Z Sali Koncertowej Berliner Philharmoniker (1) - wieczór z muzyką czeską.





28. października Republika Czeska świętuje setną rocznicę odzyskania niepodległości, dlatego nie będzie złym pomysłem omówienie przy tej okazji koncertu, który miał miejsce dwa tygodnie wcześniej, a mianowicie 13. października w Sali Koncertowej Filharmonii Berlińskiej. Program wypełniony w całości muzyką naszych południowych sąsiadów, co nie powinno nikogo specjalnie zdumiewać, jako że ich artyści propagują twórczość rodaków gdzie tylko mogą. Robi to też aktualny szef Symfoników Bamberskich (formacji notabene powiązanej z Pragą), współpracujący z najwybitniejszymi orkiestrami europejskimi, japońskimi i amerykańskimi 37-letni Jakub Hrůša. Nie dziwi zatem fakt, że na swój debiut z Berliner Philharmoniker wybrał wyłącznie dzieła czeskich autorów.

Na początku zabrzmiał Złoty kołowrotek, u nas niemal kompletnie nieznany poemat symfoniczny Antonína Dvořáka, trzecia w kolejności z czterech pozycji tego gatunku napisanych z inspiracji romantyczną poezją czeskiego poety Karla Jaromíra Erbena ze zbioru Bukiet (cz. Kytice). Na estradach pojawia się stosunkowo rzadko, choć akurat dla Filharmoników Berlińskich nie jest nowością, jako że nagrali go z ówczesnym szefem, Simonem Rattlem, wraz z pozostałymi poematami autora Rusałki dla wytwórni EMI bodajże w roku 2005. Jego wykonanie zasługuje na duże uznanie ze względu na pokaźne rozmiary utworu (trwa około 27 minut) i pozornie mało skomplikowaną formę z powracającymi co chwilę epizodami, których narrację trzeba poprowadzić tak, by nie tylko nawiązywała do literackiego pierwowzoru, lecz jednocześnie porwała odbiorcę i nie znużyła go. Czeskiemu mistrzowi batuty i orkiestrze udało się to w pełni, a sam Kołowrotek był imponującym, pełnym blasku i bogactwa pomysłów oraz barw początkiem wieczoru. Doceniła to zresztą publiczność, nagradzając interpretację poematu długimi i entuzjastycznymi brawami.

Potem na estradę wkroczył Frank Peter Zimmerman, by zaprezentować się w I Koncercie skrzypcowym Bohuslava Martinů. Szkoda, że owa ciekawa i wartościowa pozycja dwudziestowiecznego repertuaru wiolinistów nie gości częściej w programach koncertów czy płytowych nagrań. Stosunkowo krótka, zawierająca się w 23 minutach, operuje nieco zmniejszoną orkiestrą, by przerzedzić brzmienie i wyeksponować partię solisty, mającej spore pole do popisu zarówno we fragmentach wirtuozowskich, jak i lirycznych. Niektórzy złośliwcy zarzucają kompozytorowi grafomanię, biorąc pod uwagę jego ilościowy dorobek, ale nie da się zaprzeczyć, że muzykę czeskiego twórcy można rozpoznać już po paru taktach, po kilku sekundach, czego przykładem jest również I Koncert. Można się z nim zapoznać w tym krótkim fragmencie:





Frank Peter Zimmerman grał go bardzo aktywnie, z niewątpliwym zaangażowaniem, doskonale współpracując z dyrygentem oraz zespołem. Nie jest to jedyny kontakt niemieckiego skrzypka z muzyką Bohuslava Martinů. W zasobach Cyfrowej Sali Koncertowej można znaleźć o kilka lat wcześniejszy zapis koncertu, podczas którego artysta zaprezentował II Koncert. Publiczności się spodobał, więc nie obyło się bez bisu: efektownej, acz trudnej transkrypcji doskonale znanego Preludium g-moll op. 23 nr 5 Sergieja Rachmaninowa, będącego jedynym wyjątkiem w całym czeskim programie. 

Jego zakończeniem było dzieło wspaniałe – rapsodia Taras Bulba Leoša Janáčka. Dyrygent zna utwór od dawna, nagrał go już w roku 2008 z Orkiestrą Filharmoniczną z Brna dla wytwórni Supraphon. Teraz miał do dyspozycji luksusowy wykonawczy aparat w postaci jednego z najlepszych zespołów symfonicznych świata, toteż ostateczny rezultat był przekonujący pod każdym względem. Trzyczęściowa kompozycja wywarła doskonałe wrażenie, oszołomiła feerią barw i bogatą instrumentacją, wśród której pojawiły się m.in. dzwony oraz organy. Słuchanie i oglądanie wykonania dzieła Janáčka było prawdziwą ucztą nie tylko dla oczu. Dodać również można, że za pulpitem koncertmistrza zasiadł tym razem nasz rodak, Daniel Stabrawa.

Bardzo kibicuję rozwijającej się w imponującym tempie karierze Jakuba Hrůšy. Cenię go nie tylko za niewątpliwy wybitny kapelmistrzowski talent, ale także za bycie świadomym i myślącym artystą, który starannie dobiera repertuar i zna go od podszewki (trudne, dość długie i wymagające znacznej obsady dzieła Dvořáka i Janáčka prowadził z pamięci). Nie można też nie wspomnieć o znakomitej prezencji na podium. Imponuje kultura dyrygowania maestra, jego ruchy są oszczędne, lecz bardzo wyraziste, w najlepszym stylu, unika rażącej dla mnie wątpliwej popisowości czy groteskowej mimiki, wręcz błazenady, jaką uskutecznia moim zdaniem np. nowo wybrany szef Berlińczyków, Kirył Petrenko (na blogu pojawi się być może recenzja z otwarcia sezonu 2018/19). Czuć u niego pasję, nie tylko do muzyki rodaków, co dobrze wróży kolejnym jego występom z Filharmonikami Berlińskimi.

Ów ciekawy i satysfakcjonujący wieczór można obejrzeć w Cyfrowej Sali Koncertowej dostępnej pod adresem www. digital-concert-hall.com. Znajduje się tam również wywiad skrzypka i dyrygenta.

Paweł Chmielowski 


Antonín Dvořák – Złoty kołowrotek op. 109
Bohuslav Martinů – I Koncert skrzypcowy
Leoš Janáček – Taras Bulba – rapsodia na orkiestrę
Franz Peter Zimmerman, skrzypce • Berliner Philharmoniker • Jakub Hrůša, dyrygent
Autor bloga mógł obejrzeć koncert i napisać z niego recenzję dzięki uprzejmości Berliner Philharmoniker.

Płytomaniak.blogspot would like to thank Berliner Philharmoniker for sending the access to the Digital Concert Hall and making this review possible.







Komentarze

Popularne posty