Mozart znany i nieznany - w wydaniu kameralnym.
Obiecałem ostatnio częstsze muzyczne spotkania z miłą memu sercu twórczością autora Wesela Figara i spełniam obietnicę, sięgając po nagranie, o którym tak naprawdę mało kto wie, choć zasługuje na większą uwagę melomanów, a miłośników kompozytora w szczególności. W swoim czasie nie wywołało jakiegoś szczególnie wielkiego poruszenia, choć w moim przekonaniu niczego mu nie brakuje, zaś ma sporo zalet z bardzo rzetelnym przekonującym wykonaniem, dobrym dźwiękiem oraz ciekawym repertuarem na czele. Mozart znany i nieznany – takie określenie nasuwa się samo podczas słuchania jego dwóch arcydzieł, zajmujących od dawna czołowe miejsce w literaturze poświęconej dwóm instrumentom: altówce oraz klarnetowi. Czytelnicy być może już się domyślają, o które kompozycje chodzi, a mianowicie o goszczące często na płytach i programach koncertów Symfonię koncertującą Es-dur KV 364 oraz Kwintet klarnetowy A-dur KV 581. Tak jest istotnie, ale w nagraniu, które od wielu lat słucham z radością i satysfakcją, mamy do czynienia z ich opracowaniami, których obecność w życiu koncertowym dość znacznie odbiega od popularności pierwowzorów.
Oto album wytwórni MDG, mogącej poszczycić się jednym z najbogatszych i najbardziej zróżnicowanych katalogów płytowych współczesnej fonografii, wydany co prawda jakiś czas temu, ale nadal cieszący ucho i stanowiący ważną pozycję w dyskografii dzieł Wolfganga Amadeusza Mozarta, jako że zawiera ewidentny repertuarowy rarytas: kameralne opracowania wspomnianych wyżej utworów, dokonane przez nieznanych dotąd aranżerów na początku XIX wieku. Pierwszym z nich jest Grand Sestetto Concertante, rozpisane na dwoje skrzypiec, dwie altówki, wiolonczelę (oficjalnie nazwaną koncertującą), a także kontrabas. Datuje się na rok 1807, zaś pięć lat wcześniej (1802) ukazał się Kwartet fortepianowy, ale nie jeden z dwóch „oficjalnych”, skomponowanych przez samego twórcę, lecz będący przeróbką pięknego i ważnego Kwintetu klarnetowego A-dur. W owych czasach tego rodzaju ingerencje w oryginały były chlebem powszednim; dokonywali je sami autorzy, wydawcy nut, a także aranżerzy, znani lub nieznani – jak w tym przypadku. Można przypuszczać, że transkrypcji obu arcydzieł doskonali naprawdę doświadczeni i biegli w swojej sztuce muzycy, na co wskazuje wysoka wartość i atrakcyjność opracowań. Są doskonale pomyślane, we właściwy sposób odnoszą się do brzmieniowych i strukturalnych właściwości pierwowzorów, nie wprowadzają nadmiernych ingerencji w nutowy zapis, a co więcej, respektują wierność tekstowi, dowodząc podziwu ich autorów dla muzyki Mozarta.
Końcowy rezultat jest więcej niż satysfakcjonujący: prezentowanego nagrania słucham zawsze z zaciekawieniem i poczuciem obcowania z wybitnym dziełem sztuki w bardzo kompetentnym wykonaniu. Niniejsza uwaga jest o tyle na miejscu, że odnosi się zawsze do nieuniknionych porównań z oryginałem i prób zachowania jego pierwotnych walorów. Zwłaszcza Wielki Sekstet, jak głosi tytuł, jest tutaj znamiennym przykładem. Słyszymy skład ograniczony do sześciu instrumentów smyczkowych, zaś "właściwa" partytura, przypomnijmy, jest przeznaczona na skrzypce, altówkę i orkiestrę z waltorniami i obojami. Autor transkrypcji dokonał nie lada wyczynu, zachowując niezrównane piękno i głębię Symfonii koncertującej Es-dur, zaś z niełatwym zadaniem eliminacji dwóch partii solowych oraz dętych poradził sobie sprytnie i twórczo, rozdzielając zapis nutowy tamtych pomiędzy sześciu wykonawców. To czysto smyczkowe opracowanie ma niewątpliwe brzmieniowe i artystyczne walory, stanowi też wyzwanie dla wykonawców, zwłaszcza dla wiolonczelisty, czemu uczestniczący w projekcie wirtuozi sprostali znakomicie. Również „nowy” Kwartet fortepianowy powinien wzbudzić większe zainteresowanie publiczności i wykonawców, nie tylko dlatego, że jest opracowaniem wspaniałego utworu. Sam w sobie jest pozycją wręcz znakomitą i naprawdę atrakcyjną. Zaskakiwać może udział fortepianu, ale na początku XIX wieku był znacznie popularniejszym instrumentem niż klarnet, z czego skwapliwie skorzystał anonimowy twórca transkrypcji. Pianista Thomas Duis pokazuje tutaj się z najlepszej strony, dbając zarówno o pełne wyrazu, liryczne strony utworu, jak też popisuje się, tam gdzie trzeba, temperamentem i rozmachem w dobrym stylu. Współpraca między nim a członkami Kwartetu Mannheimskiego, do których w poprzedniej pozycji dołączyli zaproszeni goście, układa się bez zarzutów. W ich produkcji słychać radość grania, wzajemne zrozumienie na każdej płaszczyźnie: od poziomu mikro pojedynczych nut i fraz do makro dużej formy sonatowej, obejmującej cztery części. Są one wykonane ze starannością i empatią, narracja jest logiczna i żywa, tempa naturalne i przekonujące, co w efekcie końcowym przynosi kreację, która mi osobiście spodobała się na tyle, że wracam do niej regularnie pomimo kilkunastu lat od rynkowej premiery płyty. Z zainteresowaniem i zadowoleniem cieszyłem się i nadal się cieszę pięknymi i wzruszającymi utworami Wolfganga Amadeusza Mozarta w nowym, ciekawym wydaniu.
Pozwalam sobie zarekomendować niniejszy album wytwórni MDG miłośnikom twórczości kompozytora i muzyki kameralnej, tym bardziej, że cechuje się dobrym, czystym i przyjemnym w odbiorze dźwiękiem. Czegóż chcieć więcej?
Płytomaniak
Wolfgang Amadeusz Mozart
Grand Sestetto Concertante/Symfonia koncertująca Es-dur KV 364 (320d); Kwartet fortepianowy/Kwintet klarnetowy A-dur KV 581
Sebastian Bürger, altówka; Mátyás Németh, kontrabas; Thomas Duis, fortepian • Mannheimer Streichquartett
MDG 336 1559-2 • w. 2010, n. 2008 • CD, 59'19” ●●●●●○
Nagranie w postaci fizycznego dysku audio zostało nadesłane bezpośrednio przez wydawcę, wytwórnię MDG. Jej polski dystrybutor nie przyczynił się w żaden sposób do uzyskania przez autora materiału do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz