Walery Gergiew i Mahler (1) - początek niedokończonego cyklu.
Kolejne nagranie Filharmoników Monachijskich, ale tym razem już nie poświęcone Antonowi Brucknerowi, którego Symfonie często gościły w moim odtwarzaczu w ubiegłym jubileuszowym roku, ale nadal sygnowane nazwiskiem byłego szefa, zmuszonego do odejścia trzy lata temu w atmosferze artystycznego i politycznego skandalu. Walery Gergiew to wciąż persona non grata na Zachodzie, o czym świadczy niedawna afera z odwołaniem jego występów we Włoszech, ale w chwili postania płyty będącej tematem mojego omówienia, jego passa byłą znakomita, nie tylko dlatego że właśnie obejmował stanowisko naczelnego dyrygenta jednej z najznamienitszych niemieckich orkiestr. Artysta, znany ze swojego bogatego dorobku płytowego i pasji do nagrywania ze wszystkim formacjami, które prowadził na stałe lub gościnnie, zapewne nie miał nic przeciwko temu, by również w stolicy Bawarii zacząć rejestrować wielkie dzieła repertuaru, które jak w niniejszym przypadku dublowały się z projektami zrealizowanymi wcześniej. Zbiegło się to również w czasie z rozpoczęciem fonograficznej agendy Filharmoników Monachijskich, której pierwszy album zawiera wyłącznie jedno dzieło: II Symfonię Gustawa Mahlera.
Walery Gergiew w nie tak dalekiej przeszłości nagrał komplet dzieł tego gatunku, kiedy stał na czele Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, również w barwach jej własnego płytowego wydawnictwa. Cykl wzbudził raczej mieszane uczucia u krytyki, choć jego pierwsza pozycja wytrzymała próbę czasu i okazała się być jedną z najlepszych z całego zestawu. Nie mogę tego niestety powiedzieć o Drugiej, ale tylko i wyłącznie dlatego, że nie miałem możliwości jej poznania w celach recenzenckich, więc niniejszy album mogę potraktować jako udaną i przekonującą próbę zmierzenia się sławnego kapelmistrza z potężnym i wymagającym utworem. Porównanie z londyńskim wykonaniem z pewnością mogłoby być bardzo interesujące, ale niniejsze nagranie wykazuje cechy przemawiające na korzyść omawianej właśnie rejestracji Zmartwychwstania, przede wszystkim ze względu na fakt, że tamte kreacje były zapisem koncertów w nie zawsze sprzyjającej Barbican Hall. Album MPHIL charakteryzuje się naprawdę dobrą jakością dźwięku, co niżej podpisanemu zdecydowanie przypadło do gustu po zapoznaniu się z kompletem Symfonii Antona Brucknera, nagrywanymi „ na żywo” w bazylice St. Florian ze wszelkimi, z reguły negatywnymi konsekwencjami tego faktu, o czym pisałem przy okazji recenzowania owych interpretacji. Tutaj mamy do czynienia prawdopodobnie z rejestracją studyjną, zrealizowaną w ciągu sześciu dni we wrześniu 2015 roku; nie słyszę oznak obecności publiczności, zaś pod względem technicznym nie da się mu niczego zarzucić, a co więcej, jest bardzo satysfakcjonujące.
Dociekliwi internauci zaglądający na bloga mogliby zadać pytanie, dlaczego poświęcam sporo uwagi płycie wydanej równo 10 lat temu, na dodatek z udziałem artysty uwikłanego w niebezpieczne polityczne związki? Cóż, jeśli chodzi o te ostatnie, to potępiam bliską znajomość Walerego Gergiewa z rosyjskim dyktatorem, ale nie widzę żadnego powodu, by nie słuchać jego nagrań, zarówno tych starszych, często bardzo dobrych, jak i nowszych – o różnym poziomie, przy czym jestem w tej mniejszości uważającej zrealizowany cykl Brucknerowski generalnie za całkiem dobry i przekonujący. Nie zamierzam też dołączać do idiotycznego bojkotu muzyki rosyjskiej, mającej miejsce w naszym kraju od kilku lat, bo cenzurowanie jej jest nie tylko zbrodnią na sztuce, ale również obrazą dla inteligencji melomanów, a przynajmniej mojej. Ciekawskim czytelnikom osobiście podsunąłbym inny temat do przemyśleń, który być może co niektórym jest wiadomy, jeśli regularnie czytają moje teksty. Dlaczego właśnie teraz zajmuję się prezentowanym nagraniem, którego światowa premiera fonograficzna miała miejsce w roku 2016? Otrzymałem je stosunkowo niedawno bezpośrednio od Filharmoników Monachijskich. Światowy dystrybutor ich fonograficznej agendy nie dbał nigdy o promocję nagrań zespołu w Polsce, ignorując również Płytomaniaka i jego zainteresowanie swoimi produkcjami. Rolę jego polskiego oddziału w tym zakresie powinienem litościwie przemilczeć, ponieważ konsekwentnie ignoruje niżej podpisanego i jego już ośmioletnią działalność przy recenzowaniu płyt, zaś jedyny tytuł, który został nadesłany w celach promocyjnych, wynikał z podszeptów bardzo znanego artysty, robiącego obecnie furorę w kręgach muzyki operowej. Gdyby nie swoiste „wstawiennictwo” i podanie kontaktu na osoby (mało) decyzyjne pracujące w firmie, nawet i to jedno nagranie nie zostałoby mi nadesłane. Pozostawiam miłośnikom fonografii ocenę tej sytuacji i realiów panujących w przemyśle muzycznym, przy czym z mojego punktu widzenia jest to jedna wielka patologia wołająca o pomstę do nieba. Nic zatem dziwnego, że dopiero po uzyskaniu płyty od działu promocji samych Filharmoników Monachijskich po długim czasie od wydania, ponieważ na podmioty, które powinny się tym zajmować, nie można w żaden sposób liczyć.
Przepraszam za ten przydługi wtręt, ale był niezbędny, by naświetlić obraz nędzy umysłowej i bezczelności osób odpowiedzialnych za dystrybucję i sprzedaż nagrań muzyki klasycznej, która i tak ledwo zipie od wielu lat, a także by uzmysłowić, że Płytomaniak jest zdany tylko na siebie i musi szukać nie zawsze skutecznej pomocy u źródeł, ponieważ prawie wszyscy polscy reprezentanci światowych wytwórni konsekwentnie ignorują jego działalność i nie zaszczycają go pozycjami ze swoich bogatych katalogów. Ocenę ponownie pozostawiam czytającym, ale jeśli chcą wiedzieć więcej o współczesnej fonografii, pragną poczytać o najświeższych nowościach i podzielają mój punkt widzenia, to powinni zwracać się w tej sprawie do wiadomych miejsc i instytucji z zapytaniem, dlaczego bojkotują recenzenta i nie robią tego, co do nich należy, czyli nie dbają o promocję swoich wydawnictw? Nie wygląda to na szacunek dla klientów i melomanów. Coś takiego jest możliwe tylko w Polsce!
Wracając do spraw wyłącznie muzycznych, ocenac monachijskiego Zmartwychwstania przemawia na jego korzyść nie tylko z powodu dobrej jakości dźwięku, cechującą rejestrację studyjną, co w przypadku dzieła o ogromnej obsadzie ma niebagatelne znaczenie. Dzięki temu można podziwiać znakomitą formę Filharmoników Monachijskich, których poszczególne sekcje brzmią po protu wyśmienicie. Wynika to z faktu, że mamy do czynienia z zespołem najwyższej klasy, zatrudniającym znakomitych muzyków, ale także z mistrzowskiego sposobu instrumentacji, a w niej Gustaw Mahler osiągał oszałamiające rezultaty. Czystość dźwięku i jego jakość pozwala od razu docenić najwyższy poziom gry od początku do końca trwania kompozycji. Walery Gergiew także utrzymuje wysoki standard, jeśli chodzi o prowadzenie zespołów (także Filharmonicznego Chóru Monachijskiego) i współpracy ze solistkami, wśród których, oczywiście, nie mogło zabraknąć kogoś pochodzącego z Rosji. To, co nie zawsze przemawiało na korzyść londyńskiego cyklu, tutaj nie jest specjalnym problemem, ponieważ Olga Borodina, uznana i doświadczona śpiewaczka, sprawdza się całkiem dobrze zarówno w pięknym i nastrojowym Praświetle (Urlicht), jak i w końcowych fragmentach potężnego Finału, w których dołącza do niej sopranistka Anne Schwanewilms – z dobrym skutkiem i dla samego utworu, i dla słuchacza. Nie dają mi powodu do jakichś specjalnych narzekań, wykonują swoje partie z zaangażowaniem, które trafia przemawia do odbiorcy. Dzieło ujmuje pasją i energią ze strony dyrygenta, który jednakże unika możliwych szaleństw w tym zakresie, co trzeba mu poczytać na plus – całość zamyka się w niespełna 81 minutach, wydając się bardzo sensowną opcją, zaś czas poświęcony uważnemu słuchaniu II Symfonii jest cennym i wzbogacającym doświadczeniem z uwagi przede wszystkim na mistrzowską grę orkiestry, dramaturgię, potoczystość i logikę narracji, a także bogactwo wrażeń oraz emocji, które udzielają się zawsze w przypadku Zmartwychwstania. Nie sposób nie dostrzec faktu, że pierwsze studyjne nagranie wytwórni MPHIL zostało przygotowane z należyta starannością pod każdym możliwym względem i nawet „niepewny” element w postaci Walerego Gergiewa okazał się tutaj silną stroną całego przedsięwzięcia bez znaczących słabych punktów czy powodów do krytyki.
Mimo, że prezentowany album być może nie dokona przełomu w dotychczasowych rankingach najbardziej spektakularnych i porywających wykonań II Symfonii, to powiększa dyskografię o kreację utrzymaną na wysokim poziomie technicznym i interpretacyjnym, atrakcyjną dla odbiorcy. Dowodzi dogłębnego zrozumienia muzyki Gustawa Mahlera przez Filharmoników Monachijskich, zespołu mającego na tym polu piękną i zobowiązującą tradycję. Szkoda zatem, że nie doczekamy się kolejnego cyklu pod dyrekcją Walerego Gergiewa, który z bawarską formacją zdołał oficjalnie zarejestrować jedynie trzy Symfonie austriackiego kompozytora. Jestem ciekaw, jak zabrzmiałby wszystkie z nich, ale obawiam się, że pozostałe dwie pozycje, również zawierające element wokalny (Czwarta i Ósma) nie okazały się równie przekonujące, co inaugurujące własną działalność fonograficznej agendy orkiestry Zmartwychwstanie.
Płytomaniak
Gustaw Mahler
Symfonia nr 2 c-moll „Zmartwychwstanie”
Anne Schwanewilms, sopran; Olga Borodina, mezzo-sopran • Philharmonischer Chor München • Münchner Philharmoniker • Walery Gergiew, dyrygent
MPHIL0001 • w. 2016, n. 2015 • CD, 80'56” ●●●●●○
Nagranie w wersji fizycznego dysku audio zostało nadesłane do autora bezpośrednio przez wydawcę, Filharmoników Monachijskich. Ani światowy, ani polski dystrybutor wytwórni MPHIL nie przyczynili się w żaden sposób do uzyskania materiału do recenji, a tym bardziej do jej publikacji na stronie.
Komentarze
Prześlij komentarz