staję się zapalonym mozartystą, a możliwość obcowania z kolejnymi dziełami jego autorstwa daje mi poczucie obcowania z pięknem jedynym w swoim rodzaju.

To ostatnie zdanie można w pełni świadomie odnieść zarówno do oceny Kwartetów fortepianowych jako takich, jak i oceny ich wykonania, a to zasługuje na naprawdę wielkie uznanie miłośników kameralistyki. Nie mamy akurat do czynienia z produkcją stałej formacji, lecz połączeniem sił międzynarodowego grona solistów, każdego będącego mistrzem w swoim fachu, którzy podczas sesji nagraniowych w maju 2019 w kościele pw. św. Piotra w irlandzkiej Droghedzie dali z siebie wszystko, przygotowując starannie materiał do publikacji dla wytwórni Claves. Fakt, że jest to występ czwórki muzyków nie jest słabością niniejszego przedsięwzięcia, bo rezultat wspólnej pracy po prostu zachwyca spójnością i jakością. Nie wiem, co powinno się chwalić bardziej: niezwykłą kulturę wykonawczą i elegancję gry, doskonałe rozumienie materii i ducha obu dzieł, prawdziwe partnerstwo osób o zróżnicowanych temperamentach i indywidualnościach, ale odnajdujących się w muzyce Mozarta każda na swoim miejscu wręcz perfekcyjnie. Oczywiście, stali i wierni czytelnicy bloga na pewno wiedzą, że doceniam i lubię irlandzkiego pianistę Finghina Collinsa, który wcześniej zachwycił mnie na swoim recitalu z dziełami Fryderyka Chopina. Wspaniale towarzyszy pozostałym muzykom, wysuwając się tu czy tam na czoło prowadzonej narracji, by niekiedy usunąć się w cień i pokazać piękno i bogactwo brzmienia smyczków, prowadząc z nimi nieustanny i bogaty w szczegóły dialog. Artyści posługują się bardzo przyjemnym w odbiorze dźwiękiem, pamiętając o stylistycznych wymaganiach muzyki Mozarta, nadając jej jednocześnie odpowiednią lekkość i zwiewność, ale również głębię i wagę. Słychać w muzyce przenikanie się trybów dur i moll, miejsca przepełnione radością potrafią zmienić się w nastrojowe, a nawet dramatyczne, na co wskazuje już tonacja pierwszego z Kwartetów, będąca w twórczości nośnikiem określonych znaczeń (g-moll), podobnie jak drugiego (Es-dur), napisanego co parę innych wielkich dzieł, by wspomnieć XXXIX Symfonię, XXII Koncert fortepianowy, a przede wszystkim mojego osobistego faworyta, przepiękny, oryginalny i genialny Kwintet na fortepian i instrumenty dęte (K. 452) czy Divertimento K. 563 (na trio smyczkowe). Bardzo staranna realizacja zapisów partytur polega nie tylko na uwzględnieniu detali w zakresie wydobycia dźwięku i prowadzenia frazy, co przynosi wspaniałe rezultaty, ale również na myśleniem w kategoriach większej całości i odpowiedniej konstrukcji formy. Muzycy respektują znaki autorskie znaki powtórzeń, co wydłuża czas trwania poszczególnych ogniw, jak i całych dzieł, lecz taki był zamysł samego kompozytora, więc oni to respektują. Chwała im za to! Wspaniale dobrane tempa idealnie charakteryzują każdą z trzech części Kwartetów, dając np. okazję do analizy, czym różni się Andante w pierwszych z nich od Larghetto w drugim. Szeroko zakrojone ustępy otwierające dzieła, ze wspomnianymi już uwzględnionymi repetycjami, czynią z nich pole do śledzenia muzycznej narracji i kształtowania formy sonatowego allegra ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu, ustępy powolne dają wytchnienia od powyższych, często intensywnych i dramatycznych zmagań, pozwalając rozkoszować się wspaniałym brzmieniem, głębią wyrazu i przepięknymi melodiami przyprawiającymi o żywsze bicie serca, zaś urocze, melodyjne i rytmiczne finały wieńczą całość w efektowny sposób.

Album wytwórni Claves, jak zawsze starannie, estetycznie, profesjonalnie, choć dość skromnie wydany, zachwycił mnie znakomitym, świeżym, pozbawionym rutyny, wrażliwym i pełnym zaangażowania artystów wykonaniem Kwartetów fortepianowych Mozarta. Jeśli dodać bardzo dobry, wyrównany i czytelny dźwięk, otrzymujemy jedną z najlepszych produkcji szwajcarskiego wydawnictwa, jak również niezwykle istotną pozycję w dyskografii tego repertuaru. Sądzę, że dla miłośników twórczości kompozytora i muzyki kameralnej niniejsza propozycja będzie na pewno ciekawym, zdecydowanie wartościowym i mile widzianym nabytkiem w domowych kolekcjach nagrań.


Paweł Chmielowski


Wolfgang Amadeusz Mozart

Kwartety fortepianowe: nr 1, g-moll K. 788; nr 2, Es-dur K. 493

Finghin Collins, fortepian; Rosanne Philippens, skrzypce; Máté Szücs, altówka; István Várdai, wiolonczela

Claves 50-3002 w. 2019, n. 2019 CD, 67’41” ●●●●●●

Nagranie w postaci fizycznego albumu audio zostało nadesłane bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię Claves. Jej polski przedstawiciel nie przyczynił się w żadnym stopniu do uzyskania materiału do recenzji i ukazania się tekstu na stronie.

Komentarze

Popularne posty